Cześć! Jestem tu nowa, ale chyba jakiś czas szukałam takiego miejsca, w którym można by było normalnie porozmawiać o nerwicy.
Moja przygoda zaczęła się 3 lata temu, kiedy postanowiłam rzucić studia przy braku wsparcia ze strony mojej rodziny. Moja matka była bardziej zajęta despotycznym facetem, który tyranizował naszą rodzinę w tym i mnie. Ja zaczęłam jak najczęściej wychodzić z domu i nagle zaczęły się pojawiać różne przypadłości.
Po pierwsze ból serca i drętwienie lewej ręki. Badania nic nie wykazały, a wręcz wyszło na to, ze jestem bardzo zdrowa. Potem miałam pierwszy atak- przez 15 minut nie mogłam wstać i poruszać kończynami. Potem zaczęłam się bać, wciąż czegoś. Do tej pory łapię się na tym, że jak nagle dojdzie do mnie iż nie mam się już czego obawiać- czuję się źle i zaraz wyszukuję sobie kolejnego powodu do zmartwień. Mam ogromne problemy ze snem, zanim zasnę potrzebuję 2-3 godzin, bo nie mogę przestać się bać, nie potrafię złapać oddechu, z nerwów zaczeły wypadać mi włosy- musiałam przejść terapię dermatologiczną. Kiedyś próbowałam leków, ale było jeszcze gorzej- nie jadłam, a gdy budziłam się w nocy wydawało mi się, ze cały pokój się trzęsie. Jestem już bardzo zmęczona, ataki co jakiś czas się powtarzają, ale staram się je jakoś łagodzić.
Gdy mam więcej na głowie- jest lepiej. Ale przez te obawy, niedobory w śnie nie potrafię się zmobilizować.
Jak z tym żyjecie ? Czy można się zaprzyjaźnić z nerwicą?