Wykonano u mnie ablacje ponad dwa lata temu...arytmia przeszła w stan czegos innego , cos jak pobudzenia na zmiane z migotaniem, po badaniach okazało sie, że mam ciągłe *tachykardie* w przeciagu tygodnia ok. 1-2 razy dziennie. Omdlenia, kołatania, przyspieszenia...nie wiem co dalej i abstrachujac od tematu..mówienie o ablacji jak o *banalnym* zabiegu jest dla mnie okropnoscią. Moja była bardzo bolesna, wykonywał ja *praktykant* uczac sie na mnie, znieczulenia (7 w jednej pachwinie, oraz 5 w drugiej) wogole nie zadziałały..koles wbijał igły w nerwy tak ,że ledwo podeszlismy do samego *zabiegu*...wypalanie mega bolesne..moze srodki znieczulajace podano zbyt póżno..ale generalnie wspominam to jak koszmar...z sercem nadal dzieja sie złe rzeczy i boję sie cokolwiek działać... chętnych do rozmowy zapraszam na gg : 39162155
Pozdrawiam wszystkich borykajacych sie z tym tematem, przed lub po..