Witam
Paliłem marichuanę prze 2 lata, jak wiadomo z czasem, przestała *kopać* jak trzeba , więc z przyjaciółmi zaczęliśmy popalać dopalacze. Zrobiłem sobie przerwę na tydzień. Po przerwie zapaliliśmy na szybko grama mocniejszych dopalaczy na 3 i od tamtej pory zaczął się mój koszmar.Serce zaczęło mi walić jak młot, miałem strasznie dziwne myśli że zaraz padne i nie wstanę, serce zwolniło na pół minuty do normalnego stanu, a później znów łomotało jak oszalałe przez około 5 minut i tak w kółko .Gdy siedziałem nie było aż tak źle, ale gdy stałem czułem bicie serca na klatce piersiowej. Nigdy nie miałem problemów z sercem, a po wizycie u kardiologa, która była konieczna, stwierdził on że mam arytmię.Zlecił mi także wykonanie badań EKG, Holtera i Echo serca. Wszystkie badania wyszły pozytywnie, tylko na Holterze miałem pare zapisów 140 uderzeń na minute( podczas wolnego spaceru, które zalecił lekarz). Codziennie z rana mam wysoki puls. Od 7 miesięcy przyjmuję tabletki na spowolnienie akcji serca, ale i tak mało one pomagają. Czy to może mieć podłoże psychologiczne, czy to tylko sprawa dopalaczy ? Dodam że przez 2 lata palenia marichuany nie miałem żadnych problemów ze zdrowiem, oraz samopoczuciem. Proszę o opinie osoby, które miały styczność z marichuaną, a nie osoby które nigdy jej nie spróbowały, a mają najwięcej do powiedzenia