Witam wszystkich. Pierwszy raz jestem na tym forum i strasznie ciepło zrobilo mi się na sercu, że jest więcej osób na świecie, które rozumieją co mogę czuć. Pierwszy raz u mnie nerwica pojawiła się gdy miałam 11 lat i rodzice wysłali mnie na kolonię. Wtedy mysleli, że to histeria jedynaczki, ale gdy problem pojawił się na początku liceum i studiów zauważyli, ze problem jest poważniejszy. Paraliżujący strach, kołatanie serca, niechęć do jedzenia i bezsenność lub wczesne wybudzanie się pojawiają się zawsze w nowych dla mnie miejscach i sytuacjach a o to nie trudno w mojej pracy. Najsilniejszy atak do tej pory pojawił się u mnie przed slubem 3 lata temu i dostałam od lekarza paxtin. Bardzo pomógł, bo chyba nie doszłabym do ołtarza. Pomógł też potem gdy po ślubie mąż powiedział mi, ze mnie zdradzał. czas mijał i objawy powoli ustępowały a ja zmniejszałam dawkę. Poznałam wtedy fantastycznego mężczyznę, sporo ode mnie starszego i kiedy już przemogłam się i chciałam odejść od męża atak powtórzył się. Zaczęłam mieć wizję jak to zostaję sama, bo mój starszy partner umiera a rodziców nie majuż na świecie. Tak się zapędziłam,że lęk mnie przerósł. Ten okropny lęk nie pozwala mi cieszyć się życiem tylko bać się tego co może nastąpić. Chodzę na psychoterapię ale powoli zaczynam juz być zmęczona tą ciągłą walką a mam dopiero 31 lat.