Skocz do zawartości
kardiolo.pl

greenbean93

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia greenbean93

0

Reputacja

  1. Cześć, pozwolicie mi się trochę do Was wtrącić? tak sobie dziś zaczęłam czytać to forum i uznałam że co mi szkodzi napisać, ale widzę że dużo z Was już się tu całkiem nieźle zna ;) w każdym razie na imię mi Magda i myślę, że mam to o czym mowa w temacie. moja historia w duużym skrócie: jestem studentką 2 roku i od początku roku akademickiego miałam problemy z żołądkiem, ale powiedzmy, że z prawidłową dietą byłam w stanie sobie z nimi poradzić. nadszedł jednak ten dzień, cholerny dzień, który zmienił moje życie o 180 stopni i było to jakoś 3 miesiące temu. zjadłam coś na mieście w przerwie między zajęciami i gdy siedziałam i słuchałam wykładowcy nagle zrobiło mi się tak niedobrze i słabo, że musiałam wyjść. wybiegłam do łazienki i zwymiotowałam... i tak wychodziłam i wracałam 3 razy, w końcu uznałam, że to bez sensu i postanowiłam wrócić do domu. po wyjściu z uczelni musiałam jeszcze zaliczyć jakąś obskurną toaletę na stacji benzynowej, bo nadal miałam straszne mdłości. i od tego felernego wieczoru wszystko się zaczęło. boję się wyjść z domu. to nie jest niczym uzasadnione, po prostu boję się, że będę wymiotować i z tego powodu odcięłam się od przyjaciół, znajomych, opuszczałam zajęcia. teraz semestr się kończy, wyniki mam całkiem okej, ale co to za życie? na pewno wiecie o czym mówię, taka niemożność poczucia się bezpiecznie, gdy jestem na mieście marzę o tym żeby być w domu, gdy jestem w domu myślę o tym że w końcu trzeba będzie wyjść i się boję. napada mnie ten strach cały czas. już nie wspomnę co mi to wszystko zrobiło z organizmem - poza domem praktycznie nie jem ze strachu, także wyobraźcie sobie co było gdy miałam zajęcia od 8 do 20. jeśli chodzi o terapię to moja psycholog wydaje się w ogóle mnie nie rozumieć. próbuje rozmawiać ze mną o tym co tam u mnie, co u moich znajomych, co na studiach i nie rozumie, że to naprawdę w tym momencie nie ma dla mnie żadnego znaczenia, bo panika wkradła się w każdą dziedzinę mojego życia i czuję się, jakbym nie mogła ruszyć dalej i przejmować się normalnymi ludzkimi sprawami dopóki on nie zniknie (albo dopóki nie przestanie mnie uziemiać w domu i paraliżować). jak wy żyjecie z tym lękiem? jak możecie w takich sytuacjach mieć partnerów życiowych i przyjaciół? ja gdy jestem wśród ludzi myślę tylko o tym, co będzie jeśli gorzej się poczuję, zastanawiam się czy w tej chwili boli mnie brzuch, czy mi niedobrze i czy mam się przygotowywać do ucieczki, czy może nie. obecność kogoś, np gdy siedzę i z kimś rozmawiam, krępuje mnie, bo co jeśli nagle chcę uciec, itd, itd.. no chyba nie muszę Wam tego tłumaczyć, bo każda z Was doskonale mnie rozumie. także dlatego chciałam do Was dołączyć, haha, trochę będę tu młodą szczeniarą, ale mam wielką nadzieję, że jakoś mnie przyjmiecie? :) trzymajcie się ciepło
×