Skocz do zawartości
kardiolo.pl

freesoul

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia freesoul

0

Reputacja

  1. Trzymaj się i nie daj się! Dużo siły i spokoju Ci życzę na dzisiejszą noc ;)
  2. Haha, też mam ból głowy przy oczach, ej... Tylko nie mów, że to jaskra! Haha, to jest najgorsze w takich znajomościach, jedno drugiemu... :D Też czuję puls w głowie... :D Jedyne czego nie mam, to piszczenie. Ale za to zawroty głowy mam :D Jak dwie stare pierdoły! No pięknie :D
  3. Oj znam to, ja też jak nienormalna z palcami na szyi albo na nadgarstku i sprawdzam tętno, czy się przypadkiem nie zatrzymało całkowicie, albo czy nie bije za szybko... Moje też czasami bije jak chce, a jak już nadchodzi atak to łomocze jakby chciało wyskoczyć... Jest też coś takiego jak nerwica serca... ;) Ja znowu najbardziej na głowie jestem skupiona, niż sercu. Jak nie urok to... ;x Ja jestem z Lublina :)
  4. Ale ze mnie spamerka, zaraz mnie zablokują :D Kiedyś znalazłam książkę, której co prawda całej nie przeczytałam, ale urywek gdzieś na forum popchnął mnie do samego faktu jej ściągnięcia. Zacytuję, bo mi się osobiście trochę przydał... ;) ** Strach przed śmiercią Szybka akcja serca. Najczęstszą obawą w zaburzeniu lękowym z napadami paniki jest strach przed śmiercią z powodu ataku serca. Doświadczanie szybkiej akcji serca, palpitacji lub wypadania pobudzeń sercowych zdaje się potwierdzać nasze obawy, ze z naszym sercem dzieje się coś złego. Nie uświadamiamy sobie, że objawy te są skutkiem reakcji walcz bądź uciekaj. Akcja serca przyspiesza, gdy reakcja ta zostaje uruchomiona. Jest to część przygotowania ciała albo do ucieczki z niebezpiecznej sytuacji , albo do pozostania i walki z nią. (dlatego często podczas lęku, napadów paniki mamy taką niesamowitą chęć ucieczki.) Wiele osób nieświadomie nasila poszczególne objawy przez ciągłą kontrole pulsu. myśl *jaka jest moja akcja serca?* wystarczy aby włączyć tą reakcję walcz bądź uciekaj. I gdy osoby te mierzą puls odkrywają, że jest przyspieszony, co potwierdza obawy, że z ich sercem zdecydowanie dzieje się coś złego. To jednak tylko myśli wyzwoliły reakcję walcz bądź uciekaj. Gdy lekarz potwierdzi, że nasze objawy są częścią lęku i paniki a nasze serce jest zdrowe i nic złego się z nim nie dzieje, musimy mu uwierzyć. Jeżeli tego nie zrobimy, będziemy nadal o tym myśleć, co włączy reakcję walcz bądź uciekaj, i tak wkoło!! Napięcie mięśniowe Strach przed atakiem serca zwiększa się na skutek ucisku lub bólu, które możemy odczuwać w klatce piersiowej, lewym ramieniu i czasem w szczęce. Większość osób wie, że mogą to być objawy ataku serca, ale w przypadku zaburzeń lękowych są to znów objawy rekacji walcz bądź uciekaj. Nasze mięśnie w całym ciele napinają się, przygotowując nas albo do walki, albo do ucieczki. Możemy tez odczuwać napięcie w karku i głowie lub ucisk gardła. Może nam się wydawać, że się dusimy lub nie jesteśmy w stanie oddychać. Gdy już nauczymy się kontrolować nasze myśli i strach ćwicząc umiejętności poznawcze, napięcie mięśni wraz z przyspieszona akcją serca znikają. Trudności w oddychaniu Nasz szybki i płytki oddech także jest spowodowany reakcją walcz bądź uciekaj. Niektórzy są tak przerażeni płytkim oddechem, że mają wrażenie, ze zatrzyma się on całkowicie. W innych wypadkach ludzie czują, że nie mogą nabrać głębokiego oddechu z powodu ucisku w klatce piersiowej. Natomiast nadmierne szybkie i głębokie oddychanie jest określane jako hiperwentylacja , a jego objawy sa podobne do ataku serca, obejmują mrowienie, zawroty głowy i uczucie bliskie omdlenia. W czasie hiperwentylacji stajemy się jeszcze bardziej przerażeni, co z kolei utrzymuje reakcję walcz bądź uciekaj w i cykl trwa. Spotkałam bardzo niewielu ludzi, którzy naprawdę zemdleli. Kilka osób powiedziało mi, że sporadycznie osuwały się na podłogę ale nawet jeżeli się tak działo nigdy nie straciły przytomności. Zatem jeżeli się tak stanie podczas hiperwentylacji, nie nalezy się niepokoić. Omdlenie może być widziane jako sposób ciała na usunięcie *nas* wraz z pełnym lęku myśleniem z jego drogi, tak aby leżąc oddychanie mogło wrócić do normy. Ważne jest też, ze jeżeli jeszcze nie zemdleliśmy bądź nie upadliśmy na ziemię w wyniku napadu lęku i paniki, prawdopodobnie nigdy się to nie stanie, ponieważ jeżeli miałoby tak być, stałoby się to w poczatkowych stadiach zaburzenia. Skutki hiperwentylacji można złagodzić, wolno i głęboko oddychając. Inny prosty i możliwie skuteczny sposób powstrzymania objawów hiperwentylacji polega na złożeniu dłoni przed ustami i nosem i oddychaniu do nich. Metoda ta jest odmianą najbardziej popularnej techniki łagodzenia hiperwentylacji - oddychania do papierowej torby. nie mogę jednak się tej metodzie nadziwić. Wszyscy boimy się, co inni ludzie o nas pomyślą, więc wyciągnięcie papierowej torebki i oddychanie do niej w biurze lub centrum handlowym prawdopodobnie zwiększyłoby naszą hiperwentylację. Przy tak wielu objawach dotyczących serca i oddychania obawa, że możemy umrzeć, jest całkiem naturalna. Zrozumienie, dlaczego u nas te objawy występują, i pojęcie, dlaczego nie uczynią nam krzywdy, pomoże w pozbywaniu się strachu. A kiedy uwalniamy się od strachu wyłaczamy reakcję walcz bądź uciekaj a objawy znikają. Gdy lekarz zapewnia nas, że wszystko w porządku, musimy to zaakceptować. od tego zależy nasze wyzdrowienie. Jeżeli tego nie przyjmiemy, będziemy wciąż się bać, a nasz strach będzie nieustannie aktywował reakcje walcz bądź uciekaj. W pozbywaniu się tego strachu może pomóc ćwiczenie elementów poznawczych. Strach przed szaleństwem Strach przed szaleństwem to druga najczęstsza obawa. Próby zrozumienia tego, co się z nami dzieje, nieustannie popychają nas do granic naszej wiedzy. Wśród naszych wcześniejszych doświadczeń nie jesteśmy w stanie znaleźć niczego, co byłoby choćby zbliżone do tego, czego doświadczamy teraz, dlatego wielu z nas czuje, ze zaczyna wariować. Nie wariujemy! Choć często tak czujemy. niektóre z odczuwanych objawów nie pomagają nam w przełamaniu tego strachu, lecz zwykle zwiekszają go. Przeżycie depersonalizacji lub derealizacji, albo innych objawów dysocjacyjnych, może sprawić, że czujemy się, jakbyśmy wariowali, Tak nie jest!!! Strach przed szaleństwem może zwiększyć się, jeżeli doświadczamy braku koncentracji, jednego ze skutków zaburzenia lekowego. Nasza koncentracja może zostac powaznie upośledzona do tego stopnia, ze nie jestesmy w stanie skupić się na najprostszych sprawach. Jednak wcale się ona nie pogorsza, a jedynie zostaje skierowana do wewnątrz niż na zewnątrz. Wielu z nas naprawdę staje się bardzo zaabsorbowanych sobą przez lęki i ciągły strach. I dlatego możemy próbowac koncentrować się na codziennych zadaniach, lecz nieświadomie nieustannie odciągamy od nich swoją uwagę, aby skupić ją na wnętrzu. Innym skutkiem zaburzenia lękowego może być utrata wszelkich uczuć, jakie mieliśmy wobec bliskich nam osób, naszych partnerów, rodziny, przyjaciół. Może to być szczególnie nieprzyjemne i dalej zwiększać obawę, ze wariujemy. Ale wcale nie tracimy naszych uczuć, one się gubią w zamieszaniu i strachu, które odczuwamy. Jezeli cały czas myślimy, że za chwilę umrzemy, zwariujemy lub w jakiś sposób stracimy kontrolę, czujemy, jakbyśmy walczyli o przeżycie, nie pozostaje zbyt wiele czasu czy energii, którą można by wykorzystać do innych działań. Dotyczy to także utraty popędu seksualnego. Chociaż może to być działanie niektórych leków antydepresyjnych. Osoby nieprzyjmujące takich leków tez mogą doswiadczac takich problemów. Ale jak wspomniałam, po prostu nie mamy energii na cokolwiek innego!! Gdy zaczniemy pozbywać się strachu przed panika i lekiem, nasze uczucia i libido powrócą. Strach przed utratą kontroli Strach przed utratą kontroli jest trzecią najczęstszą obawą. Brak zrozumienia zaburzenia podsyca ten strach. Czujemy, że wydarzyło sie już wiele, czego nie byliśmy w stanie skontrolować,a każdy dzień wydaje się przynosić nowe objawy i nowy strach. Nie możemy poradzić sobie z uczuciem , ze przyjdzie czas, gdy całkowicie stracimy kontrolę. Możemy się czuc tak, jakbyśmy mieli utracić kontrolę nad jelitami, pęcherzem lub zachorować. Nudności moga stac się naszym stałym towarzyszem, co nie dziwi, gdy spojrzymy na wszystkie nasze objawy i obawy. Mamy poczucie, jakby nasze ciało wymykało się spod kontroli. Wyobrażając sobie te zdarzenia, wyobrażamy sobie nasze zakłopotanie i poniżenie. Oczywiście, to tylko zwiększa strach. Uczucie, że możemy stracić kontrolę nad jelitami lu pęcherzem, a także odczuwane nudności są skutkiem reakcji walcz bądź uciekaj. Gdy ćwiczymy techniki poznawcze, powstrzymujemy tą reakcję. Całkowita utrata kontroli Strach przed całkowitą utrata kontroli może być przerażający. Ludzie boją się, że mogą zachować się w sposób niekontrolowany i wyrządzić krzywdę sobie lub innym. Tak nie jest! Ten strach wynika z doświadczonej przez nas już utraty kontroli w postaci poczatkowych napadów paniki. Im bardziej walczymy o zdobycie tej kontroli, tym bardziej ją tracimy. Ale nie tracimy kontroli nad nami lecz nad naszym życiem. Nie utracimy kontroli nad nami samymi z powodu zaburzenia lękowego, jeżeli miałoby się to stać, stałoby się na początku zaburzenia. Nie stanie się to ani teraz, ani w przyszłości. Akceptacja. Zrozumienie naszego zaburzenia jest pierwszym krokiem do odzyskania władzy. Akceptacja jest krokiem drugim. Gdy zostanie u nas rozpoznane zaburzenie lękowe, musimy to zaakceptować, inaczej nie będziemy w stanie wyzdrowieć. nie możemy wyzdrowieć, jeśli najpierw nie uwierzymy, ze na to chorujemy.! Punktem wyjścia jest akceptacja. *To jestem ja i cierpię z powodu zaburzenia lękowego*. Musimy całkowicie zaakceptować zaburzenie i nas samych, nie ze strachem i nie ze wstydem, lecz ze zrozumieniem. Gdy możemy w pełni zaakceptować samych siebie takimi, jakimi w danej chwili jesteśmy, możemy zacząć pracować na rzecz przyszłości bez zaburzenia lękowego. Istnieją różne etapy na drodze do pełnej akceptacji. Nawet jeżeli już uznaliśmy fakt, że mamy zaburzenie lękowe, wciąż może ono dominować w naszym życiu. Strach sprawia, że pozostajemy wobec niego pasywni, a wiele z naszych obaw mówi, że nasz akceptacja nie jest tak duża, jak myślimy, ponieważ nasze obawy wciąż kręcą się wokół strachu przed umieraniem, zwariowaniem, lub utrata kontroli. Jeżeli zaakceptowalibyśmy w pełni nasze zaburzenie, bylibyśmy w stanie podejść do niego aktywnie. Jeżeli czujemy złość lub frustrację z powodu zaburzenia, zaczynamy przenosić je na siebie. Jestem głupi, beznadziejny, moje życie to porażka. Dlaczego?? Dlaczego nie odczuwamy złości na zaburzenie? Może ono zdominować nasze życie. Musimy odzyskać władzę. To my musimy je zdominować. Każdy chce wyzdrowieć, ale musimy osiągnąc punkt, w którym dość oznacza dość. Wykorzystanie siły naszej złości i frustracji może motywować nas do wykształcenia postawy *wyzdrowieję choćby nie wiem co*. Oznacza to pełną akceptację tego na co naprawde chorujemy. Wciąż będziemy odczuwać lęki, ale nie zgadzamy się, aby stanęły nam na drodze do wyzdrowienia. * Choćby nie wiem co* oznacza, że nasze wyzdrowienie jest najważniejsze. Stajemy się zdyscyplinowani w naszym podejściu do relaksacji oraz rozwijaniu umiejętności poznawczych. W miarę jak nasza siła i pewność siebie będą się rozwijać, zdanie *choćby nie wiem co* oznacza, że wyzywamy nasze myśli i strach. Wyzywamy lęk i napady. Jak one śmią nam to robić?? **
  5. Mam skończone 21, a w tym roku 22, ale na szczęście dopiero pod koniec listopada :D Haha, do 18 się odliczało, a teraz o... :D Ja zjadłam cały alfabet leków... Z tych co nazwy pamiętam - Asertin, Apoescitaxin Oro, Anafranil, Cital, Doxepin, Parogen i Paxtin, Fluoxetin, Trittico, Velafax i to CHYBA tyle... :D Nie toleruję SSRI, ale moja psycholog i tak mi je pcha. A to właśnie Trittico brałam najdłużej, bo prawie rok i pomogło mi na kolejne 2... :D Od końca października do końca listopada brałam ten Apoescitaxin oro, dla mnie syf, 3 dnia brania zasłabłam, cały czas miałam zawroty, ciągle niepokój. Jak je rzuciłam to odżyłam.Teraz wiem, że nie potrzebuję psychotropów. Nie jest ze mną aż tak źle. Bardziej sporadycznie, ale staram się sobie radzić. Hydroksyzynę za to lubię :D Ostatnio naprawdę tragicznie było w liceum, bo to był nawrót z podstawówki. A potem, już bardziej świadoma, mimo nawrotów jesiennych, jestem też coraz silniejsza... Przynajmniej staram się być. Coraz silniejsza nie oznacza, że już silna. :)
  6. Mam skończone 21, a w tym roku 22, ale na szczęście dopiero pod koniec listopada :D Haha, do 18 się odliczało, a teraz o... :D Ja zjadłam cały alfabet leków... Z tych co nazwy pamiętam - Asertin, Apoescitaxin Oro, Anafranil, Cital, Doxepin, Parogen i Paxtin, Fluoxetin, Trittico, Velafax i to CHYBA tyle... :D Nie toleruję SSRI, ale moja psycholog i tak mi je pcha. A to właśnie Trittico brałam najdłużej, bo prawie rok i pomogło mi na kolejne 2... :D Od końca października do końca listopada brałam ten Apoescitaxin oro, dla mnie syf, 3 dnia brania zasłabłam, cały czas miałam zawroty, ciągle niepokój. Jak je rzuciłam to odżyłam.Teraz wiem, że nie potrzebuję psychotropów. Nie jest ze mną aż tak źle. Bardziej sporadycznie, ale staram się sobie radzić. Hydroksyzynę za to lubię :D Ostatnio naprawdę tragicznie było w liceum, bo to był nawrót z podstawówki. A potem, już bardziej świadoma, mimo nawrotów jesiennych, jestem też coraz silniejsza... Przynajmniej staram się być. Coraz silniejsza nie oznacza, że już silna. :)
  7. NIEWIEMNIC - No cóż, obiad to też pewna forma zajęcia... :D Ale myślę, że jednak coś bardziej angażującego dałoby Ci spełnienie! Mnie chwile nie było, bo zabrałam się za deserki galaretkowe, zrobiłam chyba 10 galaretek - prawie jak nerwica galaretkowa :D A tak poważnie, to mam to samo. Zbieram się od 10 miesięcy na pobieranie krwi. Ze względu na tarczycę na początku, ale teraz już z lekką dozą strachu o to, co tam mi za cuda wyjdą :D Co prawda pogoda też nie sprzyja aktywności jakiekolwiek... Ja na okres jesień-zima najchętniej zaszyłabym się w pokoju, pod stertą kołdry, koców i przytulona do odpalonego na full grzejnika... I jakoś zawsze na jesień dostaje nawrotów nerwicy... :/ Dzisiaj na wieczór zeschizowana jestem strasznie, już chcę jutro. Gdyby dało się przeskoczyć noc... I ten beznadziejny wieczór... :/ Powiem CI też, że forum jest fajne, bo zrozumienie itd ale im dłużej tu siedzisz, ciągle o tym myślisz i masz poczucie tego, że to w Tobie jest. Czytasz, wyczytujesz, przypominasz sobie, analizujesz i atak murowany... :D
  8. Co robisz na co dzień? Bo mówisz, że rzuciłeś szkołę, z tego co zrozumiałam. Mnie wyjście do ludzi/na studia/gdziekolwiek ratuje przed całkowitym zgłupieniem. Ja często się sama przyłapuję, jak bardzo mam napięte mięśnie, choćby barki. Jestem taka spięta i zestresowana. Drażliwa i eh... I jeszcze jak jakaś wariatka siedzę z palcami na szyi, żeby wyczuć puls. A podczas ataku, nie dość, że całe ciśnienie idzie w górę, to jeszcze moje serce bije nieregularnie. .. Tzn dzisiaj to odkryłam. Takie nieregularne uderzenia. Może to normalny przy tym nagłym wzroście... Aż się odechciewa...
  9. Wieczory są najgorsze :( A jak się przebudzę w nocy to już w ogóle, racjonalne myślenie wyłączone i jeszcze lekko zaspana. Niepokój to normalka u mnie. Jakbym się wiecznie czymś stresowała...
  10. Ja za to u jakiegokolwiek lekarza specjalisty byłam dawno, dawno temu, więc nie wiem co tam we mnie drzemie... ;/
  11. Nieeee! Nie masz co się martwić. Ja za to dokładnie przed kilkoma minutami, siedzę sobie beztrosko i naglę schiz, że drętwieją mi ręce, zaczęłam nimi tak jakby trzepotać, wstałam, zawrót głowy, mierze ciśnienie a tu grubo ponad 160... I całe racjonalne myślenie TRAFIŁ SZLAK! :) Zdecydowanie za dużo czasu spędzam w domu, ale pogoda i przerwa w studiach do przyszłego poniedziałku mnie dobija... Po prostu wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr...!
  12. Ja jak czytam te wszystkie posty, to mam ochotę każdego przytulić, powiedzieć, *jesteś silny/silna*, *jesteś ponad tym!*, przekazać trochę tego, co mi pomogło i cóż... po prostu pomóc. Nie zrozumie nas ten, który nerwicy nie przeżył. Ludzie, którzy twardo stąpają po ziemi, będą nas zawsze uważać za histeryków, którzy sobie wymyślają nie wiadomo co. Moja mama na przykład uważa, że jestem egoistką, bo skupiam się tak na sobie. Ale to nie egoizm, a zniewalający strach. Chociaż... Może każdy z nas jest takim małym egocentrykiem. A ja jestem osobą bardzo empatyczną i strasznie wrażliwą na problemy innych, a zwłaszcza problemy, które ja sama mam... Tylko my wiemy, jakie każdy z nas przeżywa piekło. I jak cholernie bywa ciężko. Przesyłam Wam wszystkim mnóstwo ciepła na te mroźne dni. Pogoda też ciężko siada na psychikę, te krótkie i ponure dni... Znajdźcie w sobie siłę!
  13. No właśnie o tym piszę! :D Jak piszemy to widzimy jakie to absurdalne. NIEWIEMNIC - trzeba z tym walczyć. :) Nie ma co tracić życia na to. Nerwica i każda jej odmiana to straszny syf, który robi z człowieka niewolnika. Trzeba być ponad tym. Ja czasami stwarzałam personalizację nerwicy. Kpiłam z niej i nie uważałam, że jest we mnie, a bardziej obok mnie. Czasami jak w sklepie złapie mnie lęk to myślę sobie *Co Ty odwalasz, nie miałaś kiedy?* i staram się jak najszybciej ogarnąć. Nie chcę się poddać i zostać domowym, łóżkowym warzywkiem. Ciężko znaleźć w sobie determinację i siłę do walki, ale warto. Widzę obok forum *z nerwicy się wychodzi* ale mimo wszystko szczerze w to wątpię. Ona zawsze gdzieś tam sobie będzie, ale to od nas zależy, czy nauczymy się z tym walczyć. Powiedzieć STOP, umieć się uspokoić gdy nadchodzi atak. Musimy być panem swojego życia, nawet jeśli na jakiś czas stery przejęła nerwica. To nasze najlepsze lata życia, a my robimy z siebie psychiczne kaleki - tak nie może być! :)
  14. No to i ja niestety muszę Wam przybić *pionę* - chyba najgorszą jaką kiedykolwiek komuś przybiłam. A tak poważnie, mam tak jak Wy i to rozumiem. Z tym, że ja już nie mam siły chodzić po lekarzach. No i u mnie wszystko skupia się na głowie - guzy, tętniaki i inne tego typu. Boję się nagłego zgonu albo tego, że najbliżsi zbagatelizują gdy będzie mi naprawdę coś poważnego, uznając, że to jak zwykle lęk i moja histeria. Kilka lat temu, miałam 4 miesiące zawroty głowy i mdłości i wtedy właśnie obskoczyłam neurologa, laryngologa, okulistę... Więc multum różnych badań, i wszystko NIBY OK. Nawet nie wiedziałam, jak mam opisać swój stan neurologowi, więc powiedziałam, że czuję się jak *po kilku piwach*... Aż skończyło się na psychiatrze i psychotropach... I nagle większość ustała. To było dokładnie od września 2011~końca 2013. Potem doszłam do siebie, ale na jesień 2014 wróciło, znowu psychotropy ale tylko miesiąc, potem znowu w 2015 jesień... I znowy tylko miesiąc psychotropy, bo wyjątkowo były nietrafione. Teoretycznie największe jazdy chyba przeżywałam będąc w podstawówce, wtedy moja hipochondria tak mnie zniewalała, że zjedząc cukierki z szkolnego sklepiku, za chwilę dostawałam potężnych lęków, że mam salmonelle. W standardach były wyrostki, zapalenie płuc itp, itd. Dostałam wtedy takie psychotropy, że nie pamiętam zbytnio dalszego ciągu podstawówki. W gimnazjum było o dziwo w porządku. A w obecnych i ostatnich czasach, dosyć na bieżąco - zawroty, mdłości, drżenie całego ciała (podczas ataku), czasami nadwrażliwość na dźwięk, często ogólnie drażliwość na wszystko... Bywały czasy, kiedy budziłam się z przekonaniem, że mam raka i po prostu zostawałam w łóżku przez najbliższe dni. Leków w swoim życiu zjadłam cały alfabet... Studia jakoś lezą, ale za to po studiach, najbezpieczniej mi w łóżku... Nie chcę marnować swojego życia na strach przed chorobą, ale to jest silniejsze ode mnie. Większość z nas tak ma, że pisząc wszystko zauważamy, jakie to absurdalne i niedorzeczne, że się tak schizujemy. Sami nakręcami... A przychodzi lęk i nagle całe racjonalne myślenie idzie w kąt - najładniej mówiąc... NIEWIEMNIC - Też kiedyś miałam fazy z religią. Wkręcałam sobie i na tym punkcie :|
×