Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Kasia84

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia Kasia84

0

Reputacja

  1. Hm no to współczuję...na samym początku -patrząc wstecz kiedy to wszystko się rozpoczęło w moim życiu też leżałam w łóżku i bałam się wyjść...Nie pomagały rozmowy z rodziną czy tłumaczenie sobie,że tak na prawdę nic mi nie jest i to tylko moja psychika sprawia,że jest mi strasznie źle i boję się wszystkiego. To jest tak zwany lęk przed lękiem wywołujący paniczny lęk. Nie chciałam jeść jeszcze jak mama żyła to mnie karmiła zupami a raczej papkami. Pomógł mi psychiatra i psycholog niestety mam nawrót ale staram się sobie radzić. W grudniu dopiero mam wizytę u psychologa i mam nadzieję,że mi pomoże żyć ze strachem przed zamkniętymi pomieszczeniami z ludźmi. Każda osoba z nas ma osobną historię ale równie ważną. Nie ma lepszej czy gorszej sytuacji. Nam po prostu jest źle i strasznie smutno. Mam też oprócz leków na receptę dwa leki na bazie ziół jak chcesz spróbuj zażywać jest to SZAFRACEUM na poprawę nastroju i na uspokojenie Doppelherz Aktiv Na uspokojenie. Ja zmagam się ze strachem przed wejściem do autobusu i dojechaniem do pracy. Teraz już jestem gotowa i zaraz muszę iść. Postaram się słuchać muzyki czy po prostu coś zrobić żeby te 15 minut wytrzymać. To straszne bo nie mogę się cieszyć życiem. Rozumiem Ci jak Ci źle. Możesz do mnie pisać zawsze Ci odpowiem. Nam z zaburzeniami lękowymi jest raźniej bo nikt nas nie zrozumie jak my sami siebie. Pozdrawiam
  2. Kochana masz troszkę gorszą sytuację niż ja ( zmagam się z jazda autobusem już koło 5 lat-do tego dochodzi teraz skupisko ludzi -szpital,sklep,bazar,kościół,cmentarz w fazie 1 listopada) Zemdlałaś i to Cię nakręca do myślenia,że tak właśnie może się wydarzyć. Nie będę Ci pisała,że to minie za pstryknięciem palców. Nie jest tak. Ja sama dzień w dzień się z tym zmagam. Cieszę się jak np dostaje ataku lęku a przejadę z tym atakiem jeszcze np dwa przystanki. To jest sukces i Kochana każda taka sytuacja to sukces kiedy udaje Ci się trochę dłużej być z tym lękiem... Ludzie nie rozumieją naszych problemów. Chcą być może ale nie są w stanie. Każda z nas (osoba dotknięta lękami strachami etc przeżywa to w sposób inny) Ja doprowadziłam się do płaczu i lęku który towarzyszył mi 24godziny na dobę. Prawie umarłam. Nie chciałam żyć. Mam skierowanie do psychologa i zobaczę na kiedy będę miała wyznaczone spotkanie. Kiedyś chodziłam 1,5 roku na takie spotkania i mi się poprawiło. Teraz jestem na lekach od psychiatry i znowu jest mi lepiej ale ja już nie chcę brać lekarstw ja chcę nauczyć się z tym żyć i nie pozwolić się wciągać w tą bezsensowną zabawę w zapadanie paniki i strachu...
  3. Mam 30 lat. Pięć lat temu doświadczyłam na własnej skórze ataku paniki. Jechałam w autobusie we wrześniu do pracy. Był to mokry dzień. Z nieba leciały krople deszczu autobus zaparowany od oddechów ludzi. Siedziałam tyłem do kierowcy słuchałam muzyki i nagle STAŁO SIĘ. Czuję,że nie mogę oddychać. Duszę się. Serce szybciej bije. Chyba zwymiotuję...Wstaję. Idę do okna. Otwieram je nie patrząc na ludzi,którzy są zniesmaczeni bo jest zimno i pada. Nic nie pomaga. Autobus stoi na moście w korku i nic się nie dzieje. Jakaś pani podchodzi chwyta mnie za rękę i karze usiąść. Nie mogę siedzieć. Będę płakać. Nie mogę wysiąść jestem uwięziona i duszności stają się jeszcze większe. Zjechaliśmy po 10 minutach z mostu i dalej stoimy w korku drżącym głosem proszę kierowcę żeby mi otworzył drzwi bo źle się czuję a on mi mówi,że każdy się śpieszy. Płaczę. po jakiś 15 minutach dojeżdżam do przystanku i wysiadam. Nogi mam miękkie wspieram się o ogrodzenie domu. Wybucham płaczem i nie wiem co mi jest. Dzwonię do pracy,że nie przyjadę i wracam do domu na nogach. Oczywiście uczucie niepokoju i duszności pozostały. Następnego dnia byłam w szpitalu i robiłam różne badania. Nie miałam lęków każdego dnia. Jednak powracały a jazda autobusem mnie *zabijała*. Wykonywałam różne badania i nic. W końcu lekarka zaproponowała mi abym poszła do lekarza psychologa. W grudniu mnie dopadło na dobre. Nie mogłam jeść. Leżałam i płakałam. Nie chciało mi się żyć a nieprzerywany lęk - niepokój nie dawał mi spokojnie spać ani myśleć. Mama zabrała mnie do psychiatry. Dostałam lekarstwa i skierowanie do psychologa.Brałam leki i chodziłam 1.5 roku na terapię. Może i coś mi to pomogło - w końcu w miarę funkcjonowałam jednak dalej miałam leki w sklepach kinie restauracji i oczywiście mój znienawidzony autobus. Rok temu zmieniłam lekarkę na inną. Dostałam inne lekarstwa i czułam,że żyję na nowo. Oczywiście w ogóle nie piję alkoholu bo nie wolno a i zapomniałam wspomnieć,że lęki zaczęły się jak rzuciłam w sierpniu papierosy. Z lekami nawet życie było łatwiejsze jednak problem paniki dalej pozostał. W czerwcu zaszłam w ciąże ale zorientowałam się dopiero w lipcu. Od razu kazał mi lekarz ostawić leki (doxapina. xanax,sedam,elicea) i zaczęło się. Wymiotowałam co dwie godziny przez 4 dni. Płakałam i lęk mnie nie opuszczał niczym cień. Po dwóch tygodniach się unormowało ale byłam już na l4 do końca ciąży ponieważ okazało się,że ciąża jest zagrożona. Niestety 15 września miałam usunięcie płodu ponieważ dzieciątko umarło w 3 miesiącu ciąży. Nie wróciłam do lekarstw. Walczę. Nie udaje mi się to. Mamy 7 października ja staram się dokończyć prawo jazdy i jeżdżę autobusami z lepszymi lub gorszymi efektami ale staram się dojechać do celu ewentualnie wysiadam. Dopada mnie chwila kiedy muszę płakać i mam ściśnięte gardło jakby jakiś mały chochlik siedział mi na klatce piersiowej. Czy jest ktoś w stanie mi pomóc?
×