Witam! Nie wiem właściwie od czego zacząć. Mam 28 lat, pracuję, ale nie układa mi się w życiu osobistym, zapewne przez moje problemy w głowie. Mam niską samoocenę, a właściwie *skaczącą*, jestem podatna na sugestie innych ludzi. Staram się bardzo dbać o siebie, wyglądać kobieco, jestem szczupła, skończyłam studia, a pomimo tego nie potrafię stworzyć żadnego związku. Często słyszę komplementy, wtedy na chwilę poprawia mi się samoocena, ale jak tylko ktoś mnie skrytykuje łapię doła. Od 5 lat pracuję, jest to moja pierwsza praca. Od początku wpadłam w dziwne, toksyczne zauroczenie pewnym mężczyzną pod 40. Jest kawalerem, ale w związku z dużo starszą kobietą. Ma bogaty życiorys, wiele romansów itp. W jednym wielkim skrócie; zauważył moje zauroczenie, trochę to wykorzystał, nie doszło do seksu, ale było bardzo blisko. Ja jestem jeszcze dziewicą, wiedział o tym. Było między nami kilka takich epizodów, po każdym epizodzie oddalał się ode mnie, ja to niesamowicie przeżywałam, chodziłam do niego, szukałam pretekstu, aby pogadać, a on mnie zbywał. A po jakimś czasie ponownie mnie czarował. Ostatnio odkryłam, że on ma nowy romans, z pewną kobietą od nas z pracy, mężatką, która ma dziecko. Ona niedawno wyszła za mąż. Często spotykałam ich na mieście, on zaczął też codziennie ją podwozić. Na razie próbują utrzymać to w tajemnicy, ale w naszej firmie jest coraz głośniej na ten temat. I zaczęłam mieć teraz taką obsesję na ich punkcie, że mnie to wykańcza :((( Mam natrętne myśli na ich temat, mam wrażenie, że w niej naprawdę się zakochał, czuję się od niej gorsza, bo wybrał ją, masakra, kompletnie nie myślę logicznie :( W końcu pewnego dnianie wytrzymałam i poniżyłam się, bezpośrednio spytałam go, czy coś go z nią łączy, on był zaskoczony, powiedział, że to jego sprawa. Wyszłam, ledwo wytrzymałam do końca dnia w pracy, następnego dnia poszłam na urlop, nie byłam w stanie pójść do pracy. Moja mama poprosiła mnie bym zawiozła ją do sklepu i w sklepie nagle dostałam jakiegoś ataku paniki, histerii, sama nie wiem :(( Miałam gonitwę czarnych myśli, typu, że nigdy się nie wyleczę z tego chorego uczucia, że nigdy nikogo nie znajdę, nikt mnie nie zechce, że jestem już starą panną, nic mnie nie czeka itp. Zaczęłam mieć duszności, łzy napłynęły mi do oczu, a serce waliło jak oszalałe. Doszedł lęk, że coś się ze mną dzieje i że zaraz zwariuję, że zrobię sobie coś złego. Moja mama się przestraszyła. Tego dnia byłam u lekarza rodzinnego, zapisał mi doraźnie jakieś lekkie tabletki na uspokojenie, dużo mi tłumaczył, nie kazał brać tabletek zbyt długo. Dał też zwolnienie lekarskie, które właśnie mi się kończy. Od dwóch miesięcy chodzę na terapię do psychologa z nurtu poznawczo-behawioralnego, ale sama nie wiem, czy coś mi to daje :( Jak przeżywam jakiś silniejszy stres to wszystko się mnie *czepia*, głównie lęki przed zapadnięciem w depresję, nerwicę, albo inną chorobę psychiczną. Pojawia się też ogromny lęk, że coś sobie zrobię, że nie wytrzymam i zrobię sobie coś złego :(( Opowiedziałam psychologowi to wszystko, on mnie przekonuje, że nic poważnego mi nie jest, że nie widzi po mnie nerwicy, że głównym problemem jest moja ogromna wrażliwość i skłonność do wpadania w lęk. Podczas wizyty trochę się uspokajam, ale mija parę dni i znowu wpadam w lęk, że niedługo dostanę depresji lub nerwicy i wyląduję w szpitalu psychiatrycznym :(( Wykańcza mnie obsesja na punkcie tego człowieka, a także to, że odczuwam silną presję ze strony otoczenia, że powinnam już założyć rodzinę, że jestem w *końcówce* możliwości poznania kogoś itp. Sama chciałabym założyć rodzinę, ale ta presja powoduje, że nie jestem w stanie się wyluzować w kontaktach z mężczyznami, od razu pojawia mi się blokada, bo bardzo chcę dobrze wypaść, chcę aż za bardzo i klapa :(( A na dodatek mam olbrzymi problem z wybiciem sobie z głowy faceta z pracy... Nie wiem, co mi właściwie jest, ale proszę, nie wyśmiejcie mnie :(((