Skocz do zawartości
kardiolo.pl

23Zalamana23

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Ostatnia wygrana 23Zalamana23 w dniu 15 Grudnia 2023

Użytkownicy przyznają 23Zalamana23 punkty reputacji!

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia 23Zalamana23

1

Reputacja

  1. Marinla - co się dzieje z tymi osobami? zapewne im przeszło tak jak mi. Może tylko na jakiś czas a może na dłużej. Nie nakręcaj się, ja robiłam dokładnie to samo. Każdy skurcz powodował u mnie paraliżujący strach a te pod rząd to już w ogóle. ta panika nic nie pomoże. Zacznij od jakiś spacerów blisko domu, najlepiej z kimś kto Cię zagada żebyś nie szła w samotności i nie myślała o skurczach. Skurcze przy różnych ruchach to też była u mnie norma. Najczęściej pojawiały się gdy podniosłam ręce do góry, gdy się schylałam, kucałam lub gdy nabierałam wdechu. dobrze Ci radze, zapomnij o skurczach (choć wiem że to trudne) a one zapomną o Tobie.
  2. Witam wszystkich po długiej przerwie. Część z Was pewnie mnie kojarzy z forum a nowi użytkownicy pewnie nie dlatego opowiem w skrócie moją historie. Pierwsze skurcze pojawiły się u mnie w 2008r, czasem jeden, czasem trzy na dobe ale najczęściej wcale. Te kopania serca zaczęły mnie niepokoić, wtedy był pierwszy holter i echo serca, w zasadzie wszystko w normie. W 2011r skurcze się nasiliły, ja zaczęłam się ich bać, wiele dni przeleżałam w łóżku ze strachu. Od kardiologa dostałam pierwsze leki które brałam w razie czego, od tamtego czasu skurcze stopniowo narastały (u mnie dodatkowe komorowe, około 100 na dobe), zaczęłam szukać pomocy u lekarzy i w internecie, zdarzało mi się wzywać pogotowie bo ze strachu dostawałam też napadów tachykardii.Zaczęłam korzystać z tego forum, byłam jedną z największych panikar. Moja rodzina i ja byliśmy już zmęczeni tymi problemami z sercem. Byłam stałą bywalczynią SOR-u. Na przełomie roku 2013/2014 moje skurcze osiągnęły apogeum, miałam ich ponad 2000 w tym trigeminie. Najbardziej bałam się tych skurczy które były kilka pod rząd, na poczatku 2014r skurcze miałam dosołwnie co kilka uderzeń serca, głównie leżałam i nic nie robiłam, byłam już tak zmęczona tym wieloletnim lękiem o to czy za chwile serce mi stanie, że było mi w zasadzie wszystko jedno. Były dni kiedy chciałam umrzeć a jednocześnie okropnie bałam się śmierci. Przestałam bać się tych skurczy, było mi już wszystko jedno, wstałam z łóżka i poszłam zrobić sobie jeść i do wc. Wieczorem znów coś zrobilam i zauważyłam że skurczy jest mniej gdy coś robię i gdy nie myślę o nich. Pomyślałam wtedy *jak ma mi się coś stać to i tak nic na to nie poradzę* i wróciłam do życia a skurcze pojawiały się coraz rzadziej, wreszcie skurcze przestały mnie męczyć. Nadal brałamjednak betaloc na skurcze i obniżenie pulsu ponieważ dostawałam napadów tachykardi nawet gdy wszystko było ok. Często tachykardia pojawiała się po wysiłku, obfitym posiłku lub w upale i nawet odpoczynek nie pomagał. Betaloc sprawiał że puls nie wzrastał do 150 uderzeń z byle powodu. Brałam go ponad 2 lata i utwierdzałam się w przekonaniu że gdy zacznie się brać betablokery to już na zawsze. Wiele razy czytałam to stwierdzenie na forach. Nawet niektórzy lekarze tak twierdzą. Za każdym razem gdy zapomniałam wziąć tabletkę lub próbowałam odstawić betaloc puls zaraz skakał. W marcu 2014r skurcze praktycznie się skończyły a w październiku 2014r postanowiłam dostawić betaloc, oczywiście najpierw zamiast całej tabletki brałam połówkę chyba przez 2 miesiące. No a w październiku odstawiłam go całkowicie. Bałam się że wrócą skurcze i puls wzrośnie ale na szczęście nic takiego się nie stało. Jestem już prawie rok bez męczących arytmi i leków. Skurcze pojawiają się raz na kilka dni jedno uderzenie, czasem nawet przez 3 tygodnie nie mam nawet jednego skurczu. Przed okresem mam ich kilka dziennie ale dla mnie to jest tak jakby ich wcale nie było. Kilka skurczy pojawia się także gdy mam leżące dni np. gdy jestem chora. Moje serce ewidentnie nie toleruje leżenia, ale o tym pisało już wiele osób. Wiem że ten koszmar może wrócić, że nie mam się co cieszyć na zapas ale po tylu latach istnej męki i braku wiary w normalną przyszłość czuje się fantastycznie. Od roku nie mam problemów z sercem (aha tachykardie się pojawiają ale uspokajam je kroplami milocardin a w ostateczności biorę połówkę betalocu lecz niezmiernie rzadko) i chcę Wam powiedzieć jedno: zostawcie ciśnieniomierze, nie trzymajcie się za nadgarstki i nie sprawdzajcie pulsu. OLEJCIE te skurcze, wyjdźcie do znajomych, do ludzi. Idźcie z mężem/żoną/chłopakiem itd na spacer, róbcie wszystko co sprawia że zapominacie o skurczach i nie leżcie w łóżkach – bo to może być jedyny i darmowy lek na wasze skurcze. Spróbujcie bo to nic nie kosztuje, spróbujcie podejść do tego tak jak ja *co ma być to będzie* i idźcie np. na basen. Oczywiście skurcze nie miną natychmiast w ciągu minuty ale stopniowo będą się wygaszać, w cigu tygodnia powinniście odczuć różnicę jak na prawdę olejecie te skurcze i zajmiecie się ŻYCIEM. Pozdrawiam i w razie pytań chętnie odpowiem.
  3. Dajcie spokój Anka i Sufur, nie karmimy trolli, pamiętajcie! dziwię się jedynie że takie osoby nie są zbanowane. Nie pisze więcej bo szkoda słów i Wam również radzę....
  4. Może Ania zareagowała trochę zbyt emocjonalnie ale to nie dziwne skoro tak na nią naskoczyliście. Bardzo cenię sobie *starych* forumowiczów i Ania do takich należy, komu jak komu ale jej się szacun należy bo gdyby nie ona to wiele wątków i pytań pozostawało by bez odpowiedzi. Masz racje zdrowa, fajnie że pojawili się eksperci, zobaczymy jak ich kariera się tu rozwinie.
  5. Ufff przeczytałam cały wątek. Nie rozumiem po co zakładacie takie hipochondryczne wątki. Do autorki - po co pytasz o takie rzeczy? skoro już Ci powiedzieli że zawał w młodym wieku jest możliwy to zmieniło to coś? Ludzie zauważcie pewną prawidłowość którą da się zaobserwować na tym forum od lat: otóż osoby z silną nerwicą na temat zawału, udaru, raka i czego tam jeszcze zadają pytania na forum z cyklu *czy młoda osoba może dostać zawału/raka/udaru itp* ; i jak dostaje szczerą i prawdziwą odpowiedź że może zachorować to zaraz zaczyna się ZAPRZECZANIE, niedowierzanie itp. Po co zadajecie pytania na które nie chcecie usłyszeć prawdziwej odpowiedzi? Poza tym trochę zabawne jest to argumentowanie zawałów na podstawie przypadków o jakich słyszeliście. jeden twierdzi że można umrzeć bo znał taką osobę a drugi mu zaraz odpowiada że nie można umrzeć bo znał osobę co ją odratowali. Bawicie się w Boga? jeden na zawał umrze a drugi nie i tyle i nie ma co gdybać. Co do Ani ---> to trochę się Wam dziwię że po niej tak jedziecie, po pierwsze chyba źle zinterpretowaliście jej pierwszy post, natomiast dziewczyna ma racje, nie trzeba być alfą i omegą żeby wiedzieć że nagły stres może spowodować zawał nawet u młodej osoby, a obfity posiłek może to wyzwolić, również tajemnicą nie jest że zawały często występują właśnie po posiłku. Możecie w to wierzyć lub nie, ale jeśli nie wierzycie to nie wiem po co zadawane są tego typu pytania bo jeśli ktoś pyta i oczekuje jednej odpowiedzi to o co tu chodzi? Chodzi o to że osoba znerwicowana szuka zapewnienia że nie umrze. A nikt jej tej gwarancji nie da, i nie chodzi tu o jej straszenie, chodzi o to że oczekuje od forumowiczów że przewidzą jej losy. Ponadto, trochę siedzę już na forum i jak dla mnie Ania jest jedyną osobą która udziela regularnie bardzo profesjonalnych odpowiedzi w wielu wątkach, od razu widać było że ma coś wspólnego z medycyną a Wy jedziecie po niej jak po łysej kobyle. sorry ale nie odnosi się tak w stosunku do osoby która nie jednemu już tu pomogła i to w wcale niebłahych diagnozach. Dajcie troszkę na luz :)
  6. Hehehe ale się ubawiłam. Weź się dziecko za naukę polskiego a nie za palenie. I z pewnością ktoś Ci napisze coś MODREGO, może modrą kapustę? hahaha
  7. Ja Wam powiem że zdarza mi sie od czasu do czasu wypić kilka drinków podczas imprezy, no nie tak żebym się zataczała czy upijała się do nieprzytomności ale w głowie fajnie szumi ;) i zawsze na drugi dzień jest maskara, zaraz mi się arytmia nasila. Na szczęście mija razem z kacem ;) A co do Twojego męża to zawsze zastanawia mnie postępowanie takich ludzi. Zawał to już nie przelewki a taki Pan sobie popija alkohol i jeszcze ma stresujacą pracę i nic sobie z tego nie robi. Ja rozumiem że z czegoś trzeba życ i nagle nikt roboty nie rzuci ale czasem trzeba przyhamować, może pomyśleć o zmianie pracy. Rozumiem że ciężko się pogodzić z pewnymi ograniczeniami ale trzeba o siebie zadbać bo inaczej szkodzimy samemu sobie. Picie dwóch piw dziennie to chyba troszkę za dużo. Kieliszek wina, jak piszą poprzednicy jest wskazany ale tyle bo nadmiar nikomu nie służy.
  8. Też jestem ciekawa tego loxonu, niestety widziałam kilka opinii osób które pisały że serce im po tym kołatało a nigdy wcześniej nie mieli problemów z sercem. Już chyba wole być łysa niż ryzykować.
  9. Ja radzę się dobrze zastanowić nad teleopieką. Sama z tego korzystałam i raczej tego nie polecam. owszem elektrody łatwo podpiąć ale ZA KAŻDYM RAZEM gdy dzwoniłam do ośrodka to były problemy z zapisem ekg, wieczne kombinowanie z ustawieniem telefonu i aparatu. Ze 2 razy było nawet tak że w ogóle nie udało się wykonać badania mimo iż wykonywałam je poprawnie. proszę sobie wyobrazić jak stresujace dla mnie było to że w chwili ataku arytmii musiałam się jeszcze szarpać z telefonem i aparatem, wyłączać wszystkie urządzenia elektryczne w pobliżu, sprawdzać baterie, podmywać elektrody wodą. Poza tym nie wiem jak wygląda choroba u Pani mamy ale chyba zdaje sobie Pani sprawę z tego że to badanie nie potwierdzi kolejnego zawału? Nie wiem czego oczekuje pani po tym urządzeniu ale jeśli mamie się nasilą dolegliwości bólowe to ekg przez telefon nie wykaże czy jest to zawał, może jedynie wskazać pewne zaburzenia rytmu które wcale nie muszą się pojawić podczas zawału. Szczerze mówiąc za każdym razem gdy miałam napad arytmii i udało się wykonać badanie to słyszałam od lekarza to samo: proszę wezwać pogotowie lub udać się na izbę przyjęć. Tak więc trochę bez sensu jest konsultowanie się z lekarzem który bez obejrzenia nas nie wiele może poradzić. Moim zdaniem to strata pieniędzy, już lepiej po prostu podczas złego samopoczucia i uczucia arytmii czy bólu serca pojechać na ta izbę niż wykupować abonament na ekg. Ale to tylko moja opinia, czytałam też opinie osób którzy są zadowoleni z tej usługi, może trafili na lepszy sprzęt, nie wiem. jeśli się Pani zdecyduje proszę dać znać czy mama jest zadowolona.
  10. Betablokery odstawia się stopniowo, zmniejszając dawkę ale osobiście uważam że robienie tego bez wiedzy lekarza jest niepoważne. Kolejną dziwną rzeczą to że lekarz kazał Ci brać co 6 lek, powinien Ci przepisać jakiś lek o przedłużonym uwalnianiu który bierze się raz dziennie. Z przyczyn czysto praktycznych.
  11. Hejka, zrobiłam kontrolnego holtera bo od jakiegoś czasu skurcze znów się nasiliły. Wyszło 2250 komorowych. Nie wiem jak się tego dziadostwa pozbyć. Paradoksalne jest to że jak miałam koło 900 skurczy to czułam się okropnie, teraz mam ich znacznie więcej ale staram się nie myśleć o nich, wychodzę do ludzi, nie siedze w domu, dużo się śmieje, humor jakby ok a serce jak kopało tak kopie tyle że znacznie więcej niż zwykle. jest jeden plus, przestałam odczuwać skurcze podczas chodzenia czy wysiłku (ale niestety nie znikają, sprawdziłam w holterze), zaczynam je odczuwać gdy siedzę, stoję bez ruchu czy leże. Nie chce mi się już myśleć o tych skurczach, zastanawiam się nad zrezygnowaniem z betablokerów bo i tak nie pomagają. I tak nic nie zmienię, nie pozbędę się tego więc po co się z tym wszystkim szarpać i walczyć.....
  12. Dobrze że ktoś to napisał bo myślałam że to tylko moje złudzenie. Mieszkam na Śląsku, często przechodzę najbardziej zatłoczoną ulicą Katowic i zastanawiam się *wokół mnie tyle ludzi a ja nie mam nawet jednej szczerej przyjaciółki, przyjaciela, kogoś komu mogłabym powiedzieć o wszystkich swoich sukcesach i porażkach* To okropne że jest nas tyle a wszyscy jesteśmy tacy anonimowi, jest nas tyle a gdybym podeszła do kogoś pierwszego z brzegu i powiedziala cześć i przedstawiła się to uznałby mnie za wariatkę. Czy to nie dziwne że w tylu milionowym kraju nie ma choćby jednej duszy która rozumiałaby mnie bez słów. Mam wrażenie a nawet jestem pewna, że osoby które zwą się moimi przyjaciółmi niemal się cieszą gdy coś mi nie wyjdzie, wręcz czuję tą rywalizację, ale spotykam się z nimi bo gdyby nie z nimi to z kim? Czasem czuje się jak stara dziwaczka bo mam w domu duży kineskopowy telewizor i nie rozumiem potrzeby kupowania płaskiego skoro ten jest dobry, nie potrzebuje internetu w telefonie bo od tego mam komputer - przeż takie bezdety ludzie patrzą na mnie jak na gorszą, oni uważają się za lepszych bo co rok wrzucają na fb zdjecia z Tunezji z kolorowymi drinkami, bo mają xboxa i inne wypasione graty. Za czym ta masa tak goni, za czym biegną? dlaczego nie cenią więzi rodzinnych, odkładają potomstwo na czas aż się *dorobią* a potem w wieku 40 lat budzą jako single w apartamentach po brzegi wypchanych gadżetami. kiedyś brałam udzial w ciekawej dyskusji na kafeterii, mianowicie chodziło o to czy wpuściłabyś bezdomnego na wigilię (zakładając że nie jesteś sama w domu tylko z całą rodziną). Byłam zaskoczona odpowiedziami typu *nie, bo jeszcze by mnie okradł* albo *nie, bo musiałabym mu dać ręczniki żeby się po kąpieli nimi wytarł i by je ubrudził*. gdy zapytałam jedną z dziewczyn po co w takim razie stawia dodatkowe nakrycie odparła *dlatego że to tradycja*. masakra co się z tymi ludźmi dzieje. Może ta jesienne szaruga tak na nas działa? ohhh niech już spadnie śnieg i niech będą święta - to taki rodzinny czas, przynajmniej dla mnie :) A co do mojego niespania w nocy Alicjo to chyba mam to w genach po ojcu. Zdecydowanie lepiej funkcjonuję w nocy niż w dzień :)
  13. Nie mam problemu z psychiatrą, uważam że to lekarz jak każdy inny. przykro mi tylko że niektórzy tego nie rozumieją. Kiedyś miałam taką sytuację że dostałam jakiś palpitacji serca, nawet nie wiem co to było bo to było na początku moich przygód z sercem. Brałam wtedy na wyciszenie antydepresant, no ale wracając do rzeczy, miałam te palpitacje, mój chłopak postanowił zadzwonić po pogotowie. Przyjechali, rozpoczęło się od standardowych pytań *co się dzieje, od jak dawna*, *czy zażywa Pani jakieś leki* jak im powiedziałam że biorę antydepresant to lekarka spojrzała na mnie jakby ją nagle olśniło i powiedziała *aaaa to Pani się leczy psychiatrycznie?*. Poczułam się jakbym dostała w pysk, jakbym była jakaś wariatką która sobie wszystko zmyśliła. Oczywiście skończyło się na dawce hydroksyzyny. Żałuje że nie powiedziałam jej wtedy co myślę o takim zachowaniu. No ale teraz chyba wrócę po antydepresanty. Alicja chce Ci powiedzieć że Ci zazdroszczę trochę - tego że lekarze zaproponowali Ci ablację. Pod tym względem dziwię się trochę że masz do nich pretensje, zaproponowali wszystko co mogli. Ja bym się zgodziła bez dwóch zdań na ablację. oczywiście, rozumiem ze z różnych powodów nie chcesz się zgodzić ale przyznać musisz że zaoferowali Ci wszelkie dostępne leczenie. Ja mam pretensje że musze się użerać z arytmią mimo iż ablacja mogłaby mi dać szansę na normalne życie. Co do Twojej mamy to bardzo Ci wspólczuje. Sama ostatnio będąc na izbie przyjęć byłam świadkiem jak kobieta płakała to słuchawki telefonu, szlochając że *nie chcą już jej leczyć* - chodziło o jej matkę która leżała na OIOMIE a lekarze odmawiali leczenia, nie wiem dokładnie z jakich powodów, może była za słaba na operację, może coś innego ale wiem że ta sytuacja mnie przeraziła, biedna kobieta czekająca na śmierć swojej matki gdyż lekarze nie chcieli jej już leczyć. Rozumiem że to pewnie nie była ich zła wola ale pewne przepisy, standardy. To okropne że ktoś może Ci powiedzieć *jesteś za stary na operację*. Jaki ten świat jest dziwny. Ten świat jest niesprawiedliwy, sama straciłam kilka lat temu ojca. Mam pretensje do lekarzy bo w dzień kiedy go przywieźli do szpitala z rozmowy z nimi wynikało że tata z tego wyjdzie a na drugi dzień rano, zadzwonili dwie godziny po jego zgonie, tłumacząc się tym że nie mogli znaleźć nr telefonu do nas (dodam że dzień wcześniej nikt nie kwapił się aby go od nas wziąć, sama go dałam pielęgniarkom) - gdyby nie to być może miałabym szanse pożegnać jeszcze żyjącego ojca gdyż był kilka godzin w agonii. A przez zaniedbania pielegniarek i lekarzy zobaczyłam go leżącego w łazience w czarnym worku bo przez przypadek pielegniarka nie zamknęła drzwi i wszyscy pacjenci mogli go podziwiać. oto nasza polska służba zdrowia. czasem gdy na izbię przyjęć się nasłucham rozmów pielegniarek i tego jak traktują pacjentów (jakby były drugimi lekarzami) to aż włos się jeży na głowie. te kobiety powinny przechodzić jakieś szkolenia psychologiczne bo empatii nie mają za grosz i rutyna ich już zjadła. ufff także się wyżaliłam a wracając do mojego serca, to dziś byłam u mojej rodzinnej lekarki i powiedziałam jej że zaczęłam odczuwać coś dziwnego z sercem, coś w stylu bigemini albo salw, mówię że nie wiem co to bo jeszcze nie miałam holtera podczas tego. Pytam się jej czy jak mi się to dzieje to powinnam jechać na izbę czy spokojnie czekać do wizyty u kardio a ona mi mówi * jeśli to faktycznie bigeminia to jest to niebezpieczne i może prowokować groźne zaburzenia rytmu*. więc ja już jestem oczywiście cała zeschizowana, bo dziś też już miałam tych bigemini trochę i nie wiem co mam o tym myśleć. A na domiar wszystkiego (być może popełniłam błąd) ale zrezygnowałam z pracy. Nie mogłam już wytrzymać i psychicznie i fizycznie. Nie mogłam się skupić na swoich obowiązkach bo serce mi szwankowało non stop. Mam średnio po 3 do 5 skurczy na minute więc na prawdę nie jest lekko. Nie mogłam tego wytrzymać, jak przychodzą te bigeminie to mam wrażenie że słoń stoi mi na klatce piersiowej. denerwuje mnie to że muszę rezygnować z normalnych codziennych czynności życiowych przez to serce :(. Nie wiem co będzie dalej. No cóż tymczasem łyk hydroksyzyny na noc i do spania.
×