Mąż pojechał po HOLTERA 12-i w tym dniu serce było jak,,dzwon*-arytmii nie było-i jakby od tamtego dnia wydawałoby się,że będzie już dobrze,że ucichło-aż do 28 czerwca
Mąż pił długo głóg rano i wieczorem-potem stwierdził,że to było przejściowe i że chyba będzie już dobrze-i już go nie pił...czyżby pomagał??? czy to tylko zbieg okoliczności....
Mąż wylądował w szpitalu i myśleliśmy....znowu się zaczęło...
Dziś błysnęło światełko w naszym ciemnym tunelu-bo dostaliśmy telefon i za 2 tygodnie mąż będzie miał ablację..........i choć się ucieszyliśmy to bardzo się boję...nie pokazuję po sobie aby dodatkowo nie denerwować męża...
wiem ,że wielu z Was czeka na taki zabieg ale wielu go przeszło....jak się czujecie?