Skocz do zawartości
kardiolo.pl

fifek

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia fifek

0

Reputacja

  1. Brałem betaloc ZOK 25 mg przez rok i było ok. Niestety, od ponad roku (czyli w sumie dziś pona 2 lata brania leku) bardzo źle sypiam. Pomimo, ze schudłem, unikam alkoholu, słodyczy, przetworzonych węglowodanów, latem jeżdżę na rowerze i zacząłem ostatnio nawet biegać, sypiam coraz gorzej. Budzę się niema co noc po 2-3 razy z walacym sercem. Jest to z reguły poprzedzone koszmarem sennym. Nagrywam się co noc, bo już myślałem, że to wina bezdechu, bo pomimo schudnięcia i zdrowszego trybu życia zacząłem chrapać nawet na boku, czego wcześniej nie miałem (nawet przy sporej nadwadze). Jestem teraz niskociśnieniowcem (maks. ciśnienie to 135/80 i to po odwodnieniu). Zacząłem jeść więcej soli i to nieco pomaga. Ale teraz widzę, że może to być przyczyna betalocu, który bazuje na metoprololu, który przekracza barierę krew-mózg (podobnie jak propranolol) i może mieć wpływ na jakość snu. Od roku się alkoholu napić nie mogę (nawet szklanki piwa czy lampki wina!), bo od razu mi to rzutuje na sen (mam częstsze wybudzenia). Dlaczego lekarze wciąż przepisują ten stary betalbloker, skoro są inne, które nie przekraczają bariery krew-mózg, jak bisocard czy nebivolol? Podsumowując: mam jak najgorsze skojarzenia z tym lekiem. Poczytajcie sobie też tutaj o zaburzeniach snu i walącym sercu w nocy po meto- i propranololu: http://www.peoplespharmacy.com/2013/04/08/bad-dreams-from-beta-blockers/
  2. Ja to podejrzewam u siebie. Mam 39 lat i nadwagę. w październiku 2013 obudziłem się nagle ok 5h rano z walącym sercem (ok. 140 bpm). Nie umiało się zatrzymać. Dopiero jak trochę pochodziłem i zrobiłem próbę Valsalvy, to przeszło. W sumie ok 10 min. Nie byłem po żadnym alkoholu, wypoceniu itp. Jedyne, co kojarzę, to duże zmęczenie, jak kładłem się spać. Po ok miesiącu miałem znów podobny epizod. Potem po miesiącu znów i znów. Zawsze nad ranem (4-6h) i zawsze w trakcie wyraźnego snu. Styczeń-luty 2014 to 28 dni ciągłych epizodów pobudek w nocy po 3 razy z walącym sercem, ale nie tak, jak wcześniej rano, tylko wolniej i szybko się uspokajało (po kilku sekundach). Ale byłem chronicznie niewyspany. Dopiero po odstawieniu leku na nadciśnienie Tritace epizody minęły. Fakt, że przez cały rok, aż do dziś, miewam takie ataki od 1 do 3 w nocy, ale słabsze; czasami mam nawet 3 noce z rzędu bez ataków. Łykam tylko betaloc zok 25 mg i zauważyłem, że jak zmniejszam dawkę do połówki lub 3/4 tabletki, to bywa lepiej. Unikam alkoholu, bo on pogarsza (zdrowotna lampka wina dziennie? zapomnij! po tym mam jazdę). Nie mam nadciśnienie, schudłem, dużo piję płynów, wcinam dużo warzyw, nie jem słodyczy, unikam pieczywa i makaronów, nie łykam magnezu i potasu, bo po nich jest gorzej (dlaczego??). Wykluczyłem bezdech senny (nie mam badania polisomnograficznego, bo to w Polsce niemal niemożliwe do przeprowadzenia, 2 niezależnych kardiologów wykluczyło anomalie, jak WPW, Brugadów, wydłużony odcinek QT), miewam regularne echa serca i EKG, miałem 3 razy Holtera. Nic. Null. Zero. Ale objawy wciąż miewam. W połowie roku przez ok 3 miesiące, gdy byłem na diecie, aby schudnąć, nabawiłem się ostrych bigeminii (ale fakt, że wtedy ataków tachykardii nie miałem). Na szczęście po powrocie do pieczywa i kaszy bigeminie zniknęły (dlaczego??). Generalnie ostatni jest w miarę ok, ale cały czas się boję, że tyka jakaś bomba zegarowa. Że kiedyś gdzieś nie dośpię, będę w podróży służbowej, napije się wina i obudzę się z migotaniem komór. Od listopada miałem spokój z tym porannym czestoskurczem uspokajanym Valsalvą, ale przedwczoraj rano znów mnie taki obudził (budzik dzwonił). Poleżałem minutę w łóżku, pooodychałem i przeszło, nie musiałem robić Valsalvy. Ale znów się cham pojawił. Czy to Long QY Syndrome?
  3. W latach 50 norma była do 150 mmHg, dziś jest 115, to co będzie za 20 lat? 100?!?!?! Mój ojciec ma od 40 lat nadciśnienie na poziomie 160/90. Ma 75 lat i nigdy nie brał leków hipotensyjnych. Ludzie, nie dawajcie zarabiać koncernom farmaceutycznym, które regulują rynek sprzedaży leków na nadciśnienie poprzez zawężanie norm. Do poczytania: http://nowadebata.pl/2012/01/27/cukrzyca-miazdzyca-nadcisnienie-jezdzcy-apokalipsy/
  4. Acha, a propos mojego ojca dodam, pomimo wysokiego cholesterolu (choć bez tragedii, 240) i nadwagę, to wciąż potrafi wnieść na drugie piętro dwa wiadra węgla i codziennie zjada na śniadanie (wraz z moją 76-letnią mamą) dwa cholesterolowe jaja na twardo z chlebem grubo posmarowanym masłem. Tacy szczęściarze! Ciekawe, że z badań japońskich wynika, że przeciętni Japończycy mają wyższe ciśnienie krwi i gorsze wskaźniki cholesterolowe niż Amerykanie w USA. Pomimo tego znacznie rzadziej się leczą i dłużej żyją w lepszym zdrowiu.
  5. Oczywiście, oczywiście. W latach 50 norma była do 150 mmHg, dziś jest 115, to co będzie za 20 lat? 100?!?!?! Mój ojciec ma od 40 lat nadciśnienie na poziomie 160/90. Ma 75 lat i nigdy nie brał leków hipotensyjnych. Ludzie, nie dawajcie zarabiać koncernom farmaceutycznym, które regulują rynek sprzedaży leków na nadciśnienie poprzez zawężanie norm. Do poczytania: http://nowadebata.pl/2012/01/27/cukrzyca-miazdzyca-nadcisnienie-jezdzcy-apokalipsy/
  6. Muszę tu napisać, bo aż się nadziwić nie mogę, że tak głupio ludzie postępujecie, nie mając żadnej wiedzy medycznej ani biochemicznej. Aby trójglicerydy wzrosły, konieczna jest insulina. Czyli aby je zbić, trzeba zbić insulinę. A jak ja zbić? Zrezygnować kompletnie z przetworzonych węglowodanów (mąka, makarony, kluchy, ziemniaki, biały ryż, słodycze, buły, chleb itp.), a zastąpić je nieprzetworzonymi, a najlepiej w ogóle ograniczyć węglowodany na rzecz białek i tłuszczów. Ruch, owszem, ale nie do końca to się sprawdza - vide sportowcy, jedzący chudo, którzy walczą z wysokim cholesterolem i TG. Myśleć, proszę, i się edukować, a nie pisać bzdury.
  7. Ha! To ja znów powrócę. Nie było mnie dawno, bo u mnie dodatki... znikły całkowicie! Do czasu :O) Jak znikły? Znikły w czerwcu. Wcześniej, aby nieco schudnąć i wpłynąć trochę na serce i zdrowie, podjąłem dietę pod okiem dietetyka. Wiecie: warzywa, owoce, woda, wszystko light, dobre tłuszcze itp. *Zdrowe i na topie*. Miałem to przez miesiąc, schudłem 2 kg, ale dodatki się nie zmniejszyły, wręcz na odwrót. Czyli to raczej nie była wina odwodnienia lub braków mikroelementów itp. W diecie miałem ograniczony tłuszcz (poza naturalnie występującym w jajkach, chudym mięsie, rybach, małej ilości masła i oliwie), zatem mnie na niego ciągnęło, ze hej. Bo lubię tłuszcz. W ostatnim tygodniu diety, już nieco zrezygnowany, do mojego typowego obiadu: gotowana pierś z kurczaka plus warzywa, dodałem sobie rozsądną łychę masła. Nie tylko oliwa w sałatce, ale po prostu łycha masła (z 50g). Posiłek był przez to pyszny i czułem się w końcu nasycony. I jak się zdziwiłem, że kładąc się spać (i nie będąc głodny), moje serce przestało podskakiwać. I od tamtego dnia dodatki minęły (bo miałem je głównie wieczorem i w nocy). Ok, sporadycznie się pojawiały za dnia, ale 5-10 dziennie to dla mnie rozpusta. Fakt faktem, że po zniknięciu dodatków zaczęły się pojawiać nocne wybudzenia z walącym sercem (jak nie urok, to sraczka), ale okazyjnie i słabsze, niż zimą (pisałem o ty, więc nie będę powtarzał). No i tak w sumie jest do dziś. Z tym, że ostatnie 2 tygodnie to lekkie przemęczenie, niedospanie, alkohol, podróże samolotem (dla mnie to stres), inna dieta (czyli żarcie wszystkiego), no i dodatki (wieczorne i głodowe) wróciły. Nie wiem dlaczego u mnie jest to związane z głodem i z przećwiczeniem. Pisze o tym, bi LUKASS66 jest wysportowany i zresztą to, co się już w necie naczytałem w wypowiedziach ludzi (nie tylko na polskich forach), to często dotyka szczupłe wysportowane osoby, często po wysiłku. Czy to jakieś wyczerpanie serca? Dlaczego po jedzeniu ich nie mam i po powrocie tłuszczu znikły? Może to jakiś problem z wykorzystywaniem składników energetycznych przez kardiomiocyty?
  8. Zresztą dopasujcie swoje objawy do tego, co pisze w wikipedii (http://en.wikipedia.org/wiki/Reactive_hypoglycemia) - moje tłumaczenie: - podwójne lub zamazane widzenie - zaburzone myślenie - problemy ze snem - palpitacje lub migotania [przedsionków] serca - zmęczenie - zawroty głowy - oszołomienie - pocenie się - bóle głowy - depresja - nerwowość - drgania mięśni - drażliwość - drżenie - czerwienienie się na twarzy - ochota na słodycze - wzmożony apetyt - nieżyt nosa - mdłości, wymioty - ataki paniki - drętwienie/oziębienie kończyn - dezorientacja - śpiączka (poważne przypadki nieleczone)
  9. Kurde, ludzie, co Wy jecie!? Chipsy, pieczywo, słodycze, a do tego się stresujecie, to dlaczego się dziwicie, że Wam serce skacze? Co innego jeść *normalnie* (czyli, jak wymieniłem), ale się nie stresować. Jak dochodzi stres, to dochodzą wahania cukru, objawiające się hipoglikemią adrenergiczną (czyli wywoływaną nadmiernym wydzielaniem hormonów stresu, co powoduje objawy hipoglikemii (jak skurcze dodatkowe, kołatania serca, nawet migotania przedsionków, depresja, bezsenność itp.) bez obniżenia stężenia glukozy poniżej 70 mg/dl (tu może być pułapka glikemiczna: człowiek ma objawy hipoglikemii, a glukoza jest ok). Z reguły pomaga zjedzenie wysokowęglowodanowego posiłku, ale to, na ile pomaga, zależy od jakości węglowodanów. Buła i słodycze pomogą na krótko (na tyle, na ile podwyższony poziom cukru się utrzyma). Aby serce powróciło do normalnej pracy trzeba zrównoważonej diety, bez słodyczy, prostych węgli (białe pieczywa, białe makarony, biały ryż), bez alkoholu i kawy (wiem, mnie też to boli), czasem nawet bez mięsa (bo hormony, no chyba, że ze znanego źródła), ale z dobrym białkiem (ryby, jaja, sery) i to przez dłuższy okres czasu (od 2-8 tygodni), dopóki poziom glukozy we krwi się nie ustabilizuje. Nawet jedna kawa może nieźle namieszać, bo jesteśmy w stanie stresu (w sumie mamy neurastenię) i naprawdę kilka dni zmiany niewiele zmieni - trzeba poczekać. Umiecie swoją sytuację jedzeniową jakoś zdefiniować/powiązać z sercem? Pasuje Wam coś do tego, com napisał?
  10. Znacie angielski? To wklejam fajny tekst: *Okay, well first of all we need to discard use of the clinical terms bigeminy and trigeminy to describe what is more essentially benign palpitation events that do not fall under the classification of any type of pathological arrhythmia. Those terms are used to describe specific characteristics associated with certain arrhythmias which do not apply here. Simply because you sense the events to present themselves in couplets or triplet form, does not suggest the application of the clinical terms to be appropriate. The onset of PVCs can occur at any age, but are more often demonstrated in persons in the range of 20-40 any somewhat beyond for the very simple reason that life is most stressful for persons within the stated age-range. Careers are demanding, families are being raised and perceptions about life change quite significantly during this period as well. It*s often a time of uncertainty for many persons, they may begin to experience loss of loved ones more regularly, their health becomes a greater concern and one*s self-confidence can become challenged depending upon what life events transpire. People in the lower age-range, some even below the age of 20 experience palpitations that are largely related to participation in higher education and the constant challenges it brings. Indeed, many events which shape life can produce stress and anxiety, largely driven by changes in perception. The palpitation events and your particular apprehension about their capacity to do harm is based upon perception and the lack of more specific facts regarding the true nature of benign palpitation events. I have explained many times on the forum about how the brain reacts to apprehension or fear and it is this process which can oftentimes create a binding hold on the lives of persons with health anxiety. The inability to know the events to truly be harmless will endeavor to produce doubt and in all such instances, the brain will persist in its natural and genetically predisposed efforts to respond to your perceptions of fear. Again, the palpitations will never wear out or damage your heart, but the more accurate focus here is whether you will ever become tired of believing more in the inaccuracy of irrational fears rather than facts. * Żródło: http://palps.chemicalforums.com/cgi-bin/YaBB.pl?num=1315969608
  11. No to mnie w końcu złapało to, co niektórych z Was, czyli dodatki za dnia. Właśnie wczoraj. Tak się złożyło, że wypiłem wczoraj 2 kawy (ok, ale piłem już dwie od ok 2 tygodni) i zjadłem co nieco gorzkiej czekolady (z pół tabliczki takiej niskowęglowodanowej: 22% węgli i 80% kakao). A że mi serce skakało, bo nieco głody byłem, to jeszcze po nikowęglowodanowym obiedzie (rybka z surówką), zjadłem połowę gorzkiej z orzechami (bo magnez, bo po słodyczach dodatki mi znikały), ale niewiele to dało. Dodatki szalały. Nigdy nie miałem ich tylu w pozycji nie-leżącej. Wsiadłem na rowerek stacjonarny i po rozpędzie serca do 130 bpm się uspokoiły, ale później, po stabilizacji rytmu jeszcze gorzej. Nawet mój ostatni wynalazek, sok z buraków (który mi w ostatnich dniach wyciszał te moje dodatki przed zaśnięciem), niewiele pomagał. Co gorsza, jak już leżałem w łóżku, to bigeminie owszem były, ale doszły jeszcze jakieś dziwne podwójne przeskoki, typu: jedno normalne uderzenie (tu-tup) i dwa dodatkowe (tup-tup). Przeraziło mnie to, bo to raczej nie trigeminia, gdzie są dwa normalne i jeden dodatek, a raczej pary. Od par do salw już niedaleko. A po salwach to już częstoskurcze i/lub migotania komór. Jakaś masakra. Odstawiam kawę na jakiś czas.
  12. Byłem z moim event holterem u kardiologa, bo wyszły *liczne bigeminie*. A on na to, ze to łagodne. Phhh... Ok, muszę przyznać, ze albo się przyzwyczaiłem, albo złagodniały, bo choć wciąż mnie męczą na wieczór/noc, to jakoś zasypiam. Za to co mnie niepokoi, to pojawienie się okazyjnych (raz/dwa w tygodniu, przy zmęczeniu) nocnych wybudzeń z galopującym sercem. Raz, góra dwa razy w nocy się budzę w najgłębszym śnie i wali mi serce. Czyżby bezdech? Ale jeden epizod na noc?
  13. A ja miałem świetny weekend, ale znów za dużo czynników zmienności. Bo: - starałem się wysypiać, co znaczy spać po 8h; chodziłem spać po 22h (z reguły godzinę później) i spałem ok 6h cięgiem (co od br. 25 stycznia pierwszy raz mi się zdarzyło), a potem już tylko na raty do ok. 7.30, no ale byłem wyspany - ważne dla serca, - piłem po 2 espresso dziennie, co też rzadko mi się zdarza (coby serce lekko napędzić, skoro bigieminie mi się pojawiają na wolnym pulsie), co - zacząłem brać Bodymax 1 raz dziennie (bo żelazo, bo żeń-szeń). Ale od poniedziałku, gdzie sypiam od 23h do 6h z przerwami, już bigieminie wróciły, ale muszę przyznać, ze są znośne - dają zasnąć. Z powyższych czynników najistotniejszym jednak wydaje mi się wyspanie. Jak u Was z wysypianiem? Bo może tu leży u nas, skurczowców, problem? W sensie pełnego wyspania, bez przebudzeń, siku w nocy itp. Tak a propos, wstajecie w nocy sikać? Bo zauważyłem wprost proporcjonalną zależność pomiędzy intensywnością wieczornych dodatków a wstawaniem do kibelka w nocy. Zdarza mi się to raz, góra dwa w nocy, ale parcie mam dosyć mocne i dosyć dużo objętościowo tego jest. Fakt, że pijam więcej (bo elektrolity), no ale chyba bez przesady? Przy tachykardiach się więcej sika, ale czy przy dodatkach też? Prze to sikanie (z reguły ok 4h nad ranem) się nie wysypiam, bo nie mogę potem zasnąć. Niewyspanie nasila dodatki, a dodatki nasilają nykturię. I bądź tu mądry.
  14. No niestety, ale tak jest, że nerwica niszczy nasz organizm. Piszesz ANDRZEJO, ze to nie nerwica. A przecież przedsionki migają, bo jest dodatkowa droga albo/i za duże ich rozmiary. Ale dlaczego one są za duże i skąd doatkowa droga? Z drażnienia serca przez nerwy (tachykardie, nadciśnienie) i za duży wysiłek fizyczny. Serce ostro pracuje, włókienka pękają i tworzą się nowe (właśnie te dodatkowe drogi). Po takim wysiłkowym/stresującym życiu pozostaje tylko ablacja. Ale zawsze jest nadrzędna przyczyna, która męczy serce. Nie rodzimy się z dodatkowymi drogami przewodzenia (a jak już, to się to w młodym wieku ujawnia), tylko sami sobie *psujemy* serce nieodpowiednim życiem.
  15. PAWEL: A robiłeś echo? Jakie masz wymiary przedsionków? Bo jak jesteś sportowiec, to możesz mieć powiększone serce albo tylko przedsionki, co przy wzroście ciśnienia (stres) może powodować migotania.
×