Witam, półtora roku temu trafiłem do szpitala z częstoskurczem. Na drugi dzień mnie wypuścili i zalecili konsultacje z kardiologiem. Poszedłem więc prywatnie i na podstawie echo i ekg zdiagnozował u mnie zespół LGL. Przez około pół roku brałem lek, którego nazwy nie bardzo pamiętam, bet-cośtam, ale nie czułem się po nim dobrze. Lekarz więc przepisał mi Lockren 20, który biorę od ponad roku. Nie mam żadnych objawów częstoskurczu, tylko czasami jakieś potknięcie serca. Dzisiaj byłem na kolejnej wizycie i kardiolog wypisał mi skierowanie na ablację do Wrocławia. I tu moje pytanie: skoro nie odczuwam częstoskurczu, to czy jest sens ryzykować ablacje? Z tego co czytam ludzi często mają częstoskurcz po tym zabiegu, więc nie chciałbym zamienić siekierki na kijek. Muszę jednak zaznaczyć, że gdy nie biorę leku, serce zaczyna szaleć. Pozdrawiam