Witam wszystkich
Z napadami różnego rodzaju lęków zmagam się odkąd skończyłam 14 lat teraz mam 25). Były przerwy dłuższe i krótsze, ale choroba zawsze powraca. Mój pierwszy atak po dłuuugiej przerwie miał miejsce przed świętami wielkanocnymi. Każde z nas wie, jaki to koszmar, gdy ni z tego, ni z owego zacznie dziać się coś złego...wydawałoby się, że powinnam być przygotowana i poradzić sobie lepiej z napadem panicznego lęku, jaki mnie ogarnął...nagle zrobiło mi się ciemno przed oczyma, poczułam straszną duszność, niemożność nabrania powietrza, słabość, ucisk w gardle, oblał mnie momentalnie pot, cała zaczęłam drżeć niemal konwulsyjnie, serce zaczęło bić przerażająco szybko...czyli wszystko na raz...w panice zaczęłam zrzucać z siebie ubrania (szczęściem byłam w domu O.o), bo miałam uczucie, jakby każda część garderoby dusiła mnie...przytłaczała. Chodziłam w koło, po czym siadałam na łóżku kołysząc się, jak niechciane dziecko...później znowu spacer po pokoju...myślałam, że to się już nigdy nie skończy... włączyłam TV...coś mnie jakimś cudem zainteresowało i powoli, pomaleńku uspokoiłam się...ale już wiedziałam, że mam kłopot...przez wiele dni męczyłam się potwornie...nie byłam w stanie wyjść z domu. Teraz, po jakimś czasie nieco łatwiej mi panować nad sobą. Duszności zostały, uczucie ucisku w gardle również, ale nie wpadam w tak nieopanowane ataki paniki. Dzisiaj jednak dopadła mnie inna dolegliwość...coś, jakby moje gardło odmówiło mi posłuszeństwa...zupełna niemożność przełykania pokarmu/napoju/śliny... byłam akurat podczas spożywania obiadu i niestety obiadek został w stanie niemal nienaruszonym...to uczucie uderzyło we mnie, jak grom...już tak dobrze sobie radziłam, a tu nagle najgorsze uczucie ze wszystkich, jakich doświadczałam do tej pory...jak gdyby ktoś wepchnął mi rurkę w gardło, która zupełnie blokuje możliwość przełykania...koszmar...nie wiem jak sobie z tym poradzić. Nie mogę się przecież głodzić, bo to na dobre na pewno nie wyjdzie. Zastanawiam się, czy to nie jest najwyższa pora, by udać się do psychiatry...ale ktoś powyżej wspomniał, że psychiatra za drogi...teraz czuję się kompletnie przerażona, bo myślałam, że psychiatrzy są, jak inni lekarze - na kasę chorych... jeśli nie, to mnie również na taką pomoc nie będzie stać...a niemożność przełknięcia pokarmu wydaje mi się większą tragedią, niż duszności, których doświadczam...aż się żyć odechciewa...
Jeśli ktoś chciałby porozmawiać, zapraszam