Witajcie
Jestem tu nowa choc czytam Was dosyć często ale dopiero teraz zdecydowałam sie napisac.Z nerwica morduje sie od 4 lat z przerwami-na poczatku jak u wiekszosci szukalam choroby w ciele-serce tarczyca pluca itp bo objawy byly sugerujace te schorzenia-walenie serce, szybki puls, dusznosc, slabosc i ten okropny lek ze zaraz umre, ze nie zaczerpne kolejnego oddechu.Dosc szybko -po kilku wizytach karetki zdiagnowzowano powod wiec psychiatra , leki itp.Bralam rok-lekarz ocenil ze juz nie trzeba.Po ponad rocznej przerwie nerwica wrocila-ze zdwojona sila.Spowodowal to ciezki zwiazek i pogarszajaca sie sytuacja w pracy.Doszlo do tego ze dwa dni nie wyszlam z lozka , balam sie nawet isc do toalety bo myslalam ze umre-kolejne leczenie ktore trwa do dzis-czyli prawei dwa lata.I co -troche spokoju i mimo lekow wraca-wraca z nowymi objawami.Jest to spowodowane kolejna beznadziejna praca, pewnie tym ze jestem singlem mimo ze do mezczyzn aktualnie czuje jedynie pogarde,coraz czesciej pojawia sie tez depresja i agresja.Zyc mi sie nie chce a paradoksalnie jedyne co sprawia ze jeszcze zyje to postanowienie moje ze niebawem swoje zycie zakoncze.Lekarz rozklada rece juz sam chyba nie wie co zrobic-zreszta mam wrazenie ze mnie hmmm nieco zbywa ( chcial sie ze mna umowic na randke,nie bylam temu zbyt chetna wiec jakos tak juz chyba nie wczuwa sie w to co sie dzieje ze mna), biore lek ktory na miesiac kosztuje juz ponad 150 zl ponoc najlepszy i nic.Znowu wraca strach , na mysl o poniedzialku juz mam mdlosci plus cala reszte objawow...mam dosyc
Dziekuje ze moglam sie wyzalic-i milo mi Was poznac