Witam :)
Dawno nie pisałam, ale miałam *drobne zawirowania zawodowe*.
Widzę, że naprawdę nas przybywa - jesień to chyba najbardziej podatny okres na nerwicę . NIESTETY,
IGNAC - fajnie że się zjawiłeś . Apropos tego narzekania -wydaje mi się że każdy szuka tutaj też jakby potwierdzenia, wsparcia - i *łączenie we wspólnym * *nieszczęściu* jest łatwiejsze. Wielu z nas nie ma wsparcia w najbliższych - lub po prostu nie przyznaje się do tego co tak naprawdę mu dolega. A z tym jest chyba podobnie jak z nałogiem - i zdanie *mam nerwicę lękową* brzmi może dla niektórych abstrakcyjnie, a chyba nie powinniśmy się tego wstydzić, to nie swiadczy o tym, że jesteśmy słabi psychicznie lub coś w tym stylu. Właśnie odwrotnie - gdyby tak było to wielu z nas już by zbzikowało.
Ignac - zgadzam się z Tobą - powinniśmy być większymi egoistami - robić więcej rzeczy dla siebie, myśleć częściej o sobie. Chodziłam na terapię i moja terapia zaczęła się od (co dla mnie było na początku głupie) polubienia siebie. Najpierw musiałam zwalczyć kompleksy - a wydawało mi się że ich nie mam.
Mi na pewno pomogła aktywność zawodowa - ale o tym pisałam. Teraz jestem na etapie rozkręcania własnego małego biznesu - powinnam być na skraju załamania, ponieważ przez ostatnie kilka miesięcy non stop miałam pod górkę - ale mam świadomość że gdy się poddam to już po mnie.
Fakt - mam chwile gdy mówię sobie *pier.... to wszystko - nie dam rady* ale wtedy przegram sama ze sobą, z nerwicą. Obecnie jestem bez leków - magnez dwa razy dziennie noi obowiązkowo herbatka z melissy :)
Gdy jest mi bardzo żle biorę kalms - zagłuszam się dosłownie - i tak dwa dni - potem jest ok.
Każdy do nerwicy podchodzi indywidualnie - jeżeli wmówimy sobie że damy radę - to damy . Przecież wiele innych rzeczy sobie wmawiamy i odnosi to skutek hehehe. Ja uważam , że najgorsze co może być to właśnie zaszyć się w domu. Jeśli raz, drugi przeżyjemy atak paniki w sklepie, w parku, na basenie, to z każdą chwilą będziemy silniejsi.
Ja ostatni atak miałam gdy wracałam do domu - zostało mi jakieś 120 km. panika, serducho nawalało jak oszalałe. Dojechałam do domu, nie przechodziło. Zadzwoniłam żeby mąż wrócił z pracy i pojechał ze mną na pogotowie. Miałam wrażenie że serducho mi się rozpędziło i nie może się uspokoić i że oczywiście będzie zawał :) . Pojechaliśmy na pogotowie, zostałam zbadana, ekg itd lekarz stwierdził że wszystko jest ok. A mi po chwili samo przeszło - bez żadnych leków. Wniosek jest prosty :))
Pozdrawiam gorąco wszystkich.