witam wszystkich nerwusków :)! choroba atakowała mnie stopniowo.najpierw były tylko nieuzasadnone lęki i przyspieszone bicie serca a teraz szkoda gadac.ostatnio wylądowałam na pogotowiu z cisnienieniem 165/105
i tętnem 112.po podaniu hydroxyzyny w ciągu 15 minut spadło do 120/80.lekarz powiedział,że wszystko to wina głowy.serce mam zdrowe .kiedyś przy ataku nerwicy miałam robione ekg i nic nie wykazało.a miałam wrażenie ,że umieram.mam dosyć! boję sie wszystkiego :jazdy windą ,małym busem,wędrówek po górach,...wszystko w czarnych barwach.do tego dochodzi strach o dzieci wręcz paniczny. każdy telefon ze szkoły mnie paraliżuje.męcze sie i moi bliscy ze mną też.ciagle wsłuchuje sie w swoje ciało mierzę ciśnienie i puls.to jakis obłęd!