Cześć,
jestem tu nowa, mam na imię Magda. Chciałabym opisać mój problem, wczoraj wieczorem miałam paskudny atak nerwicy, zaczęło się o dziwnego nazywam tą mędzenia w okolicy serca, potem doszedł niepokój, pieczenie czy uczucie palenia w klatce piersiowej, kołatanie serca, niepokój wzrastał...zaczęłam chodzić niespokojnie po mieszkaniu, pić wodę, potem było coraz gorzej.. gorąco, doszły nudności, biegunka, potem wymioty, ciśnienie mierzyłam miałam w czasie ataku 160/99, 156/88 po wymiotach i biegunce uczucie dreszczy i zimna, aż mnie rzucało i ciśnienie spadało do 140/80 - 130/80. I tak dopadły mnie 4 ataki pod rząd, czas trwania około 2 godziny, aż padłam i poszłam spać. Zażyłam hydroxizinum 10mg ale niewiele pomogło, może przez wymioty ?.
Kiedyś miałam podobne ataki, raz nawet wylądowałam w szpitalu, przeszłam przez kariologów, neurologów ale nik nie umie mi pomóc. Przy ataku doszedł lęk przed śmiercią, lęk co się stanie z moimi dziećmi itp nie umiałam się opanować, uspokoić... mam dość
Dzisiaj czuję się jak zmięta stówka, kłuje mnie co jakiś czas w okolicy serca, pojawia sie uczucie gorąca w klatce, kołatanie - jestem w pracy więc zaczynami wędrówki po piętrach, rozmowy z koleżankami aby tylko nie myśleć ze coś się może stać, mamy ciśnieniomierz wiec ciśnienie ok 131/80 chociaż ja zazwyczaj miewam bardzo niskie 119/80. Umówiłam sie do kardiologa żeby sprawdzić co z tym ciśnieniem czy przy takich atakach tak może być bo nigdy nie wywalało mi tak dużego. Macie jakieś pomysły jak sobie poradzić z tą chorobą albo w czasie ataku ?
pozdrawiam
Magda