Skocz do zawartości
kardiolo.pl

ANNA1987

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia ANNA1987

0

Reputacja

  1. To ja tylko na chwilkę - życzę Wam powodzenia dziewczyny, od czasu do czasu będę zaglądać na nowy wątek, ale nie czuję się jeszcze zdrowa, nie żyję do końca normalnie, miewam pogorszenia i na pewno nie jestem sobą sprzed choroby, więc na udzielanie się w nim chyba jeszcze za wcześnie dla mnie. Zgadzam się jednak co do tego, że ciągłe rozpamiętywanie, kiedy poczułam się lepiej, a kiedy gorzej nie jest najlepszym pomysłem, mój psycholog też się krzywił, jak się dowiedział, że udzielam się w takim wątku, bo jego zdaniem mimo wielu przydatnych wskazówek to jest jednak dość dołujące i wydłuża leczenie, bo człowiek zanadto się koncentruje na tym, jak się kiedy czuł. Wygląda więc na to, że nasza grupka się rozdziela - mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy tak jak Wy będę znów żyć pełną piersią, kiedy samotny wyjazd do innego miasta pociągiem czy zostanie samej w domu na kilka dni przestanie być przerażające i na nowo polubię wielogodzinne bycie na odludziu, w lesie, bez myśli na zasadzie: a co, jeśli.... Pozdrawiam Was bardzo ciepło :)
  2. Asiu dzień z maseczkami, taka chwila dla siebie to fantastyczny pomysł, każdy tego potrzebuje czasami. Mam nadzieje, że odpoczęłaś i odprężyłaś się :) Agata to naprawdę bardzo dużo się nauczyłaś na tym kursie, brawo! Jak się mieszka w Polsce to turecki wydaje się bardzo egzotyczny, jak byłam w Turcji na wakacjach i widziałam napisy po turecku czy słyszałam rozmowy mieszkańców Stambułu między sobą, to miałam wrażenie, że ciężko znaleźć w tym języku jakieś prawidłowości, był dla mnie taką samą zagadką jak węgierski, ale widać, że dzięki regularnej pracy i wielu okazjom do praktykowania można go opanować w stosunkowo niedługim czasie. Jestem przekonana, że z doszlifowaniem angielskiego pójdzie Ci jak po maśle, ja już po pierwszych dwóch konwersacjach z chłopakiem mam poczucie, że te wszystkie słówka i konstrukcje gramatyczne są w mojej głowie, tylko muszę się nauczyć na nowo mówić płynnie, a nie przed każdym trudniejszym zdaniem trzy razy się zastanawiać, czy to się tak mówi. Michalinko, Maniu, macie 100% racji z tymi kolejkami, nie ma w nich absolutnie nic fajnego, są wkurzające i stresujące dla każdego, tak jak Agata napisała - nikt się z własnej woli nie ustawia w tej najdłuższej, bo dla nikogo to nie jest przyjemność. To samo właśnie z korkami albo ze zmianami planów, z czym ja mam dość duży problem - jak sobie założyłam, że gdzieś pójdę, to jestem bardzo zła, a czasami wręcz smutna jak muszę to przełożyć, bo np. muszę zostać dłużej w pracy, albo tramwaj się popsuje i już nie zdążę gdzieś dotrzeć itd., a przecież to się zdarza każdemu - tramwaje nie psują się tylko agorafobikom, nie tylko nerwicowcy muszą czasem zmienić plany, nie tylko my źle się czasem czujemy albo zwyczajnie mija nam ochota, żeby gdzieś pójść. Tego trzeba się uczyć na nowo, ale na pewno dla każdej z nas jest to do opanowania. Ja szczęśliwie przetrwałam piątek, okazał się trochę spokojniejszy niż reszta tygodnia, nie było żadnego spotkania z szefem, a moja bezpośrednia szefowa miała urlop, więc od razu atmosfera lepsza. W drodze powrotnej zajrzałam jeszcze do perfumerii, bo obiecałam sobie, że jako rekomepnsatę za ten koszmarny tydzień kupię sobie wymarzone perfumy, i tak zrobiłam. Na miejscu postanowiłam jeszcze powąchać kilka innych zapachów i w sumie dość długo nie mogłam się zdecydować, dobre pół godziny tam spędziłam, i dopiero pod koniec zaczęłam się czuć nieswojo, jakaś taka rozedrgana, ale postarałam się obrócić to sama wobec siebie w żart i powiedziałam sobie, że to pewnie organizm daje mi sygnał, żebym się wreszcie zdecydowała, co kupuję i pomaszerowałam do kasy. Dzisiaj natomiast chłopak jest na zajęciach do 20, a ja obiecałam jego mamie, że zajrzę do sklepu z torebkami niedaleko naszego mieszkania, bo mieli tam mieć dostawę, a ona upatrzyła sobie ostatnio model w którym się zakochała, tylko że był czerwony, a ona chciała beżowy i mieli właśnie dowieźć w piątek/sobotę. Zebrałam się więc i poszłam, ale początkowo czułam się fatalnie, poważnie zastanawiałam się, czy nie zawrócić - to nawet nie był atak paniki, ale takie uczucie jakbym była pijana i nie umiała ustać prosto na nogach, strasznie dziwnie, wystraszyłam się tego, ale powiedziałam sobie, że przecież obiecałam, a to jest blisko, dojdę tam, zapytam o torebkę i wrócę, i jak wyszłam z tego sklepu to czułam się już ok. Nie wróciłam prosto do domu, tylko przeszłam sobie przez ryneczek, poszłam do bankomatu wypłacić pieniądze, potem jeszcze kawałek do Rossmanna, do kilku sklepów z ciuszkami i w drodze powrotnej do Biedronki, i tak z pierwotnego lęku i pragnienia jak najszybszego *wykonania misji* zrobiły się dwugodzinne zakupy, z których wróciłam z pełnymi siatami i dwoma nowymi bluzeczkami :) teraz trochę posprzątałam i odpoczywam, a wieczorkiem muszę jeszcze dokończyć jedno zadanie do pracy, z którym już nie zdołałam się uporać w piątek.
  3. Agata strasznie współczuję, koszmarna ta agentka, wiadomo, że cena nieruchomości zawsze może się ostatecznie okazać wyższa, ale nie o 100 tysięcy! Każdy by się zdenerwował w takiej sytuacji, mam nadzieję, że limit pecha już wyczerpaliście i teraz znajdziecie jakąś naprawdę dobrą ofertę. Maniu cieszę się, że u Ciebie tak dobrze i mimo nawału pracy tak świetnie sobie radzisz, i to przed okresem. Michalina wspaniale, że udało Wam się trochę oderwać i wyjść razem, przy dzieciach na pewno jest dużo trudniej niż normalnie znaleźć taką chwilę, więc tym bardziej musiało być super :) Asiu bardzo się cieszę, że Zosi tak dobrze idzie :) Puma u mnie pogoda trochę szalona, bo rano jest zimno - około zera stopni, ale jak wychodzę z pracy to już pełne słońce i często nawet 17-18 stopni w cieniu, więc nie wiadomo jak się ubierać, połowa ludzi u mnie w firmie jest przeziębiona. Za to dzień po zmianie czasu jest taaaaki długi :) U mnie pod względem samopoczucia całkiem ok, nie miałam żadnych spektakularnych pogorszeń, ot czasami lekki lęk czy niepokój chwyci, ale funkcjonuję nienajgorzej. W pracy za to jest koszmarnie, aż nie mam siły opisywać, ale we wtorek mieliśmy takie spotkanie z szefem od rana, że byłam już praktycznie zdecydowana rzucić wypowiedzeniem. Wyzywał nas od góry do dołu, ale tak chamsko, że naprawdę w myślach dla uspokojenia pisałam już wypowiedzenie i przeliczałam, na jak długo starczy nam z chłopakiem pieniędzy jeśli zrezygnuję z obecnej pracy i będę szukać czegoś nowego. Dodatkowo wali się dosłownie wszystko co możliwe, wszystko czego się tknęłam w ciągu ostatniego miesiąca przynosi straty, ludzie dzwonią z zażaleniami, dzisiaj miałam bardzo nieprzyjemną rozmowę z Ministerstwem Edukacji Narodowej, a do tego ciągle nie mam prelegenta na to odwołane szkolenie, które przenosimy, ech... Na złożenie wypowiedzenia od ręki nie stać nas chwilowo, ale umówiłam się z chłopakiem, że będziemy dwa razy w tygodniu po godzince robić sobie konwersacje po angielsku, żebym odświeżyła język, bo bardzo rzadko mam okazję z niego korzystać w rozmowach i trochę mam już problem z wysłowieniem się, a on bardzo dobrze mówi, udziela korepetycji, oprowadzał nawet wycieczki międzynarodowe jako pilot po angielsku także jest dobrym nauczycielem :) Dzięki temu podniosę swoje kwalifikacje, a do tego w trakcie wakacji chcę się zapisać na prawo jazdy, przy dobrych wiatrach szybko się z nim uporać, a wtedy razem z moim doświadczeniem dotychczasowym będę już myślę miała dość dobrą pozycję na rynku pracy, mam parę firm na oku, plus od października będę miała trzy miesiące wypowiedzenia, więc też bezpieczniejszą pozycję, gdyby nie udało się od razu. Poza tym wczoraj byłam u psychologa, a dzisiaj po pracy u rodziców, teraz jeszcze tylko przetrwać jutro w pracy i wreszcie będzie weekend. Pozdrawiam
  4. Michalinka cieszę się, że wyjazd mimo dąsów córek w drodze powrotnej minął spokojnie i dobrze się bawiłaś, takie oderwanie na pewno było Ci potrzebne. Asiu u Ciebie widzę też bardzo spokojnie i rodzinnie :) absolutnie się zgadzam z tym, co piszesz - każdy ma gorsze dni, nie ma osoby, która cały czas byłaby radosna i uśmiechnięta, i my też musimy na nowo się nauczyć, że to nie musi zaraz oznaczać nawrotu choroby. Agata super, że czujesz się tak dobrze, a nawet jak przychodzi gorsza chwila to umiesz sobie z tym poradzić - po raz kolejny to piszę, ale Twój przykład dobitnie pokazuje, że mimo nerwicy można żyć jak przedtem i cieszyć się zwykłymi czynnościami, jakie wykonują inni ludzie. Ja właśnie u Smarzowskiego najbardziej lubię tę ponurość i mrok, ale ja od zawsze lubię taki klimat i tematykę w filmach i muzyce, wiem że dla wielu osób to niestrawne, bo czasami, zwłaszcza w Pod Mocnym Aniołem nawet mi zdarzyło się skrzywić. Puma cieszę się, że grill się udał, a jak było u mamy? Maniu pms potrafi nieźle dać w kość, mam wrażenie, że im jestem starsza tym gorzej go znoszę, choć teoretycznie powinno być odwrotnie. Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej Mój weekend był bardzo aktywny, w piątek po południu okazało się, że jednak nie udało się znaleźć żadnego zastępstwa na to szkolenie i dziewczyny je przełożyły na nieokreslony termin, obdzwoniły uczestników itd, niezłe zamieszanie się zrobiło, więc zdenerwowałam się jeszcze bardziej, ale zajęłam się sprzątaniem, dom aż błyszczał, i to trochę pomogło. Z tym sportem to co jakiś czas sobie mówię, że spróbuję, ale od dziecka nie znoszę aktywności fizycznej - nie umiem pływać i panicznie boję się wody, nie znoszę jeździć na rowerze, bo każde wyjście na rower kończyło się wypadkiem, od rozcięcia po złamaną rękę, a joga czy biegi strasznie mnie nudzą, chodziłam na aerobik, ale tam pogarszało mi się tylko, jak byłam w grupie, zaraz dochodziły zawroty głowy, niepewność, splątane nogi, więc tak średnio... Lubię tylko spacery i chodzenie po górach, także staram się kiedy tylko mogę wracać pieszo z pracy i jak jest ładnie wyciągać chłopaka na spacer. W sobotę byliśmy na targach motoryzacyjnych u nas na Międzynarodowych Targach Poznańskich, tam mimo mnóstwa ludzi bawiłam się świetnie, prawie 4 godziny nam zeszły i było super, a potem poszliśmy jeszcze do restauracji na obiad i też było sympatycznie, chociaż jedzenie mnie nie zachwyciło i potem musiałam się jeszcze dokarmić w cukierni. Wczoraj z kolei zaliczyliśmy długi spacer, prawie 10 km nad jeziorkiem, aż żal było wracać do domu, taka śliczna pogoda, ale po południu przychodzili w gości moi rodzice, więc trzeba się było przygotować. Wizyta minęła całkiem ok, chociaż na początku byłam trochę spięta, ale poza takie normalne tematy nie byłam w stanie wyjść, muszę poprosić psychologa, żeby ułożył mi jakiś taki plan jak w przypadku Agaty, że jednak pracuję ze swoimi emocjami, piszę listy (choć już to kiedyś robiłam), ale bez kontaktu z nimi. Dzisiaj byłam w pracy, gdzie czekał na mnie nawał zadań, no i kwestia odkręcenia tej nieszczęsnej sytuacji ze szkoleniem, było nerwowo, ale starałam się od tego odcinać psychicznie, a wieczorem wpadną znajomi na kolację. Pozdrawiam
  5. Asiu ja mam dokładnie tak samo, jak mam wyjątkowo dobry dzień, to staram się załatwić jak najwięcej i bardzo się irytuję, jak muszę przełożyć jakieś zaplanowane zajęcia na później, bo gdzieś tam podświadomie obawiam się, że może przyjść gorszy czas i nie będę w stanie czegoś załatwić, nawet jeśli chodzi o tak banalne wydawałoby się rzeczy, jak właśnie wymiana książek w bibliotece czy zakupy w Rossmannie. No ale pewnie z czasem przestaniemy się tym przejmować, najważniejsze to nie skupiać się na tych myślach. Też nie bardzo umiem świadomie odpoczywać, cieszyć się np. leniwym popołudniem z książką pod kocem, choć czytać uwielbiam - ale zaraz pojawia się myślenie, że robię to dlatego, bo z wychodzeniem mam problem, albo zaczynam myśleć o swoich objawach, skupiać się na odczuciach z organizmu. Staram się jednak ignorować takie sytuacje, i mam nadzieję że już niebawem takie myśli znikną. Puma Twoja córa jest faktycznie dzielna, rzeczywiście gdyby nie kwestia toalety to podejrzewam że spokojnie mogłabyś ją zostawić samą na dłużej. Współczuję infekcji, spróbuj może Tantum Rosa kupić w aptece, we wstępnej fazie czasami wystarcza, no a jak nie to pewnie ginekolog Cię nie ominie. Maniu i jak zdrowie? Wybrałaś się do biblioteki czy jednak odpuściłaś? Mam też pytanie o ten czytnik, bo rozważam zakup, tylko jestem bardzo przyzwyczajona do tradycyjnej formy książki - dobrze Ci się czyta w takiej elektronicznej wersji? Aga zdrówka życzę, dużo odpoczywaj, a siły na pewno wrócą. Michalinka naprawdę mnóstwo się u Ciebie dzieje, jesteś bardzo silną, zorganizowaną kobietą, podziwiam Cię, że to wszystko ogarniasz - dzieci, dziadek, prowadzenie domu, teraz jeszcze ta rura... Dużo siły Ci życzę. Agata co do polskich filmów, to ja ogólnie nie przepadam za nimi, ale też polecam Miłość, a poza tym bardzo lubię filmy Smarzowskiego - w zasadzie wszystkie, od Wesela do ostatniego Pod Mocnym Aniołem, ale to są takie ciężkie, dołujące klimaty, wiem że nie każdy to lubi (np. mój chłopak jak kiedyś był ze mną w kinie na jego filmie to mówił że ze dwa razy zrobiło mu się niedobrze i rozważał wyjście). U mnie dość aktywnie, cały tydzień w zasadzie kursowałam na linii praca-dom-Biedronka, jakoś kiepsko znosiłam okres, więc nie bardzo miałam ochotę na dalsze wyjścia, poza tym w pracy jest bardzo nerwowo, ze dwa razy byłam bliska płaczu, szczególnie wczoraj - okazało się, że osoba która miała mi prowadzić szkolenie w sobotę zrezygnowała, i nawet mi sama o tym nie powiedziała, dzięki Bogu coś mnie tknęło i do niej zadzwoniłam, a tu taka wiadomość, i wiecie, wiadomo mamy podpisaną umowę, mogę straszyć sądami itd., ale szkolenie jutro ktoś musi poprowadzić, i jestem w ogromnych kłopotach, a to się okazało wczoraj o 15:30... Wyszłam z pracy skrajnie zdenerwowana, ale co ciekawe z zupełnie trzeźwym umysłem, nie spowodowało to u mnie ataku. Potem byłam umówiona z chłopakiem i koleżanką do kina, i nawet chciałam odwołać, ale potem pomyślałam że takie oderwanie dobrze mi zrobi, i faktycznie, film bardzo mi się podobał (*Witaj w klubie*, bardzo polecam, jeśli nie widziałyście), plus zupełnie nie myślałam o pracy. Niestety w nocy wszystko wróciło i bardzo kiepsko spałam, dzisiaj mam wolne za pracę w ostatnią sobotę, dziewczyny z pokoju powiedziały że mam odpoczywać w spokoju i obiecywały, że zajmą się znalezieniem jakiegoś innego prelegenta albo, jak nie da rady, przełożeniem szkolenia, ale wiadomo, człowiek cały w nerwach... Na szczęście mama chłopaka wczoraj zadzwoniła wieczorem zapytać, czy skoro mam wolne nie przeszłabym się z nią na zakupy, chciała podjechać tu w naszą okolicę (mieszkamy w pobliżu dużej ulicy handlowej z takimi fajnymi, małymi sklepikami - od spożywczaków, przez wyposażenie domu po odzież i obuwie) i umówiłyśmy się na rano, i było super, mimo że jeszcze w domu myślałam o pracy, to na zakupach 3 godziny buszowałyśmy po sklepach, ona dość sporo kupiła, ja zrobiłam mniejsze zakupy, ale też jestem zadowolona. Na koniec zaszłysmy do kawiarni na ciacho i też było bardzo sympatycznie, no a teraz jestem już w domu i chyba zajmę się jakimiś porządkami, żeby uspokoić umysł, i koło 16 zadzwonię do pracy zapytać co udało się zrobić. Pozdrawiam
  6. Magda ależ się u Ciebie działo, współczuję tych dolegliwości zdrowotnych, też mam nadzieję, że teraz już się trochę uspokoi i będzie coraz lepiej. Ważne, że mimo wszystko chodzisz do psychologa i zaczynasz terapię, jestem przekonana, że Ci to pomoże. Aga współczuję utraty pracy, ale 5 miesięcy to dużo czasu, więc trzymam kciuki, żebyś znalazła coś innego. Maniu bardzo dobrze sobie poradziłaś w kościele, nie zmuszałaś się na siłę do wejścia do środka, a jednocześnie nie uciekłaś w popłochu - wspaniale, że potrafisz tak zdroworozsądkowo radzić sobie z obawami. Agata też trzymam kciuki za szybką i korzystną sprzedaż mieszkania, wiadomo, zawsze szkoda się wyprowadzać z miejsca zrobionego specjalnie pod Wasze wymagania i gusta, ale z takimi sąsiadami to wierzę, że nie potrafilibyście się cieszyć pięknym wystrojem. Nowe lokum też na pewno dostosujecie pod siebie i z czasem będziecie się tam czuć równie dobrze. Asiu teraz pogoda taka zwariowana, że trudno się dobrze czuć, ja też czuję się fatalnie i marzę, żeby wróciło słońce i ciśnienie się podniosło. Michalinko to prawda, że siedzenie w domu tylko nas nakręca, dlatego dołączam się do pytania dziewczyn - co z tymi ćwiczeniami, na które chodziłaś jakiś czas temu? Zaglądasz tam jeszcze czasem? To fajny sposób nie tylko na odreagowanie, ale też na nabranie energii. Pytałyście jak wyglądają moje wizyty u rodziców. Zazwyczaj ja raz w tygodniu dzwonię, że chciałabym przyjść ich odwiedzić, czasem jeden - dwa dni wcześniej, czasem tego samego dnia, zwykle słyszę w odpowiedzi że nie ma problemu, będą w domu, no i jadę (zwykle w piątki po pracy). Moja mama jest już zazwyczaj w domu, robię sobie herbatę, ona ze mną siada przed telewizorem, czasem zjem z nią obiad, czasem kupują jakieś ciastka, no i mama mówi, co robiła w pracy, co ostatnio ciekawego widziała w telewizji, co kupiła, na co są wyprzedaże w różnych sklepach, ja ze swojej strony to samo. Potem w tv zaczynają się te takie seriale typu *Ukryta prawda* i to drugie o lekarzach, i mama to włącza, i nawet jak coś do niej mówię, to niby kiwa głową, ale widzę, że ogląda. Potem przyjeżdża z pracy ojciec, siada na chwilę, pyta co słychać, a potem idzie do kuchni, pali papierosa za papierosem i zazwyczaj już z nim więcej nie rozmawiam. Takie odwiedziny trwają około dwóch godzin, poza tym oni prawie nigdy nie dzwonią do mnie, ja też poza pytaniem o odwiedziny nie dzwonię, bo i po co? Teraz chcę ich zaprosić w weekend do nas, może będą bardziej rozmowni (wyłączę telewizor...). Psycholog każe mi z nimi porozmawiać, ale ja nie potrafię, niedobrze mi na samą myśl... U mnie kiepsko, w niedzielę nie miałam za bardzo po co wychodzić z domu, jeszcze pogoda taka okropna, a ja czułam się fatalnie, bardzo słaba, w głowie mi się kręciło - początek okresu, więc siedziałam w domu z książką. Wczoraj w pracy nie było źle, wreszcie trafił się trochę spokojniejszy dzień, powrót też bez szczególnych przygód, za to dzisiaj od rana czuję się okropnie, aż się trzęsę cała, tak jakbym się czegoś panicznie bała, do tego gula w gardle, co jakiś czas fale lęku - jak wychodziłam z domu rano było ok, w tramwaju myślałam że zasłabnę, i od rana w pracy też jest kiepsko, mimo że jestem dość zajęta i staram się nie myśleć zanadto o swoim samopoczuciu. Mam nadzieję, że dotrwam do 16 i uda mi się bez przygód wrócić do domu, a tam już tylko relaks do końca dnia.
  7. Asiu to widzę, że u Ciebie bardzo spokojnie i sympatycznie, miło to czytać :) Cieszę się, że Zosi podoba się nowa szkoła i znalazła nowe koleżanki, jednak dzieci potrafią się błyskawicznie adaptować do nowych warunków. O wolontariacie będę myśleć jak w pracy mi się trochę uspokoi, czyli w połowie kwietnia, po dużej konferencji, którą organizujemy, chciałabym pracować ze zwierzętami, wiec pewnie schronisko albo zoo, bo póki co nie mogę namówić chłopaka na zwierzę w domu, a bardzo mi go brakuje, odkąd skończyłam 5 lat zawsze miałam jakiegoś zwierzaka jako towarzysza, więc teraz smutno mi bez takiego towarzysza. Michalinko współczuję choroby córek, to musi być dla Ciebie bardzo męczące. Życzę Wam zdrówka dużo. Puma i jak po antybiotyku, gardło mniej boli? Agata faktycznie muszą wam dawać w kość sąsiedzi, skoro podjęliście decyzję o przeprowadzce. Życzę Ci żebyście szybko dopełnili wszystkich formalności i znaleźli spokój w nowym lokum. Maniu wspaniale sobie poradziłaś z nadchodzącym atakiem, idealna reakcja, i jak widać skuteczna. Co do psychologa, to ja chodzę do niego trochę ponad pół roku, więc nie jakoś bardzo długo, ale wydaje mi się, że nie ma tutaj jakiejś reguły - gdyby udało mi się znaleźć ukojenie i na dobre pożegnać nerwicę, to nie kontynuowałabym terapii. Póki co nadal jednak czuję, że nie zawsze umiem sobie wlaściwie poradzić, wielu sytuacji się boję i pozwalam sobie się nad sobą rozklejać zamiast działać, więc myślę, że co najmniej kilka kolejnych wizyt przede mną, chociaż pod względem finansowym dość mocno mnie to obciąża, bo to 120 zł za jedno spotkanie :/ Jeśli Ty radzisz sobie na co dzień i wiesz, że w gorszej chwili masz sposoby, dzięki którym opanowujesz atak, to wydaje mi się, że spokojnie możesz na razie nie umawiać się na wizytę, jak poczujesz potrzebę to po prostu wrócisz do tej pani. U mnie jakoś leci, chociaż wczoraj przez większość dnia czułam się fatalnie, jeszcze w pracy zwaliło mi się na głowę wszystko co mogło i było bardzo nerwowo, więc dodatkowy stres. Po pracy pojechałam po prezent dla koleżanki do dużego centrum handlowego, a później odwiedziłam rodziców i było dość sympatycznie, chociaż zaraz przypomniały mi się te wszystkie związane z nimi żale, które ostatnio wylewałam przed psychologiem i moje złe samopoczucie jeszcze się pogorszyło, czułam skoki ciśnienia, waliło m iserducho, robiło mi się słabo, nawet przez chwilę myślałam, żeby poprosić ojca o odwiezienie samochodem, ale potem uznałam, że poradzę sobie sama i faktycznie, nie było źle, w sumie w drodze powrotnej czułam się lepiej niż u nich w domu. Niestety, dodatkowy stres przyszedł wieczorem - chłopak miał iść się spotkać z kolegami, ale zapowiadał, że wróci koło 22 i zjemy razem kolację, żebym na niego poczekała, i tak zrobiłam, tyle że on wrócił godzinę później i w dodatku kompletnie pijany (a nie zdarza mu się to praktycznie, zwykle jak idą na piwo to wraca co najwyżej lekko podchmielony, ale zupełnie przytomny i gotowy do zrobienia kolacji, pogadania czy obejrzenia czegoś razem w telewizji). Przyszedł, powiedział że źle się czuje i padł na łóżko spać, nawet się nie przebrał. Ja się strasznie wściekłam, nawrzeszczałam na niego i zabrałam swoją kołdrę i poduszkę z sypialni i poszłam spać do dużego pokoju, on przepraszał, ale ja byłam totalnie wkurzona i było mi bardzo przykro, bo akurat upijanie się jest czymś, czego nie akceptuję kompletnie i on o tym wie, więc zapłakana poszłam spać. Dzisiaj od rana musiałam być w pracy doglądać kolejnego szkolenia i jak na złość tym razem wszystko szło źle - tramwaje się mocno spóźniały, komputer prelegenta nawalał, więc była obsuwa czasowa, a na domiar złego prelegentka źle dostosowała długość prezentacji do ilości czasu, i zamiast przygotować ją na 3 godziny po godzinie skończyła, a ja musiałam naprędce wymyślać, co zrobić, żeby jej i mnie nie zlinczowali uczestnicy szkolenia. Jakoś ogarnęłam tę sytuację, ale było naprawdę ciężko. Potem wróciłam do domu, po drodze jeszcze zaszłam do sklepu po balerinki i do Biedronki na większe zakupy, a później przyszła do mnie koleżanka na kawkę i pogaduchy. Mam nadzieję, że limit pecha na najbliższy tydzień już się wyczerpał... Teraz czekam na chłopaka, aż wróci z zajęć, chociaż jeszcze jestem na niego zła. Pozdrawiam
  8. Maniu to co powiedział Ci tata jest przykre i bardzo dobrze rozumiem Twoje odczucia, ale dziewczyny dobrze piszą - niestety nikt kto nie przeżył sam nerwicy, napadów paniki, stanów lękowych nie jest w stanie nas zrozumieć. Dla ludzi z zewnątrz, nawet bliskich, takie nasze zachowanie jest bardzo dziwne, no bo jak to - chodzisz do pracy do taty na cały dzień, na zakupy, spotykasz się z koleżankami i czujesz się dobrze, normalnie funkcjonujesz, a na studia nie wracasz, albo pracy na cały etat nie chcesz podjąć? Moi rodzice też absolutnie nigdy nie zrozumieli, jak to jest, że np. musiałam być dwa tygodnie na L4 z pracy, bo zarzekałam się że nie jestem w stanie tam pójść, ale np. jak chłopak wyciągał mnie na spacer po okolicy, żeby oswajać mnie z wyjściami, to jakoś mogłam się przełamać i pójść - różnica między tymi wyjściami nie była dla nich zauważalna. Nie przejmuj się tym, magisterkę na pewno zrobisz w swoim czasie, prawka nie zdajesz nie z powodu braku umiejętności czy lęków, ale przez egzaminatorów - jak wiele innych osób. Mam nadzieję, że humor już dzisiaj lepszy? Puma jak gardło? Ja też polecam szałwię, mi pomagał jeszcze Neo Angin, ale nie tabletki tylko ten spray którym się pryska w gardło - smakował okropnie, ale działał szybko i dobrze. Michalinko ja też te kilka dni gorszej pogody niezbyt dobrze znosiłam, ciągle czułam się senna albo podenerwowana, do tego jestem przed okresem, i to mi pewnie też nie pomaga. Ale dzisiaj już u mnie lepiej, od rana piękne słońce i ma być 17 stopni, więc humor lepszy, choć samopoczucie nadal średnie, jeszcze się czuję taka rozedrgana wewnętrznie. Asiu i jak tam pierwszy dzień Zosi w nowej szkole? U mnie aktywnie, choć tak jak pisałam, samopoczucie różne. W niedzielę byliśmy u rodziców chłopaka na obiedzie, w sumie pół dnia nam tam zeszło, ale było bardzo miło. W poniedziałek po pracy byłam w bibliotece na swoim starym osiedlu, a we wtorek po południu miałam wizytę u psychologa. Znów wzięliśmy na tapetę moje relacje z rodzicami, ech... U mnie to niestety ciągle jest żywe, bo tak jak wkurzali mnie strasznie jak razem mieszkaliśmy, tak teraz gdybym ja do nich nie dzwoniła, to pewnie w ogóle nie mielibyśmy kontaktu. Nie zapraszają nas do siebie (mimo że napomknęłam im kilka razy, że moglibyśmy przyjść razem, a nie ja sama, tylko mój chłopak musi wcześniej wiedzieć), nie dzwonią do mnie praktycznie wcale, kiedyś specjalnie przez tydzień nie dzwoniłam, żeby zobaczyć reakcję, i nie było żadnej. Nie są zainteresowani w ogóle takimi rzeczami, jak np. numer telefonu mojego chłopaka - jakby coś mi się stało, to nawet nie mieliby jak się z nim skontaktować żeby się czegoś dowiedzieć, ba, oni nawet nie wiedzą, jak on się nazywa - nie pytali o to nigdy. Praktycznie zawsze jak u nich jestem to mówię że mogą dzwonić, choćby sprawdzić czy żyjemy, ale jakoś nie ma odzewu... Mój psycholog twierdzi, że to też musi wpływać na moją nerwicę, bo czuję się z ich strony kompletnie olana, oni nie potrafią się zachowywać jak rodzice, i sam mówi że z tak zdystansowanymi od dziecka rodzicami jeszcze nie miał do czynienia. Kazał mi zapytać mojego ojca, bo to z nim jest największy problem, jak wyglądały jego relacje z rodzicami, ale ja nie mogę tego zrobić, bo skoro my za bardzo nie gadamy nawet o przysłowiowej pogodzie, to nie wejdę z nim na taki temat, nie ma mowy. Do tego oni znów wyjeżdżają na święta, co już spotkało się ze zdziwieniem rodziców mojego chłopaka, że jak to tak, drugie święta z rzędu oni nas olewają, że to nieładnie, i ja też się tak czuję... Poza tym, zaraz potem na weekend majowy wyjeżdża mój chłopak i też będę zostawiona sama sobie, w dodatku to taki czas, że raczej każdy się stara wyjechać, więc nie będę miała się z kim spotkać :( Nie ukrywam, że przykro mi z tego powodu.
  9. Maniu no szkoda, że trafiłaś na niemiłego egzaminatora, ale najważniejsze, że potrafisz się śmiać z tej sytuacji i wiesz, że to nie była Twoja wina - tak jak piszesz, spróbujesz jeszcze raz, w końcu na pewno zdasz i będziesz mogła wspominać te egzaminy ze śmiechem ;) Michalinko mam nadzieję, że dziewczynki się nie zarażą. Asiu i jak kontrola Zosi? Wszystko już w porządku? Puma u mnie też tak jest, że to ja mówię więcej niż psycholog, on podłapuje najważniejsze jego zdaniem fragmenty mojej wypowiedzi i ciągnie wątek dalej, albo podsuwa nowe tematy, żeby wybadać pewne kwestie. Wydaje mi się, że to najlepszy układ - Ty możesz się wygadać, a psycholog wie, na co zwrócić uwagę. U mnie fajnie, mam gorsze momenty, ale nie są zbyt uciążliwe, i staram się żyć aktywnie: w środę po pracy poszliśmy z chłopakiem na lody i krótki spacer, w czwartek na długi spacer nad jezioro, a wczoraj byłam po południu u rodziców. Dodatkowo w środę mieliśmy bardzo nieprzyjemne zebranie w pracy, z którego jedna z koleżanek wybiegła z płaczem, ja zostałam zrugana przez szefa od góry do dołu, wrzeszczał i groził zwolnieniami (potem przeprosił, powiedział, że w sumie to mial tak zły nastrój, że pewnie czego byśmy nie zrobiły i nie powiedziały, to by się wściekł), ale nie odbiło się to na mnie na szczęście jakoś szczególnie, ot było niemiło, ale co zrobić. Dzisiaj natomiast pogoda się u nas bardzo popsuła, jest chłodniej, pada na zmianę ze słońcem, ale najgorszy jest bardzo silny wiatr - aż ciężko ustać. Mimo to pojechaliśmy rano z chłopakiem na wycieczkę do Wilczego Parku, 50 km od nas, w lesie, i mimo paskudnej pogody było super, pani która nas oprowadzała okazała się skarbnicą wiedzy na temat tych zwierząt, no i niecodziennie można pogłaskać wilka, więc wyprawa pełna wrażeń. Teraz odpoczywamy w domu, mieliśmy w planach jeszcze zobaczyć Śnieżycowy Jar, ale tak wiało, że w lesie gałęzie się łamały i spadały znienacka na głowę, więc uznaliśmy, że nie będziemy ryzykować.
  10. Asiu świetnie że mała jest już z wami w domu, na pewno Ty też czujesz się lepiej dzięki temu :) Zdrówka dla całej Waszej rodzinki! Puma to prawda, pogoda już iście wiosenna, aż szkoda że cały dzień muszę przesiedzieć w biurze, a jak wracam do domu to już powoli ciemno się robi... Ale na szczęście dni się już teraz tylko wydłużają :) Aga cieszę się, że dobrze się czujesz, a kiedy planujesz kolejną wizytę u psychologa? Byłoby super, gdyby na ten czas udało Ci się załatwić opiekę dla dziecka, żebyś mogła spokojnie porozmawiać z terapeutą, bo tak w biegu to ciężko... Agata bardzo fajnie, że żyjesz tak aktywnie i że jest ok, mam nadzieję, że ja również niebawem będę mogła to o sobie powiedzieć... Michalinko z tą sennością to rzeczywiście coś jest na rzeczy, ja wieczorem też bardzo szybko padam spać, a dzisiaj to nawet w pracy czułam się, jakbym miała się zaraz położyć na biurku i zasnąć. Oby to było tylko przesilenie, które szybko minie. Maniu i jak było na jazdach? I jak zdrówko? U mnie do przodu, w niedzielę byliśmy z chłopakiem wieczorem z okazji spóźnionego Dnia Kobiet w uroczej włoskiej knajpce, cała sala była zajęta, cudem udało nam się dostać ostatni niezarezerwowany stolik, i choć na początku byłam troszkę spięta, bo siedzieliśmy dokładnie pośrodku sali, otoczeni ludźmi, daleko od toalety, wyjścia itd., to potem już było zupełnie miło, do tego jedzenie bardzo mi smakowało, więc pozytywnie. Wczoraj po pracy przyjechał po mnie chłopak i pojechaliśmy na większe zakupy do Makro, potrzebowaliśmy trochę doposażyć kuchnię, a wyszliśmy z pełnym koszykiem. Mimo ponad godziny kręcenia się po tym sklepie, który jest u nas bardzo duży, szybko traci się z oczu wyjście, plus mnóstwo towaru i taki magazynowy wystrój, też może ze dwa razy miałam lekkie ukłucie niepokoju, które jednak szybko minęło. Dzisiaj po pracy już nigdzie nie szłam, za to chłopak poszedł się spotkać z kolegami i wróci późno, więc mam wieczór dla siebie, ale coś czuję, że szybko pójdę spać, zmęczona jestem. Pozdrawiam
  11. Asiu ogromnie się cieszę, że z Twoją córką lepiej i już w poniedziałek będziecie razem w domu :) Puma najważniejsze że wiesz jak masz się leczyć i jesteś pod opieką lekarza, teraz na pewno będzie już tylko lepiej. Maniu wspaniałe jest to co piszesz, doskonale wiem co masz na myśli, sama pamiętam te chwile, kiedy bardzo chciałam np. załatwić coś w pracy, bo czułam się za to odpowiedzialna, a choroba mi to uniemożliwiała i musiałam to zrzucać na kogoś innego, a teraz już prawie nigdy nie daję się podporządkować negatywnym objawom i wierzę, że dzień, kiedy już nic nie będzie w stanie mnie złamać jest coraz bliżej. Michalinko bardzo Cię podziwiam za cierpliwość podczas jazdy z babcią autem, u mnie na pewno nawet jakbym zachowała spokój w samej tej sytuacji, to potem odreagowałabym to złym samopoczuciem, a u Ciebie nic takiego nie zaszło - super :) Ja w czwartek i piątek byłam tylko w pracy, pęcherz mi dokuczał i ogólnie czułam się zaziębiona, więc już potem nigdzie nie biegałam, dzisiaj też musiałam na 5 godzin przyjść do pracy czuwać nad dwoma szkoleniami, które organizowaliśmy, ale poszło gładko, bez nerwów i bez problemów. Ponieważ dzień był śliczny postanowiłam potem odwiedzić rodziców, bo chłopak do 20 na zajęciach, i u nich najpierw było ok, ale jakoś w połowie wizyty poczułam się średnio, serducho mi waliło i w ogóle niespokojna się zrobiłam, ale posiedziałam dwie godzinki i zwinęłam się do domu. W tramwaju miałam bardzo silny atak, strasznie waliło mi serce, ciężko się oddychało, czułam że odpływam, ale wiedziałam że i tak muszę dotrzeć do domu, tu będę mogła się położyć i napić melisy, i jakoś sobie poradziłam, chociaż nadal jestem trochę niespokojna. Próbuję jednak zająć myśli czym innym, najpierw zrobiłam pranie, a teraz posprzątam trochę przed przyjściem chłopaka. Pozdrawiam
  12. Asiu trzymaj się bardzo dzielnie, na pewno wszystko będzie dobrze - Zosia jest pod właściwą opieką, Twoja wizyta też na pewno dobrze jej zrobi - bądźcie silne! Zobaczysz, niedługo będziecie razem w domu. Magda Zusem się nie przejmuj, nie udajesz choroby, więc nie masz czym się denerwować. Współczuję tej sytuacji w markecie, ale dobrze, że wychodzisz, najgorsze co można zrobić to zamknąć się w domu. Co do spotkań z ludźmi, to wiesz, ja jak zachorowałam to przez dobre pół roku nie widziałam nikogo poza moim chłopakiem i dziewczynami z pracy, nie chodziłam do żadnych znajomych, nie wychodziłam z nimi do miasta ani nie zapraszałam do siebie - kompletne odcięcie, ale z czasem przestałam mieć z tym problem, bo psycholog uświadomił mi, że nawet gdybym faktycznie gorzej się poczuła, to przecież to są życzliwe mi osoby, które na pewno się nie odwrócą, tylko pomogą. Przeżyłam też atak na wyjeździe, gdzie pojechaliśmy na wycieczkę dwie godziny od mojego miasta, samochodem znajomych (zresztą specjalnie ich namówiliśmy, żeby z nami pojechali, to był nasz pomysł), dojechaliśmy na miejsce i ja nie chciałam iść do lasu, przez który mieliśmy przejść, żeby dojść do punktu docelowego, urządziłam histerię i musieliśmy wrócić do domu - czyli w sumie zamiast wycieczki była przejażdżka autem, dwie godziny w jedną stronę, i wiesz co - może i się dziwnie popatrzyli, może coś skomentowali za moimi plecami, ale nie odwrócili się ode mnie i nadal się spotykamy. Jak to ktoś kiedyś powiedział - większość nieszczęść, które sobie wyobrażamy, nigdy się nie wydarza, i jet w tym dużo racji. Głowa do góry, warto spróbować się przełamać do kontaktów z innymi - najpierw niech oni odwiedzają Ciebie, potem może poczujesz się na tyle pewnie, żeby sama do nich wyjść. Na pewno będzie ok. Trzymam kciuki za wizytę u psychologa, nie musisz się do niej w żaden sposób przygotowywać, psycholog będzie wiedział, o co pytać. Napisz koniecznie, jak było. Maniu bardzo Ci gratuluję tej sytuacji w Biedronce, to było zachowanie zdrowego człowieka - zapomniałaś portfela, to przecież nie masz jak zapłacić za zakupy, więc po prostu zostawiłaś koszyk i wyszłaś - brawo! Puma i jak wyniki córeczki? A co do kręgosłupa, to powiem Ci, że ja jestem rok starsza od Ciebie i nie mam dzieci, a też często czuję ból po np. intensywnym sprzątaniu albo jak cały dzień biegam z wielką ciężką torbą na ramieniu (wiem że to niezdrowe i pewnie mało eleganckie, ale nie znoszę małych torebek, nic mi się w nich nie mieści), pewnie to wina mało sportowego trybu życia, jaki prowadzę, jak się człowiek za bardzo nie rusza i na co dzień spędza czas głównie przed komputerem, to potem kręgosłup się mści :/ Michalinko i jak zdrówko? U mnie pod kątem nerwicy ok, w poniedziałek byłam tylko w pracy, ale za to dzień był piekielnie nieprzyjemny, od rana same nieprzyjemności, także po 8 godzinach wyszłam stamtąd totalnie wymęczona i w domu nie miałam ochoty nawet się odzywać do chłopaka. Wczoraj miałam za to mega intensywny dzień - zaraz po pracy szłam do psychologa, a po wizycie jechaliśmy z chłopakiem do znajomych, mamy do nich dość słaby dojazd, dwa autobusy plus kawałek pieszo do przejścia, więc w sumie prawie godzinę to trwało, jeszcze uciekł nam jeden autobus i musieliśmy prawie 20 minut czekac, a ja byłam dość cienko ubrana i mocno wymarzłam. Sama wizyta w porządku, powrót też, ale dzisiaj musiałam zostać w domu, bo pół nocy coś mi jeździło po jelitach i dość mocno i boleśnie mnie wzdęło, a rano jak się obudziłam to bolało już na tyle mocno, że cięzko mi się było wyprostować, plus dwa razy w ciągu godziny byłam w toalecie, więc nie bardzo widziałam siebie w pracy. Oczywiście, pierwsza myśl była taka, że to nerwy, a ja ulegam i się poddaję, ale potem powiedziałam sobie, że skoro źle się czuję i mam biegać co pół godziny do łazienki, to nie ma sensu w ogóle iść do pracy, lepiej się jeden dzień podkurować, jutro już pewnie będzie lepiej. Trochę bolą mnie też plecy, nie wiem, może mnie faktycznie przewiało i to jakaś lżejsza wersja zapalenia pęcherza (nigdy nie miałam tej przypadłości, więc nie wiem)? W każdym razie chłopak poszedł do pracy, a ja się grzeję pod kocem. Pozdrawiam
  13. Agata gratuluję zarobionych pieniędzy, może faktycznie z czasem biznes się rozkręci i pomyślisz o czymś większym, np. knajpce? Trzymam kciuki :) Co do chłopaka, to nie rozmawiałam z nim jeszcze, we wtorek idę do psychologa i chcę to najpierw z nim przegadać, żeby nie działać w nadmiernych emocjach, co mi się niestety zdarza i efekty bywają odwrotne do zamierzonych. Maniu to widzę że u Ciebie aktywnie mimo weekendu, i bardzo dobrze :) Wiem że łatwo się mówi, ale nie ma sensu robić nic wbrew sobie, żeby inni byli zadowoleni - to Ty wiesz, jak się czujesz, i to jest najważniejsze. Michalinko ależ zamieszanie u Ciebie, a Ty tak doskonale wszystko ogarniasz - bardzo Cię podziwiam, trzymaj się dzielnie. Puma na wszelki wypadek przeszłabym się do dentysty, wiadomo, to nic przyjemnego, ale przynajmniej będziesz spokojna, że sytuacja jest pod kontrolą - dla mnie niewiele jest rzeczy gorszych niż uporczywy ból zęba :/ Może wystarczy jakieś lekarstwo? U mnie weekend bardzo aktywny, w piątek wieczorem przyszli znajomi, sześć osób, więc było bardzo wesoło, ale i spokojnie. Wczoraj byliśmy z chłopakiem na targach edukacyjnych, w sumie ponad dwie godziny krążyliśmy po terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, a to są naprawdę ogromne pawilony, w dodatku całkowicie zastawione stoiskami i pelne ludzi, kilka razy traciłam chłopaka z oczu i musieliśmy się szukać, bo tłum nas rozdzielał, a mimo to nie czułam nerwów, nie miałam ochoty nigdzie uciekać, podchodziłam do stoisk które mnie interesowały, rozmawiałam z wystawcami i było bardzo fajnie. Wracając stamtąd zajrzeliśmy na obiad do małej knajpki niedaleko naszego mieszkania, tam podają taką tradycyjną, domową poznańską kuchnię, słyszeliśmy dużo dobrych opinii i postanowiliśmy to sprawdzić osobiście, i faktycznie nam się podobało, miła atmosfera, ciekawy wystrój i smaczne jedzenie, plus ogromne porcje, więc same pozytywy. Potem poszliśmy jeszcze po zakupy do Biedronki i paru małych sklepów i do domu, a wieczorem znów mieliśmy gości, tym razem parę znajomych i też było miło, choć dwa razy miałam takie uderzenia niepokoju, dość nieprzyjemne to było, ale mówiłam sobie, że przecież jestem w domu i nie mam się czym martwić, zawsze mogę wyjść do łazienki czy do sypialni i nie będzie w tym nic dziwnego, i przeszło. Dzisiaj z kolei byliśmy z chłopakiem u jego rodziców na obiedzie, a wcześniej zrobiliśmy sobie godzinny spacerek, takie piękne słońce było, więc też miło spędziliśmy dzień. Pozdrawiam
  14. Asiu cieszę się, że powoli wracasz do codziennych zajęć, trzymam kciuki, żeby antybiotyk zadziałał szybko i żeby rana się zagoiła. Jesteś bardzo dzielna. Maniu super, że mimo PMS-u poszłaś do pracy i świetnie dajesz sobie radę, to oznaka prawdziwego zdrowienia. Tym, co mówiła Ci wcześniej siostra się nie przejmuj, ja też czasami słyszę takie docinki od chłopaka, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że zdrowy człowiek nie zrozumie charakteru naszej choroby, zwłaszcza jeśli przez dłuższy czas czułyśmy się lepiej i mogłyśmy robić wszystko same, a tu nagle znów pogorszenie. Najważniejsze że sobie radzisz i jesteś samodzielna :) Aga radzisz sobie doskonale, idziesz do przodu każdego dnia :) Ja też tak miałam z zakupami farb i innych akcesoriów remontowych jak się przeprowadzaliśmy, raz nawet musiałam wyjść z Castoramy, bo wydawało mi się, że nie wytrzymam tam ani minuty dłużej. Teraz też jak przychodzi gorszy moment, to mówię sobie to co Ty, że nie umrę od tego i że to minie, i tak właśnie jest :) Magda nie miej wyrzutów sumienia, ja w Twoich postach widzę bardzo dużo siebie, miałam identyczne odczucia w stosunku do choroby, i to nadal czasem wraca, jak mam pogorszenie, ale nerwica to naprawdę taka sama choroba jak każda inna, a choroby się leczy chodząc do lekarza - w naszym przypadku psychiatry. Zwolnienie od niego to żaden wstyd, wstyd to moim zdaniem nie pomagać sobie ze względu na opinię innych. Pamiętaj, że nikt za Ciebie życia nie przeżyje, a jego komfort jest w Twoich rękach. Póki co robisz dla siebie wszystko co możesz, żeby znów czuć się dobrze, i tak trzymaj - na pewno wyzdrowiejesz i znów będziesz potrafiła robić wszystko sama. Koniecznie umów się do psychologa i zacznij terapię, a wszystko się poukłada. A swoją drogą, ostatnio jak rozmawiałam z paroma koleżankami z pracy, to się okazało, że na 5 dziewczyn 3 korzystały/korzystają z pomocy psychologa, z rożnych przyczyn - jak widać, to naprawdę coraz bardziej powszechne i bardzo dobrze. Puma uwielbiam faworki, a domowych chyba jeszcze nigdy nie jadłam, zawsze kupne - chętnie bym się poczęstowała :) Michalinko i jak córcia? Nadal walczycie z nocnikiem czy faktycznie poczekacie do lata? U mnie ok, we wtorek po pracy byłam u fryzjera koło rodziców, zdecydowałam się jednak do niej wrócić, bo płacę tam o połowę taniej niż tu gdzie teraz mieszkam, a przy okazji bardzo ją lubię jako osobę i fajnie z nią pogadać przy herbacie, jak siedzę z farbą na włosach. Wizyta minęła spokojnie i sympatycznie, mimo dwóch godzin na fotelu, powrót do domu też. Wczoraj z kolei po pracy pojechałam do rodziców, jeszcze przez przypadek pojechalam tramwajem za daleko z pracy i wysiadłam totalnie w centrum miasta, z każdej strony ulica, światła, przystanki tramwajowe, dworzec kolejowy, chaos, ale w ogóle mnie to nie zbiło z tropu, podeszłam na przystanek z którego jechał tramwaj bezpośrednio na osiedle rodziców i na luzie dojechałam. U nich zjadłam pączka i trochę faworków, pogadaliśmy i wróciłam do domu, na kolejne pączki :) Dzisiaj mam wolne za pracę w ostatnią sobotę, więc wyspałam się porządnie, potem chłopak pojechał na korepetycje, a ja obleciałam kilka sklepów i odwiedziłam nowy, duży lumpeks który się otworzył w centrum, przez chwilkę poczułam się tam niepewnie, ale trwało to dosłownie chwilę, a potem już było dobrze, chociaż nic fajnego dla siebie nie znalazłam. Teraz się relaksuję przy muzyce, a potem trochę posprzątam, bo wieczorem przychodzą znajomi. Pozdrawiam
  15. Michalinko bardzo fajnie, że mimo kiepskiego porannego wyjścia, gdzie głód dał Ci popalić, nie poddałaś się nerwom i drugie zakupy zaliczyłaś zupełnie na spokojnie. Co do dziecka, to nie jestem ekspertem, ale koleżanki z pracy w podobnych sytuacjach z dziećmi bardzo sobie chwalą jabłka, ponoć bardzo dobrze przeczyszczają i pobudzają jelita do pracy, a maluchy dość chętnie je jedzą. Asiu nie denerwuj się tak, wiadomo że ropiejąca rana to nic przyjemnego, ale to dość częste powikłanie po różnych zabiegach, dość sporo dziewczyn ode mnie z pracy miało takie ropnie po cesarce i leczenie wyglądało tak jak opisuje Aga, szybkie czyszczenie, antybiotyk i po problemie :) Dobrze że mama do Ciebie przyjedzie, zawsze będzie Ci raźniej i łatwiej funkcjonować. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze, jesteś pod opieką specjalistów. Aga super, że wychodzisz i się nie poddajesz, robisz to co sobie zaplanowałaś, oby tak dalej :) Ja nie mam prawa jazdy, jakoś nigdy nie miałam pieniędzy żeby je zrobić, a po Poznaniu spokojnie mogę się poruszać komunikacją miejską, ale pewnie przydałoby się zrobić, tylko z kolei teraz szkoda mi czasu, który trzeba by poświęcić na kurs... Może jak mnie potrzeba bardziej przyciśnie (np. będę zmieniać pracę albo coś w tym stylu) to się wreszcie zdecyduję. Magda bardzo dobrze rozumiem uczucia, które Tobą targają. U mnie też nerwica wzięła się z niedoborów emocjonalnych, rodzice nie dawali mi tyle uwagi i uczucia, ile potrzebowałam, potem szukałam tego w związku z nieodpowiednim chłopakiem, a teraz nawet mój obecny chłopak, który jest kochany i bardzo dużo dla mnie robi nie może tej dziury wypełnić, tak że ciągle powracają lęki... Powiem Ci tylko tyle, że z tym można sobie poradzić, terapia może Cię z tego wyleczyć, tylko musisz się nastawić na sporo pracy i wiele spotkań z psychologiem, leczenie niestety trochę trwa, za to można w ten sposób odzyskać komfort życia. Co do leków, ja wzięłam dwa razy (w dwóch różnych sytuacjach) po pół tabletki Afobamu 0,5, ale na mnie nie zadziałało to w ogóle, czułam się jakbym nic nie wzięła. Lata temu miałam zapisany Xanax (to samo co Afobam), ale też wzięłam jedną tabletkę i nie widziałam wielkiej róznicy, może minimalnie spokojniejsza byłam. Na co dzień, jak nie radzę sobie bez wsparcia, ratuję się lekami ziołowymi, homeopatia jakoś mnie nie przekonywała nigdy, próbowałam kiedyś tabletek Sedatif PC, ale też nie widziałam działania. Tak czy owak, leki to tylko pomoc w wyciszeniu lęków, żebyś mogła zacząć terapię, bo to ona ma Ci pomóc naprawdę. Będzie dobrze, zobaczysz. Ale właśnie, jak u Ciebie z wychodzeniem z domu? Nie wychodzisz wcale, wychodzisz tylko z kimś, a może masz ataki tylko w pracy albo w komunikacji miejskiej? Agata współczuję tych sąsiadów, u mnie też się niedawno wprowadziła taka młoda ekipa piętro wyżej i co prawda nie robią hałasu, ale za to palą na klatce schodowej i to wpada do mieszkania, strasznie śmierdzi, jakbyśmy sami palili. Wywiesiliśmy już kartkę na klatce schodowej z prośbą o niepalenie, zobaczymy czy podziała. A co do tego co piszesz o tym dostosowaniu się do drugiej osoby, to właśnie na tym polega cały problem, bo ja wiem, że on ma prawo spędzać swój wolny czas tak jak chce, kłaść się spać tak jak mu pasuje itd, tylko jak zauważył mój psycholog, ja nie bardzo mogę zmienić swój sposób funkcjonowania, bo chodzę na rano do pracy i tego nie przeskoczę, muszę być przytomna - tutaj pole manewru ma tylko on, ale on musi tego chcieć. Mój psycholog jest też seksuologiem i on mówi, że niestety przez takie niedopasowanie stylów życia rozpada się wiele związków, dlatego jakoś trzeba te kwestie uporządkować, bo inaczej albo po prostu będzie coraz więcej napięcia i kłótni (a co za tym idzie, mi się będzie pogarszać), albo się rozstaniemy, albo zaczniemy się wzajemnie oszukiwać, zdradzać, unikać itd. Tak więc będziemy próbować rozmawiać i zobaczymy, co się uda zrobić. Maniu gratuluję udanego powrotu za kierownicę :) U mnie całkiem nieźle, wczoraj byli u nas znajomi z dzieckiem, plus ta koleżanka jest w ósmym miesiącu drugiej ciąży, więc wpadli tylko na niecałe dwie godzinki,ale i tak było miło. Wieczorem przed snem dostałam strasznego bólu głowy, nie wiem czy to była migrena czy coś innego, ale bolało jak nie wiem, ledwo widziałam na oczy i mdliło mnie z bólu, okropność. Położyłam się wcześniej spać i trochę pomogło, rano nie było już tak źle. W pracy z kolei czekała nas niespodziewana przeprowadzka do innego pokoju, bo w naszym korytarzu zaczął się remont, normalnie przyszła ekipa i zdarła sufit, urwała rurę od klimatyzacji i zaczęła zmywać rozpuszczalnikiem ściany, tak więc śmierdziało jak nie wiem, aż nam się niedobrze robiło. W końcu przyszła ekipa przeprowadzkowa i pomogła nam przenieść meble i nasze rzeczy do innego pokoju, ale okazało się, że komputery, telefony i internet będziemy mieć podłączone dopiero tuż przed 16, więc o 14, po całkowicie bezproduktywnym dniu, zostałyśmy zwolnione do domu. Jutro już wszystko ma działać, więc mam nadzieję, że nie będzie takich niespodzianek. Pozdrawiam
×