Witam,
Choruję już ładnych parę lat..nie radzę sobie czasem z lękiem napadowym kiedy gdzieś idę sama i mi sie to przypomni lek przychodzi i paraliżuje moje ciało...zachowuje się wtedy jak wariatka...biegnę lub czekam na ludzi aż ktoś będzie obecny żebym była bezpieczna..ale przed czym?lub przed kim?przed moim własnym ciałem...nigdy w zyciu jakbym usłyszała cos takiego nie wierzyłabym własnym uszom,dla kogoś z zewnątrz to istna paranoja a w moim umyśle sterującym moim ciałem wytwarza się sygnał niebezpieczeństwo...w tym momencie nie potrafię myśleć logicznie nie potrafię nic...muszę jak najszybciej dobiec do domu tam jest bezpiecznie..panicznie boję się wychodzić wieczorem lub iśc gdzieś gdzie nie ma ludzi nie ma opcji wejścia do lasu czy gdziekolwiek gdzie nikt mi nie udzieli pomocy...to na tym tle wytwarza się u mnie lęk..bpję się,ze umrę i nikt mnie nie uratuje...ten strach wlecze się za mna od szpitala w 2001 roku kiedy mnie odratowano z czystej głupoty...od tego czasu do dzisiaj mam napady lęku leczyłam to kiedyś u psychologa i nie pomogło być może dlatego,że nie próbowałam z tym walczyć...jęsli ktoś ma metodę na leczenie tej choroby proszę o pomoc..