Taki stan *wypełnienia* czymś pułc, czego nie ma towarzyszy mi właśnie przy objawach nerwicowych. U mnie jest tak . Budzę się rano i jest ok, do momentu, kiedy wraca do mnie świadmość po przebudzeniu. Zaczyna się, niepokojem i taką nieokreślona trwogą. Wszysko zdaje się być zagrożeniem. Potem mam wrażenie jakbym miał coś w przełyku - taki nie do końca połknięty kęs - kluskę, watę - nie wiem jak to powiedzieć. Zaczyna mnie mulić do takich kalsznięć. Powietrze wchodzi we mnie bez świstów, bólu, ale mam wrażenie, że oddycham próżnią. Uczucie braku powietrza i duszenia się, jak po biegu. Odruchowo chcę odkalsznąć, ale nie ma czego, I zaczyna się jazda. *dusznośc* wędruje a to mam wrażenie palca na pod jabłkiem adama ato zbyt ciasnego szalika lub też ucisk jakby na mostku ktos mi stanał butem. Nie ma świstów tak jak miałem przy dusznościach alergicznych nnie ma odksztuszania *flegmy* tylko w końcu od tych głębokich wdechów szum w uszach i oszołomienie. Też czuję czasem ucisk jak sie rozchuśta między łopatkami w ramionach po lewej lub prawej stronie mięśni klatki piersiowej. Bardzo nie przyjemne uczucie. To przełyjanie powowduje, że zwykle połykam powietrze, więc własnie dlatego czuję kulę w żołąku - wiecie chcę odruchowo przełknąć tę watę w gardle której nie ma.
Zmieniłem stosunek do tych rewelacji kiedy uświadomiłem sonbie, że dusi dusi i nie udusiło a pomaga tylko mi afobam... i luz.... Trzymajcie się, nie dajcie tej chorobie się zjeść, bo ona odbiera nam najfajniejsze chwile życia.