Witam
jakiś miesiąc temu przeszłam dość ostrą wirusówkę. Z temperaturą, zapaleniem zatok i silnym kaszlem. Po chorobie pozostał mi ból w klatce , za mostkiem. Myslałam, że *samo przejdzie*, ale jednak jest gorzej. Ból utrzymuje się cały czas, z różnym nasileniem. Raz umiarkowanie, innym razem tak, że az promieniuje pod pachę i do łopatek. Ale jednak czuje go cały czas. Do tego strasznie skacze mi tętno. Przy minimalnym wysiłku (np. delikatna jazda na rowerze ) tętno potrafi wzrosnąc do 140-150. Bardzo sie męczę. Nie mogę wejśc na 4 pietro bez przynajmniej 2 odpoczynków, podbiegnięcie kilku kroków do dziecka kończy się zadyszką i silnym kołataniem serca, aż czasem przez bluzkę widac, jak pulsuje. Ból jest wtedy przeszywający, kłujący. Serce skacze jak oszalałe. Bardzo sie martwię. Do tej pory byłam osobą umiarkowanie aktywną fizycznie (rower, rolki, pływanie). W tej chwili boje sie zrobic cokolwiek, bo wiem , że zakończy sie to zadyszką , bólem i kołataniem serca....
Mam 37 lat, nie choruję na nic, morfologia w normie, ciśnienie 114/74, niewielka nadwaga, hormony tarczycy w dolnych granicach, ale nadal w normie.. Dzisiaj byłam u internistki, zleciła EKG. Powiedziała, że są *niewielkie zmiany, ale żeby nie było, że wykryła mi jakąś wade serca*. Nic sie od niej nie dowiedziałam....
martwię się... Co robic? terminy u kardiologów są tak odległe....