Skocz do zawartości
kardiolo.pl

dorotat12

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia dorotat12

0

Reputacja

  1. Nie zamierzam odnosić się do żadnego postu i z nikim dyskutować. Każdy z moim wpisem zrobił (jak widać) to co uznał za stosowne. Pozdrawiam i życzę wszystkim dużo zdrowia
  2. GABBIB Od roku czuję się źle już ciągle, nie ma takiego dnia żeby było lepiej. Ale wyniki badań pokazały, że choroba jest bardzo zaawansowana. Wcześniej, bywały lepsze momenty. MARY 10 pisze o odmianie tocznia określanym mianem *polekowym*, który mija często samoistnie po zaprzestaniu stosowania określonych leków. To akurat nie jest mój przypadek. Mój post miał jeden cel - absolutnie nie wmawiać nikomu, że ma tocznia - tylko prosić Was byście nie dali się zbyć diagnozą *nerwica* jeśli czujecie, że dzieje się coś złego. Ja zawsze wszystkie podstawowe badania miałam ok. Poza OB, które wahało się do 12 do 40. Opinia lekarzy - taki już Pani urok. W tej chwili mój stan jest na tyle poważny, że rokowania są bardzo złe. Uważam, że warto drążyć i słuchać swojego organizmu, nie dawać się zbywać byle czym. A *nerwica* stała się ostatnio bardzo modna.
  3. ANDRU Pierwsze przesiewowe badanie to badanie przeciwciał przeciwjądrowych ANA. Pobiera się krew i wysyłają do laboratorum gdzie takie badanie robią ( w Polsce zaledwie w kilku ośrodkach). Kosztowało 75 zł.
  4. Witam wszystkich forumowiczów Nie było mnie tu bardzo dawno i zastanawiałam się czy teraz powinnam napisać. Moim celem nie jest bowiem straszenie nikogo. Chcę Wam tylko opowiedzieć jak wyjaśniła się moja historia. Od ponad 4 lat miałam różne objawy: uczucie lęku, spadki nastroju, drętwienia rąk, częste migreny, skoki ciśnień, tachykardię. Rok temu przeszłam dwa epizody TIA. Potem doszło pieczenie języka, suchość w ustach, bóle stawów. Lekarze bezustannie twierdzili, że to *tylko nerwica*, czasami któryś był zdania że *depresja*. Badania - tak były. Bolały mnie wątroba - zrobiono ASPAT i ALAT. Do tego morfologię, cukier, ekg, holter. Rok temu także rezonans głowy. Wszystkie wyniki prawidłowe. Jedynie OB w granicach górnej normy. Czyli zdrowa histeryczka. Miesiąc temu zaczęły się problemy z nerkami, mocz był dziwnie mętny, a ja zaczęłam odczuwać ból. Wizyta w szpitalu. Badania - morfologia dobra, ekg w normie, w moczy bogaty osad, ale nic więcej. Pobłażliwy uśmiech lekarzy i do domu. A ja czułam się coraz gorzej. Zaczęłam intensywnie szukać odpowiedzi. Czułam, że coś z moim organizmem jest nie tak. W końcu opis objawów był dokładnie taki jak u mnie - poza jednym elementem zmianami skórnymi na twarzy. Pisze o toczniu. Poszłam do laboratorium zrobić badania ANA. Pani była bardzo zdziwiona co ja chcę, ale pobrała krew i wysłała materiał do Krakowa. Wynik był po kilku dniach - dodatni. Zrobiłam jeszcze bardziej szczegółowe badanie pokazujące jak zaawansowana jest choroba - wczoraj mąż odebrał wyniki. Jest bardzo źle. Prawdopodobnie zaatakowane są już wszystkie narządy wewnętrzne, w tym naczynia mózgowe (stąd miniudary). To co istotne - toczeń w 80% przypadków daje objawy lękowe i depresyjne. Moja rada - nie wpadać w panikę, ale jeśli czujecie, że coś jest z Wami niedobrze, nie dawajcie się zbywać nieukom. To wasze zdrowie i tylko Wy jesteście naprawdę zainteresowani swoją diagnozą i leczeniem.
  5. PAMKA Kochana cel szczytny, ale motywacja najgorsza na świecie. Ja jestem w tym miejscu, w którym jestem, właśnie dlatego, że cale życie próbowałam coś mamie udowodnić. Zasłużyć na pochwałę, na akceptację. Tego zrobić się nie da. Ruszyłam do przodu, dopiero, kiedy zrozumiałam, że chcę to zrobić dla siebie i tylko dla siebie. Potrzeba Ci na pewno psychoterapia, tam z psychologiem zrozumiesz dlaczego taka motywacja nie zaprowadzi Cię do sukcesu. Ale trzymam kciuk za Ciebie
  6. FUTERKO25 A co u Ciebie? Strasznie dawno się nie odzywałaś? Jak sobie radzisz?
  7. PAMKA Uwierz mi, Twoje doświadczenia są znacznie częstsze niż człowiek jest w stanie sobie wyobrazić. Nie jesteś sama. Bardzo wielu ludzi cierpi z powodu odrzucenia ze strony najbliższych, braku akceptacji. U Ciebie jest koalicja dziadków z mamą, tato jest postrzegany jako ten najgorszy - a w konsekwencji i Ty - jego córka. Nie chciałabym na forum opisywać Ci mojej sytuacji rodzinnej, ale to ona stanowi podłoże moich dzisiejszych problemów, dlatego nie jestem zwolennikiem popularnej tu bardzo terapii poznawczo-behawioralnej, bo w moim przypadku niczego nie rozwiązała. Dopiero sięgnięcie do doświadczeń wczesnego i późnego dzieciństwa dało mi pełen wgląd w dzisiejszy stan. Powiem Ci co mnie udało się osiągnąć. Przede wszystkim ograniczyłam kontakty z mamą, bo zdecydowanie fatalnie się po nich czułam. Po drugie każda rozmowa z nią to z mojej strony maksymalne skupienie (świadomość), by nie dać wciągnąć się w dawną grę na temat tego jaka jestem beznadziejna i jak zniszczałam jej potencjalne możliwe życie, jak bardzo nie spełniłam jej oczekiwań. Jeszcze kilka miesięcy temu miałam wrażenie, że nigdy nie uda mi się pozbyć tych emocji, które Ty teraz czujesz, ale udało się i to jakoś tak stało się samo. Twoja sytuacja jest o tyle inna, ze mieszkasz i z mamą i z dziadkami i wówczas jest ciągle narażona na konfrontację z trudnymi uczuciami. Pomyśl jednak, że taki stan nie będzie trwał wiecznie, w końcu się wyprowadzisz, usamodzielnisz i zadecydujesz czy chcesz mieć kontakt z rodziną czy też nie. Nie wiem czy wolno wklejać tu linki, ale przeczytaj ten artykuł, zobaczysz, że z takim problemem boryka się wielu ludzi. http://kobieta.onet.pl/dziecko/rozwod-z-wlasna-matka/he0pn
  8. Hej TROLL Przepraszam, ale nie mogę zrozumieć o co chodzi. I nie ma w tym żadnej kpiny. Bardzo prosiłabym, żebyś napisał (napisała) jaki jest cel Twoich postów i przeciwko komu są kierowane. A przede wszystkim dlaczego
  9. Dokładnie o to mi chodziło JASMA Chciałam przede wszystkim pokazać wszelkim osobom, które nie wiedzą co robić, od czego zacząć - właśnie od czego mają zacząć. Ty wytłumaczyłaś, jakie postawy stoją za każdą z moich potencjalnych reakcji. Widzisz problemem jest to, że przez całe swoje życie reagowałam własnie w jeden z tych dwóch sposobów. Kiedy bałam się konsekwencji (odrzucenia, obrażenia się kogoś, jego niezadowolenia) - przystępowałam do gęstych tłumaczeń, albo godziłam się na coś, co mi zupełnie nie odpowiadało. Kiedy jednak ktoś przesadził na tyle, że nie byłam w stanie zastosować wariantu pierwszego, uruchamiał się ten drugi. Agresywny. Wtedy nie były ważne konsekwencje. Teraz, kiedy zachowuję czujność (świadomość, jestem obserwatorem - czy jakokolwiek to nazwać) potrafię reagować adekwatnie do sytuacji. Ale wystarczy, że tracę nową perspektywę i włączają się starem mechanizmy. Dzięki tej obserwacji zrozumiałam to o czym pisze IGNAC - że zmiany musza potrwać. Nie wystarczy raz, dwa czy 100 razy zachować się inaczej, być czujnym, adekwatnym. Trzeba to robić ciągle, ciągle trenować. Aż w końcu nowe zachowania staną się częścią nas. Patrząc po sobie i po tym jak łatwo włącza mi się automat - wiem, że jeszcze dużo czasu musi upłynąć. Ale znam drogę. To wydaje mi się najważniejsze. Mam też nadzieję, że ktoś z Was skorzysta, spróbuje choć raz sam być świadomy, uważny i zobaczy czy robi mu to różnicę. Spróbujcie i napiszcie jak było. Może niech jutrzejszy dzień będzie dniem świadomości dla wszystkich czytających forum, a potem napiszecie czy to coś Wam daje. Bardzo jestem ciekawa
  10. ANIU Nie ma się czego bać :) Chciałam Ci też napisać, że moim zdaniem skuteczność terapii nie zależy od tego czy jest prywatna czy na NFZ tylko od terapeuty. Pójdziesz i zobaczysz jak będziesz się czuła w czasie rozmowy. Początki nie są łatwe, bo jest w człowieku opór przed słuchaniem i przed mówieniem. Ja, kiedy trafiłam na terapię pierwszy raz (prywatnie) ponad 3 lata temu, bardzo się zniechęciłam. Pani budziła we mnie silny opór, wręcz niechęć. Teraz chodzę do zupełnie innej pani psycholog (na NFZ) i to z nią dopiero zrozumiałam skąd brał się tamten opó - tamta Pani psycholog miała styl bycia mojej mamy i to doprowadzało mnie do szaleństwa, włączały się wszystkie związane z mamą emocje i na zasadzie lustrzanego odbicia projektowałam je na terapeutkę. Nadal uważam, ze była kiepskim psychologiem, bo zupełnie nie pomogła mi zrozumieć co czuję i ska się to bierze. tak więc czy prywatnie czy państwo - to bez znaczenia. Ja natomiast uważam, że za terapią kryje się jeden haczyk, który ostatecznie powoduje, że po pół roku czy po roku człowiek rezygnuje i uważa, że terapia mu nie pomogła. A mianowicie większość pacjentów idących do psychologa liczy na to, że godzinna sesja raz w tygodniu rozwiąże ich problemy,. Pisał już o tym IGNAC - że pokonanie *bestii* wymaga ciągłej, nieustannej pracy nad sobą. Ja sformułowanie *pracy nad sobą* rozumiem, jako obserwowanie siebie. Nazywanie swoich reakcji, szukanie ich motywów i zmianę. Bez tego można na terapię chodzić i 10 lat i to nic nie da. A co do pewności siebie, przebojowości - to myślę, że dzięki zbudowaniu nowego siebie, a przede wszystkim poznaniu siebie, można zyskać realną i rzetelną właściwą samoocenę, a tym samą nie oszukaną (maskę) wiarę we własne możliwości. Ale to na razie tylko teoria - tak daleko nie zaszłam, ale to jeden z moich celów.
  11. ANNACHYLEWSKA11 Zgadzam się z IGNACEM. Często nie uświadamiamy sobie, że nasza ocena siebie jest nieprawidłowa, że nie mamy dość wiary we własne możliwości, że ciągle szukamy akceptacji otoczenia. Psychologia rozwojowa mówi, że wiara w siebie, właściwy obraz własnej osoby kształtuje się we wczesnym dzieciństwie i w znacznej mierze zależy od najbliższego otoczenia. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, co myślimy o sobie. Ja jestem tego żywym przykładem. Wiele lat pozornie wydawałam się osobą nie do pokonania, która wszystko załatwi, rozwiąże wszystkie problemy. Do dziś wielu dalszych i bliższych znajomych tak mnie widzi. Ale najgorsze, ze oszukiwałam samą siebie. Teraz wiem, że nie jestem HI-Menem i że nikt nim nie jest. Każdy ma brawo do błędu, poczucia bezradności - ja też. Jednak, żeby zmienić postrzeganie siebie, trzeba dotrzeć do swoich masek i zajrzeć pod nie. Faktycznie psycholog czasami może w tym pomóc.
  12. IGNAC Na pewno odezwę się do Ciebie na maila, bo wiesz, że fascynuje mnie podejście wschodu i ich sposób postrzegania człowieka i jego dolegliwości, a medycynie tybetańskiej niewiele jest publikacji i nie skąd czerpać :) Także dzięki, że chcesz się tym ze mną podzielić. JASMA To nie pierwsza sugestia, że w moim przypadku chodzi o depresję a nie nerwicę. W kontekście takiej diagnozy część moich objawów staje się dla mnie bardziej zrozumiała - np. potworne wypadanie włosów i dni, kiedy zupełnie nie mam siły, żeby coś zrobić. Faktem jednak jest, że somatyzacja i nerwicy i depresji jest bardzo podobna, a przyczyny wystąpienia obydwu tych zaburzeń też są zbliżone. W moim przypadku korzenie dzisiejszych problemow zdecydowanie tkwią w dzieciństwie, ale po woli sobie z tym radzę. Mnie osobiście bardzo pomaga podejście Lowena. A teraz chciałabym podzielić się z Wami dwiema opowieściami z dzisiejszego dnia. Pierwsza - może być szczególnie przydatna dla osób, które nie wiedzą od czego zacząć. Wyszłam rano do piekarni kupić bułkę synowi, bo zapragnął zjeść trochę chemii (sztuczna drożdżówka). Piekarnia blisko domu, ale z sieciówek, gdzie chemia we wszystkim i strach coś kupić. I teraz uwaga: Poprosiłam o bułkę, ale Pani od razu zaczepiła mnie *czy nie podać coś jeszcze ? Chleb, ciastko?* Była w tym pewna natarczywość. I przez głowę przeleciały mi dwie reakcje. Pierwsza - odmówić i zacząć się tłumaczyć, dlaczego nie. Druga - odmówić agresywnie i zaatakować, że ich pieczywo jest beznadzieje. To moje dwie wyuczone reakcje, kiedy czuję się przyparta do muru (w jakiejkolwiek kwestii). Wiem już się to wzięło, ale w tej opowieści nie o to chodzi. Uświadomiłam sobie, że moja podświadomość, chce żebym zareagował wg któregoś z tych schematów. Ale byłam czujna. I zareagowałam ŚWIADOMIE, tzn. pięknie podziękowałam za propozycję i odmówiłam. Nie byłam niemiła i agresywna, ale też nie przystąpiłam do tłumaczenia swojej decyzji. Pani się uśmiechnęła, a ja poczułam się zwycięzcą. Wydaje mi się o to właśnie chodzi, w każdej nawet najdrobniejszej sytuacji być czujnym, być obserwatorem i reagować adekwatnie, ale w zgodzie ze sobą. I druga opowieść - a propos lęków przed śmiercią (w moim wypadku przed udarem). Wróciłam z piekarni, w dobrym nastroju, zrobiłam sobie śniadanie. Ugryzłam i w tym momencie kichnęłam. Wiecie co stało się dalej? Okruszek poleciał do oskrzeli, zatkało mnie całkowicie, zaczęłam kaszleć, ze dwie minuty nie mogłam złapać oddechu, kaszel był tak poważny, że się popłakałam i prawie zesikałam. Po 15 minutach minęło, zaczęłam dochodzić do siebie. Wniosek - śmierć dotyczy każdej żywej istoty i może przyjść w każdym momencie i ze strony, z której zupełnie się jej nie spodziewamy. Czyli co - od urodzenia każdy powinien ciągle się bać? Przecież to nie ma sensu. A Wy co o tym myślicie?
  13. Ja wreszcie dzisiaj doczekałam się wizyty u psychiatry. Trwało to tyle czasu, bo chciałam trafić do kogoś, kto ma naprawdę dobrą opinię. I teraz nie wiem, czy nie wygonicie mnie z forum :) Wizyta trwała ponad godzinę, był długi wywiad, dostałam do wypełnienia dwa testy i pani doktor stwierdziła, że to nie nerwica lękowa tylko depresja . Wyjaśniła też, że te dwa zaburzenia często są mylone, ze względu na bardzo podobne objawy somatyczne. Oczywiście proponowała leki, ale ja mam dość przygód z lekami. Mam wewnętrzną pewność, że sobie z tym poradzę. Właściwie psychiczne źródła nerwicy i depresji są podobne i sposób wychodzenia też. Ale mam nadzieję, że nadal mogę czasem do Was zajrzeć :)
  14. INTERNAUTA 4 To jest forum dla osób pragnących wyjść z nerwicy. Piszę to, bo przypuszczam, że nie masz pojęcia gdzie się przypadkowo znalazłeś. Jeśli zmagasz się z tym zaburzeniem, masz coś ciekawego merytorycznie do wniesienia - to wszyscy czekamy. To jednak nie jest absolutnie miejsce do odreagowywania swoich problemów. Proponuję jakieś foruj polityczne, tam można do woli sączyć jad.
  15. IGNAC JASMA - dzięki za Wasze sugestie. Muszę jeszcze popracować nad tematem, na pewno dojdę do tego, co u mnie jest wywoływaczem tego stanu. Myślę, że sam tryb życia - prawie 10 lat pracy w domu i stosunkowo rzadkie osobiste kontakty z ludźmi też odgrywają tu pewną rolę. Taka wieloletnia izolacja na pewno nie sprzyja pewności siebie i spokojowi w życiu towarzyskim. Nie mniej dzięki za spojrzenie z boku
×