Witajcie!
podczytuję Was od niedawna, aż nadszedł moment, kiedy sama odważyłam się napisać... Wszystko wygląda na to, że mam nawrót nerwicy. pierwszy raz zupełnie niespodziewanie dopadło mnie w domu, na początku maja. nagle zakręciło mi się lekko w głowie, a potem takie uczucie jakbym robiła się ciężka jak kloc i przekonanie, że jak nie usiądę/położę się to zemdleję. do tego tachykardia. przyjechało pogotowie, unormowali mi tętno i pojechali. a za dwie godziny, znowu czuję się podobnie, więc wylądowałam na SORze. zrobili morfologię - ok, rtg klatki - w normie, ekg - zapis poza tym, że wykazał tachykardię - też w normie. dali propranolol i atarax i puścili z zaleceniami. wg tych zaleceń zrobiłam badania hormonalne - ok; echo serca - ok, holtera - wykazał 35 tachykardii zatokowych i jedno pojedyncze przedwczesne pobudzenie komorowe; średni rytm hr to 90 - co wg lekarza też jest w normie. po 2 tygodniach znowu wylądowałam na sorze z podobnymi objawami i powiedzieli, że to nerwy. a ja się nakręcam coraz bardziej. zaczynam się bać wychodzić z domu. choć od wczoraj i tu nie czuję się całkiem bezpiecznie. wczoraj naglę poczułam że robi mi się ciemno przed oczami na ułamek sekundy, że nogi robią się jak z waty, czuję jakbym miała zasłabnąć, do tego lęk, że pewnie umieram, nudności, zimne stopy i dłonie, potem jeszcze się lekkie dreszcze. no i serce szybciej bijące, do tego okropnie boję się zemdleć i dwa kłócące się głosy w głowie - jeden mówi, spokojnie to pewnie tylko panika, a drugi - a jak tym razem to coś poważnego i coś mi się naprawdę stanie?
mam nadzieję, że ktoś wytrwał do końca... gubię się w tym wszystkim, popatrzcie z boku prosze, i napiszcie, co myślicie?
pozdrawiam
marta