Witam Wszystkich!
Jestem tu pierwszy raz, poczytałam kilka stron i przynajmniej pocieszyłam się, że nie jestem sama. Jestem po 30, na nerwicę choruję już dobrą połowę życia. Od dziecka byłam bardzo nerwowa, ale to śmierć mojego taty, której byłam świadkiem stała się początkiem moich dolegliwości. Lęk przed śmiercią i nieuleczalną chorobą towarzyszy mi do dziś. Każde klucie, drobny ból od razu wg mnie musi oznaczać coś poważnego, chodziłam do wielu lekarzy, również psychiatrów, ale nikt nie umie mi pomóc. Do tego doszedł lęk przed braniem lekarstw. Większość rzeczy mnie uczula, a przynajmniej ja to tak odczuwam. Jestem w stanie na poczekaniu wywołać w sobie jakiś ból, doszukuję się tysiąca chorób i nie wiem jak z tym walczyć. Boję się, że wszystkie moje dolegliwości to tylko i wyłącznie wymysł mojej wyobraźni. Przeszłam już bóle w klatce piersiowej, podwyższone tętno, duszności, kołatania serca, bóle głowy, zatykanie w gardle, drgawki, zawroty głowy, ostatnio mam straszne bóle stawów, kości - nie wiem, czy to też są nerwy. Robią mi badania w kierunku zakrzepicy i już sobie wkręciłam nie wiadomo co. Już sama nie wiem jak z tym walczyć. Mam kilkuletnie dziecko, planuję drugie, ale czasami myślę, że jestem zbyt słaba na to wszystko. Strach przed tym, że coś się może dziać jest bardzo duży. Nie wiem co robić. Nie chcę brać psychotropów, już to przerabiałam. Wiem, że muszę zmienić sposób myślenia, ale gdyby to było takie proste, tyle osób nie chorowałoby na nerwicę. Musiałam to z siebie wyrzucić. Dziękuję i liczę na wsparcie.