Witam. Mam nadzieje, ze wybralem odpowiedni temat na moj pierwszy post. Cierpie na nerwice juz 1,5 roku ale nigdy nie udzielalem sie na zadnym forum. To ze *fajnie* mi sie czyta to co tu czasem piszecie moze nie jest najlepszym slowem.. ale na pewno czuje sie razniej.. Mam w tej chwili 23 lata i jeszcze przed półtorej roku nie spodziewałem się, że taka choroba może tak nagle zawładnąć całym moim życiem. Myslalem, ze na takie choroby choruja ludzie ze slaba psychika, jacys naprawde nieogarnieci i dreczeni przez ludzi.. sam wydawalo mi sie czulem sie mocna osoba z calkiem pewnym siebie poteznym charakterem. Az pewnego dnia siedząc przed komputerem nagłe osłabienie, obraz przed oczami jakbym wypił kilka drinków.. i od razu kłade sie na lozko.. dalej kolatanie serca, coraz gorsze samopoczucie i w miedzyczasie telefon na pogotowie... po telefonie krzyknalem, ze nie zdaza bo juz umieram, a czulem jakbym wtapial sie w lozko, jakbym sie zapadal w ciemnosc, bylem pewien ze to koneic, choc tak naprawde nigdy nie mialem owego wyobrazenia. Wyszedlem ze szpitala na nastepny dzien po poludniu, po wszystkich pozytywnie zakonczonych badaniach od razu zdiagnozowali ze to jakas nerwica lekowa. Przez te poltorej roku w mojej zrysowanej glowie przeszly mi chyba wszystkie choroby.. oczywiscie wszystkie fikcja. jedynym faktem jest niewielkie nadcisnienie, ktorego nigdy nie mialem. Nie mam objawów strachu przed ludźmi, wyjsciem na dwor, za to przerazliwie boje sie nawet najmniejszego szelestu. Ktos otwiera drzwi od pokoju a u mnie ciarki na calym ciele, serce skacze a w oczach od razu jakbym wypil pare drinkow. Od 2 tygodni ciagle doskwiera mi serce.. conajmniej raz na 15 minut MYSLE O NIM.. ze mnie kuje, boli.. kołocze. boje sie smierci okropnie.. ze cisnienie, jakis wylew, ze zawał.. Wszystko objawami nerwicy? Nie czerpie zbytniej radosci z zycia, kiedys wesoly chlopak, teraz widac po mnie, ze jest cos nie tak. A w glowie caly czas mysl ze to wyjscie z domu do pracy moze byc moim ostatnim, ze to moze dzis umre na jakas chorobe serca, ktorej mi nie wykryli. Leczylem sie seronilem przez ponad pol roku ale tylko mnie zamulalo.. po odstawieniu nie poczulem NAJMNIEJSZEJ roznicy jesli chodzi o poprawe.. czytajac wasze posty zastanawiam sie nad terapia u psychiatry, myslicie ze powinienem isc w tym kierunku, czy moze bardziej faszerowac sie lekami? I czy myslicie ze to naprawde nerwica, a nie jakas zwykla choroba, ktora zagraza mojemu zyciu? bardzo przepraszam za dluga i chaotyczna wypowiedz, mam nadzieje ze ktos przeczyta, dziekuje