Witam:) mam 23 lata i jestem w 6 miesiącu ciąży. Do czwartego miesiąca wszystko było w porządku, ale potem TRAGEDIA. Lęki, panika, płacz w chwilach gdy już sama nie mogę sobie z tym poradzić. Plus do tego obwinianie się o to że szkodzę dziecku tymi nerwami ale to jest silniejsze ode mnie i gdybym przecież tylko mogła to chciałabym być cały czas zrelaksowana, uśmiechnięta. Nie mam radości z niczego. Zaczęłam leczyć się u psychiatry , przepisał leki Citaxin, zapewnił że absolutnie nie zaszkodzą dziecku i że mam brać. I biorę. Pierwsze dwa tygodnie to były masakra, po 2 tygodniach leki rzekomo zaczynają działać. I nawet było oki. Odważyłam się wyjść do ludzi i gdzieś ten podświadomy lęk minął. Do wczoraj:kiedy poszłam na pocztę i do kilku sklepów, nerwy mnie tak zblokowały że ledwo żyłam, boje się żeby przez te moje napady lękowe poród nie zaczął się przedwcześnie. Do wczoraj miałam nadzieje że jest już coraz lepiej a tu po tym ataku paniki znów się załamałam i nie mam motywacji ani wiary że może być lepiej. Boje się wyjść z domu i boję się sama w nim zostać;(błagam jeżeli ktoś miał podobne schizy , to niech napisze jak sobie z nimi radził i czy wogóle można sobie z tym poradzić i sie tego pozbyć???????:(