Witam.
Jestem dzień po ablacji ( 26.04.2012 zabieg - Szpital Kliniczny NR 7 Górnośląskie Centrum Medyczne im. prof. Leszka Gieca - 1 Oddział Kardiologii Katowice-Ochojec, ul. Ziołowa 45/47 )
Chciałbym podzielić się z Wami *wrażeniami* związanymi z przebytego zabiegu.
Na start chcę napisać ,że nie ma się czego bać. Ludzie, których sprowadzano na sale po operacji troszkę straszyli (może to prawda-może koloryzowali), sam teraz wiem jak to wygląda i sam wiem jakich informacji szukałem przed operacją.Opiszę jak to wyglądało u mnie.
UWAGA! W CZASIE ZABIEGU NIE MOŻEMY KICHAĆ, KASZLEĆ ANI IŚĆ DO TOALETY- nie wiem jak to wygląda z kaczką.
Zaczynajmy!
6 godzin przed planowanym zabiegiem nie możemy jeść ani pić. musimy być na czczo. Prawdopodobnie większość z Was już nie będzie jadła dnia poprzedniego po 17 godzinie ( kolacja szpitalna :P ) . Polecam dzień przed Ablacją zapytać siostry którzy jesteśmy w kolejce i na która godzinę mamy się przygotować. Przed zabiegiem w któryś dzień dostaniemy A4-ki z opisem zabiegu, powikłaniami ewentualnymi oraz kartkę, na której musimy się podpisać,że wyrażamy zgodę na zabieg. Jeśli nie wyrazimy zgody - wypiszą nas. Przed zabiegiem MUSIMY wygolić pachwiny ( rysunek dokładny będzie załączony w formularzu zgody na zabieg ). Zalecam chodzić do toalety jak najczęściej - z każdą kropelką moczu itp :] gdyż zabieg trwa od 2 do 8 godzin w zależności od skomplikowania ( czyli trudności w dotarciu do miejsca przez które dostajemy arytmii, oraz samej precyzji gdyż może to być u niektórych takie miejsce-gdzie błąd może kosztować wszczepieniem rozrusznika - oczywiście nie ma co panikować ponieważ wtedy operacja trwa dłużej niż zwykle aby wszystko było ok ) Jedziemy dalej.
Byłem jako pierwszy w kolejce. Godzina 8.00. Godzina 6.30 wstałem-zwykle to pielęgniarki budzą nas, gdyż przychodzą u kogoś pobrać krew :P. Wstałem sobie ładnie-poszedłem wziąć prysznic. Dogoliłem pachwiny. Kwadrans przed 8 poszedłem do toalety oddać cokolwiek i ilekolwiek się jeszcze da.
8.00 - przychodzi jakiś pan po nas by nas zawieść na sale inwazyjną czy cuś ;] oczywiście nie leżałem sobie na łóżku tylko poszedłem obok niego aby nacieszyć się jeszcze ówczesnym stanem hehe.
Na 1 piętrze dochodzimy do naszego miejsca przeznaczenia :D Czekamy aż ktoś po nas przyjdzie. Byłem w sali zabiegowej nr1. Panie - od teraz nasze Aniołki - przyjdą po nas. Dadzą nam kawałek materiału i każą się nam rozebrać do naga. Rozbieramy się. Ubranie kładziemy na łóżko - spokojnie- wszystko z nami wróci na salę ( głównie pod poduszką lub materacem ). Wchodzimy na salę- Panie będą kazały nam się położyć na stole. Zdejmą z nas materiał, którym się okryliśmy - tak tak będziemy jakim nas Bóg stworzył- spokojnie dla Panów - jest tam zimno więc nie ma mowy o niekontrolowanych *odruchach* choć nie wiem jak u innych :P. Leżymy. Nasze Aniołki poprzypinają nas do aparatury - przemyją miejsca nakłuć oraz nakryją zielonym materiałem. ja się pod nim pociłem więc Aniołek mnie wycierał co jakiś czas z lęku, że coś może się ze mnie ześlizgnąć, odlepić he he. Przychodzi doktor, Drugi siedzi w pokoju z komputerami. Tak tak - Dwie osoby są potrzebne do tego zabiegu. Doktor przy nas Informuje nas o każdym działaniu, które wykona oraz o skutkach ewentualnych i tym co powinniśmy poczuć. Najpierw idzie znieczulenie. Czujemy tylko lekkie ukłucie jak przy pobieraniu krwi bądź mocniejsze uszczypniecie. Ogólnie krócej niż 1 sekunda. Po chwili wchodzi cewnik i koszulka bodajże aby powiększyć otwór. Czujemy jw ukłucie w żyłę - nie wiem jak to jest w tętnicę. Lekkie rozpierani... i tak jeszcze 2 razy. szyja i druga pachwina.Niektórzy mogą mieć wiecej nakłuć w zalezności od miejsca do którego muszą się dostać. Tu zakańczamy najbardziej bolesne etapy zabiegu :D Doktor wprowadzi przez cewniki elektrody. Najbardziej wyczuwalna będzie elektroda w szyi, Poczujemy jakby ktoś nam cieniutką rurkę przepychał w żyle. Nic to nie boli a zwymiotować też się nie da więc spokojnie. Wszystko trwa max parę sekund. W pachwinach nic nie czułem :P. Nasze Aniołki przyklejają nam większe
* nalepki * na ciało, dzięki którym lekarz jak i my będziemy widzieć nasze serduszko w 3D oraz widzieli elektrody i miejsce wypalania :D PS.Na prawej ręce co 15 minut aparatura mierzy nam ciśnienie.Doktorzy będą nam pobudzać serce do szybszego bicia aby zlokalizować miejsce, które odpowiedzialne jest za występowanie arytmii. Poczujemy się tak jakby to miało miejscu w życiu. Szybsze bicie serca, osłabienie, ale spokojnie. Jeden ich guziczek i zaraz serduszko bije nam normalnie. To nic nie boli a nawet idzie się do tego przyzwyczaić i tak sobie leżeć. Samo wypalanie nic nie boli - tak było w moim przypadku. Czujemy mocniejsze bicie serca w czasie palenia.Dla mnie bomba - kwesta jak komu to się spodoba - ja mogłbym przy tym nawet sobie zasnąć :P Istnieje możliwość wystąpienia migotania przedsionków - wielu chyba wie co to za uczucie w którym czekamy na jedno silne puk aż się serduszko uspokoi. Doktorzy nie mogą wtedy prowadzić ablacji. Powiedzą nam abyśmy się uspokoili, wyciszyli - dostaniemy do venflonu podłączona kroplówkę z potasem i wapnem aby serce mogło się uspokoić gdyż niedobór tych składników powoduje takie cosik w naszym organizmie częściej. Jeśli po 20- 30 minutach miotanie nam nie ustąpi zostaniemy poinformowani o tym, iż zostaniemy podpięci po kilka elektrod. Takie naklejki na klatkę piersiową. Zostanie zawołany anestezjolog który nas uśpi na minute - dwie. Zrobi to albo przez tlen albo zastrzykiem :p nie wiemy kiedy a już się budzimy i serducho bije ok. W czasie naszego krótkiego snu doktorzy poprzez impuls elektryczny wyprowadza nasze serce do normalnego bicia. Miałem tak 3 razy. ogólnie ablacja polega na tym aby robić testy arytmiczne na naszym sercu. Palić chwilowo dane miejsce i ponownie przeprowadzać testy arytmiczne. Sukces będzie wtedy kiedy po którymś wypaleniu nie nastąpi arytmia :D. Zostajemy poinformowani,że wszystko przebiegło ok. Oświadczam,że mój zabieg nie należał do łatwych z racji trudnego dostępu oraz sąsiadującego miejsca, gdzia miało być wypalamie. Moje miejsce odpowiedzialne za arytmię było bardzo blisko pewnego punktu, którego naruszenie mogło skończyć się wstawieniem rozrusznika.Oczywiście wszystko w takich sytuacjach zabieg nie trwa 2 godzin jak przewidywano a 5 godzin lub dłużej.Doktor musi nas o tym powiadomić - takei są ich obowiązki. Zabieg jest chyba przeprowadzany z dokładnością do mikrometrów. Doktorzy przez ostatnie 20 minut każą nam leżeć spokojnie i obserwują nasze serce jak bije normalnie. Doktor wyciąga nam elektrody. zabezpieczają nam miejsca wkłuć. Odpinają od aparatury. Podstawiają nasze kochane wyrko i lekko bokiem musimy się na nie przedostać.
NIE MOŻEMY ZGINAĆ NÓG PRZEZ 6 GODZIN. ABY ŻYŁY SIĘ ZAGOIŁY. PO 6+ GODZINACH KTOŚ NAM ZDEJMIE OPATRUNKI-SPRAWDZI MIEJSCA WKŁUĆ. PO 2 GODZINACH OD TEGO MOMENTU BĘDZIEMY MOGLI IŚĆ DO TOALETY( tak to basen) Przez miesiąc się oszczędzamy. Nie chodzimy dużo, nie biegamy, nie dźwigamy ciężkich rzeczy. około 2 tygodnie goją się żyły. Tętnice 3 tygodnie.
ostatnia Bardzo ważna Uwaga. Po zabiegu będzie was masakrycznie bolec kręgosłup.
Zależy kto ile leży. Dla mnie 4 i 5 godzina to już było lekka walka z bóle. Nawet prosiłem o uśpienie na parę minut na stole aby tego nie znosić. dodatkowo te 6+ godzin na sali bez ruchu to też niemały wyczyn. Poproście od razu na sali kiedy was odstawia do sali o leki przeciwbólowe. Dużo nie pomogą ale do czasu położenia sie na boku musimy wytrzymać. Oczywiście na własnym łóżku leżymy nago. W zależności od potrzeb możemy zostać podłączeni do aparatury na rozrzedzenie krwi po pewnym czasie. Ja miałem tylko coś ala Holter na noc co miało służyć jako monitorowanie EKG. :P Następnego dnia ( 27.04.2012) czyli dziś, w dniu w który to opisuję, czekamy na lekarza. Robimy EKG, UKG ( echo serca ). Odpinają nas ze wszystkiego i czekamy na wypis. Oczywiście przed opuszczeniem szpitala bierzemy prysznic :)
Reasumując - nie ma się czego Bać. Ukłujcie się w domu parę razy igłą - to tak jakbyście przeszli największy ból operacji. Tak było w moim przypadku.
Chciałbym podziękować z całego serca Panom Doktorom:
Panu Andrzejowi Hoffmann*owi oraz Panu Jarosławowi Kolasa za danie mi nowego życia, którego jeszcze nie znam i którego już za miesiąc będę uczył się na nowo :) Za trud i
wysiłek jaki włożyli aby z sukcesem zakończyć zabieg. Dla nich to codzienność - dla mnie pamięć o nich na zawsze. Oczywiście nie zapomniałem o Panu anestezjologu za 2 minutowe sny. Również dziękuję z pełnego serca Paniom, które biegały wokół mnie niczym Aniołki, Które na wyłapywały najcichsze nasze słowa i zaraz przybiegały pytać czy wszystko ok. Dodawały optymizmu i dzieliły się uśmiechem :)
Dziękuję!