Witam, od dwoch lat lecze sie na nerwice. Wszystko zaczelo sie od tego ze zauwazylam ze nie moge przebywac w kosciele bo zaraz robilo mi sie slabo, ze nie moge sama jechac autem lub nie moge przebywac w duzych sklepach lub stac w kolejce bo zaczelam panikowac ze mi slabo, duszno i zaraz zemdleje. Wybralam sie wiec do lekarz psuchiatry ktory przeprowadzil ze mna wywiad i stwierdzil u mnie zaburzenia lekowe :( Oczywiscie przepisal mi tabletki od ktorych sie uzaleznilam. Dwa miesiace temu postanowilam je odstawic. Zrobilam to oczywiscie po trochu , z calej na polowe, z polowy na cwiartke i potem nic. Oczywiscie nastapily zawroty glowy, nudnosci itd. Zacisnelam zeby i jakos to wytrzymalam. Miedzy czasie udalam sie do lekarza rodzinnego ktory zaproponowal mi w zastepstwie Valerim forte. Bralam 2-3 tabletki na dobe przez dwa tygodnie po czym pare dni temu dostalam *ataku* dostalam zawrotow glowy, nie moglam ustac na nogach, polozylam sie do lozka, zaczely mi dretwiec rece, serce walilo jak szlone cisnienie 140/90 puls 101, drgawki calego ciala. Moj maz wezwal pogotowie ktore zabralo mnie do szpitala Tam dostalam zastrzyk na uspokojenie *relanium* i kroplowke na wzmocnienie oraz hydroxyzinum. Nastepnie zostalam odeslana do domu bo lekarz stwierdzil ze nic mi nie jest :( Przepisane dostalam hydroxyzinum vp 25 mg. Biore te lekarstwo od dwoch dni rano po sniadaniu i wcale nie widze poprawy. Czuje taki strach jak w tedy. Boje sie sama zostac w domu, czy isc do kosciola czy sklepu. Nie jestem w stanie jechac autem bo boje sie ze zaraz zemdleje :( Prosze o pomoc i rady co powinnam zrobic. Pozdrawiam