Witam,
Czytam Wasze opisy i jestem przerażona skalą problemu. Ja również walczę z nerwicą.
Pierwszy raz dopadło mnie w 2007 roku. Wtedy niestety jeszcze na nieświadomce... Któregoś dnia po przyjściu z pracy podczas odpoczynku dostałam ataku lęku. Zawroty głowy, uczucie że za chwilę zejdę, powykręcało mi ręce, mrowienie całego ciała, zaburzenia mowy, kołkowaty język, serce oszalało. Pojechałam do szpitala, dostałam zastrzyk na uspokojenie i do domu. Potem seria badań na wszystko co możliwe i diagnoza że jestem calkiem zdowa! Od lekarza usłyszałam że to napady na tle nerwowym. Dostałam jakieś leki ale ich nie brałam ponieważ bałam się skutków ubocznych. Potem przez jakiś czas było ok. Urodziłam dziecko i te epizody były rzadsze lub nie występowały wcale. Teraz niestety znów mam nawrót. Też mam stany lękowe. Budzę się nagle przerażona z walącym sercem i klucha w gardle. Różnica polega na tym że wiem że to nerwy i jestem zdrowa. Walczę z tym z całych sił chociaż jest ciężko. Jestem płaczliwa, szybko się denerwuję, jest mi smutno. Dodam że moje zycie nie było usłane różami. Przeżyłam ciężki rozwód i inne traumy po drodze. Teraz mam wspaniałą rodzinę nowego cudownego męża i dwoje dzieci, a nie umiem tego docenić i cieszyć się że są. Kiedyś wydawało mi się że jestem silna psychicznie i wszystko przetrwam ale teraz wiem że nerwica może wyjść nawet po kilku latach od traumatycznych wydarzeń. Jadę na validolu, nie biorę żadnych innych leków. Zrobiłam powtórne badania łącznie z tarczycą i wyszło że jest ok. Zapisałam się do psychologa zobaczymy co będzie...Chciałabym znów być sobą i zeby ten koszmar się skończył...
Pozdrawiam wszystkich nerwusków.