Wiem, że miałam zaburzenia lękowe z silnymi atakami paniki, które wybudzały mnie nawet w nocy. W dzień nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Uważałam jednak, że przyczyna jest fizyczna. Zaczęłam leczyć hashimoto, hormony mam prawie wyrównane. Zwiększyłam dawkę i badania robię za jakieś 2 tygodnie. Mam więcej siły, nie mam ataków, potrafię chodzić w miejsca, których wcześniej się bałam typu centrum handlowe, kino, muzeum.. ale.. cały czas jak chodzę mnie chwieje. Nie ważne czy chodzę po domu czy po ulicy, czy po lesie, sama czy z kimś czuję takie dziwne zachwiania równowagi jakbym miała za chwilę się ostro zachwiać albo upaść. Dodam, że to nie są epizody, czuję to non stop.. tyle, że czasem silniej i muszę zwolnić albo się czegoś przytrzymać, czasem słabiej i mogę iść o własnych siłach, ale cały czas jest to dla mnie męczarnia. Czuję takie dziwne kołysanie jakby mi się miały nogi zaplątać. Zwłaszcza od pasa w dół. Taką ciężkość, zdrętwienie nóg i trudność w chodzeniu. Dodam, że kiedyś miałam taką akcję, że na sekundę straciłam wzrok i naprawdę się zachwiałam ostro aż się musiałam przytrzymać chłopaka. Jakbym na chwilę straciła świadomość i już upadała, ale w połowie drogi ją odzyskała i w ostatniej chwili uratowała się cudem przed upadkiem.. jakby chwilowa przerwa w dopływie krwi do mózgu normalnie. Straszne. Po 2 minutach poczułam się lepiej, ale nadal byłam taka jakby otumaniona i zamroczona, tak jest do teraz.Kiedy się prześpię i rano wstanę jest ok, ale jak tylko trochę pochodzę zaczynam się dziwnie czuć. Czasem już po 5 minutach chodzenia, czasem po godzinie, a czasem po 2-3, ale zawsze prędzej czy później kiedy chodzę zaczynają mi się robić ciężkie nogi i czuje taki dziwny ucisk w kręgosłupie lędźwiowym, napięcie, zdrętwienie. W ogóle dziwnie mi się chodzi. Robiłam sobie rtg.. mam skrzywienie prawostronne z rotacją kręgów, spina bifida.. konsultowałam to z fizjoterapeutą i powiedział, że to co opisuję to nie od kręgosłupa. Oprócz tego mam różne dziwne problemy wzrokowe.. powidoki (widzenie przedmiotu na który się patrzy jeszcze przez kilka minut po odwróceniu wzroku) i męty widziane nawet przy ciemnym świetle to jedno, ale np. jak oglądam telewizję wieczorem, odwrócę wzrok na ścianę to przy dłuższym patrzeniu pod kątem zaczynam widzieć taki duży prostokąt, czasem prostokąt i dwie kreski. Ostatnio nawet jak oglądałam film i miałam głowę na boku obraz był podzielony na pół kreską pod kątem i różnił się trochę jasnością. Badanie oka miałam z rok temu i pani twierdziła, że wszystko jest ok. Teraz mam wrażenie, że zdarza mi się to coraz częściej jak nie codziennie. Staram się po prostu nie zwracać uwagi na swoje dolegliwości od jakiegoś czasu, ale na to chodzenie czy problemy ze wzrokiem, gdzie nie mogę dłużej nic czytać na ekranie, bo mi się mieni w oczach, a potem widzę na ścianie paski, nie da się nie zwracać uwagi. Dodam, że gdy chodzę nie denerwuję się ani nic, ataków nie mam od dawna. Myślałam, że to wszystko przejdzie, ale nie wiem czy nie jest jeszcze gorzej.
Jak miałam ataki i kilku lekarzy pod rząd stwierdziło, że to nerwica to się poddałam. Miało to sens, ale teraz nie mam ataków, nie boję się, a ciągle mnie chwieje... stwierdziłam, że może wykonam jeszcze jakieś badania, bo nie mogę już tak dłużej siedzieć i czekać jak tracę życie. Po prostu każdy krok to dla mnie tortura, non stop, codziennie, od roku :/