Widzisz Optymistko, moja mama jest alkoholiczką i prawie całe życie się mną nie zajmowała, nie interesowała, nie utrzymywała kontaktu i ja do pewnego momentu też użalałam się nad nią, pomagałam jej, próbowałam wyciągnąć z tzw. *meliny*, cały czas w nią wierzyłam. Tyle ile prób podejmowałam, tyle razy ciężko to odchorowywałam, bo ona zawsze wybierała alkohol. Ciężko to znosiłam, ale nadal było mi jej żal, nadal miałam nadzieję. Aż pewnego razu, gdy wszystko zapowiadało się dobrze, w ten dzień mieliśmy ją zawieźć na stacjonarne leczenie, na które się zgodziła, przyszła pijana, bez wstydu, jakby nigdy nic. Wtedy coś we mnie pękło i uwolniłam się od tego piekła. To był ostatni raz. Piszę to, żeby powiedzieć, że pomimo tego jak nasi rodzice nas ranią i jak wiele błędów wręcz świadomych popełnili, to my przez naszą wrażliwość oraz niepewność czy to na pewno dobre, nadal im pomagamy, dalej ich kochamy i jesteśmy im w stanie wiele wybaczyć, choć tak bardzo nas skrzywdzili bądź krzywdzą.