Skocz do zawartości
kardiolo.pl

luska92

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia luska92

0

Reputacja

  1. Witam. Jestem tutaj nowa i liczę na jakieś wsparcie, cieszę się że trafiłam na to forum ponieważ niewiele osób z mojego otoczenia rozumie co to jest agorafobia. Zmagam się z nią od 6 lat. Wszystko zaczęło się w pierwszej klasie liceum. Zawsze byłam piątkową uczennicą, jednak bardzo przeżyłam to, iż w szkole średniej nauczyciele twierdzili, że nie mam podstaw. Uczyłam się tak samo jak zawsze jednak nauczyciele wpisywali mi same jedynki. Wtedy właśnie zaczęłam bać się przechodzić przez ulicę i tak też jest do dziś dnia. Po roku czasu zmieniłam szkołę jednak problem nadal został. Teraz studiuję zaocznie, w moim mieście nie ma tego kierunku, dlatego co dwa tygodnie jeżdżę do Warszawy. Zawsze z kimś... Od 6 lat wychodząc z domu zawsze muszę się kogoś trzymać. Półtora roku temu, była pewna poprawa, mogłam chociaż sama dochodzić do przystanku autobusowego jednak od listopada 2013, wszystko się nasiliło ze zdwojoną siłą. Zaczęło się od tego, że miałam podwyższone tętno sięgające nawet do 140. Po wszelkiego rodzaju badaniach kardiologicznych i endokrynologicznych wszyscy zgodnie stwierdzili, że to jednak nerwica, że agorafobia nasiliła się. Nigdy przy niej nie miałam żadnych lęków. Teraz jest inaczej. Tętno nie jest już tak duże, jednak pojawiły się natrętne myśli dotyczące tego że umrę , że coś mi się stanie , poczucie wyobcowania, którego czasem nie umiem określić. Teraz nie wychodzę już prawie sama z domu. Kiedyś moja agorafobia dotyczyła tylko przechodzenia przez ulicę, teraz boję się również sal weselnych, kościołów i hipermarketów. Ta ogromna przestrzeń przeraża mnie. Uczęszczam na terapię indywidualną, byłam również u psychiatry który przepisał mi leki, jednak moja terapeutka stwierdziła, iż należy poczekać z przyjmowaniem ich do wakacji, ponieważ właśnie rozpoczyna mi się sesja. Za dwa lata wychodzę za mąż, mamy już zarezerwowaną salę weselną z Narzeczonym, która jest specjalnie pode mnie... Nie jest wielka, ma filary na środku, jednak i tak boję się , że nie dam rady na niej tańczyć, a przecież nie będę opowiadała całej rodzinie i wszystkim gościom co mi jest, bo wiele osób tego nie rozumie...Nie spotykam się ze znajomymi, ponieważ nie potrafią zrozumieć jak to możliwe że zawsze muszę się kogoś trzymać.. Mam wsparcie w rodzicach i Narzeczonym, a także Przyjaciółce... Najgorsze dla mnie są teraz te myśli, które ciągle chodzą mi po głowie, ciągle zastanawiam się jak to jest że żyjemy, że jesteśmy, czasem patrząc na swoje ręce mam wrażenie, że nie są moje... Czy Wy też tak miałyście? Czy z tego w ogóle można wyjść? Chciałabym zacząć jakąś pracę, w przyszłym roku czekają mnie praktyki, jednak nie wyobrażam sobie jak miałabym dotrzeć do celu... Moją terapeutyczną pomocą jest mój ukochany pies, z którym idąc na spacer nie czuję strachu, mimo że jest malutki, trzymając smycz czuję się pewniej. Dopiero teraz gdy wszystko się nasiliło zdałam sobie sprawę jak długo to trwa i jak wiele rzeczy mnie omija...Zawsze na weselach tańczę pod ścianą, to bardzo uciążliwe... Proszę o jakąś odpowiedź, Pozdrawiam :)
×