margolia
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Osiągnięcia margolia
0
Reputacja
-
Hej, ktoś pytał, gdzie są ci, co pisali tu na początku? Otóż są, dawno nie zaglądałam, ale muszę się pochwalić, że od lutego nie mam dodatkowych skurczy. To znaczy pojawiają się pojedyncze co jakiś czas, ale w porównaniu z tym, co było, to można uznać, że problemu nie ma. Na Waszym miejscu w ogóle nie przejmowała bym się pojedynczymi skurczami dodatkowymi. Ja miałam ich dziennie na tysiące, w dodatku taki stan potrafił trwać miesiącami. Potem parę dni lub tygodni przerwy i od nowa cała zabawa. Jakoś z tym żyłam, bo nauczyłam się nie panikować i robić swoje mimo nich. A od jakiegoś czasu, jak piszę, nie mam ich w ogóle. Nie wiem, jak długo potrwa ten błogi stan, ale cieszę się każdym dniem. Sama się zastanawiam, co mi pomogło - czy to, że uregulowałam trochę życie osobiste i nie mam już takiego stresu, czy to, że minimalnie zwiększyłam dawkę leku (naprawdę minimalnie, brałam betaloc 25 raz dziennie, a potem dodałam ćwierć tabletki wieczorem, niby nic, ale może to było to ćwierć, które mi brakowało, kto wie?), a może pomogło to, że zaczęłam regularnie biegać? Zajmowałam się wcześniej różnymi sportami, ale jednak bieganie to inny wysiłek, niż pływanie na przykład, więc może to pomogło? A może wszystko razem? A może moje serducho samo się naprawiło? Nie wiem, w każdym razie mogę spokojnie powiedzieć na swoim przykładzie, że jak na razie ozdrowiałam. Czekam, co będzie od września, bo jesienne miesiące to zawsze był dla mnie horror - od połowy września do połowy grudnia zawsze było ciężko. Jak w tym roku będzie spokój, to uznam, że na prawdę mi przeszło:-). Pozdrawiam wszystkich i życzę dużo optymizmu.
-
Witajcie, wpadłam, żeby życzyć Wam wszystkim wesołych świąt, bez kłopotów sercowych, bez lęku, spokojnych i radosnych, bez względu na pogodę - dużo pogody ducha dla wszystkich. Ja ostatnio mniej zaglądałam - nie uwierzycie, ja sama nie wierzę, ale od połowy lutego, kiedy miałam ostatnio nasilenie skurczybyków, aż do teraz (odpukać) mam spokój. Oczywiście trochę świruję, żeby nie było za łatwo - mam jakieś takie napady paniki, jakiś lęk nie wiadomo skąd, biegnę mierzyć ciśnienie i tętno, a tam nic - wszystko o.k. Sama się z siebie śmieję, choć śmieszne to nie jest, ale co tam, generalnie jest super. Nawet jakby mi się teraz znów zaczęły, co mam nadzieję nie nastąpi, to i tak wygrałam parę tygodni, ha!! Czyli że jednak da się. Sylwia, nie bój się pójścia do pracy, może być tak, że w pracy zapomnisz o skurczach, nie będziesz ich tak odczuwać jak się zajmiesz robotą. Jeszcze jeśli uda Ci się trafić tak dobrze, że ludzie będą w porządku i się z nimi dobrze dogadasz, to może być naprawdę dobra rzecz. I tego Ci życzę. pozdrawiam wszystkich.
-
Wera, to my takie chyba trochę podobne jesteśmy - mnie też wszyscy uważają za wyluzowaną, wesołą kobitę, nawet wiek podobny:-), większości znajomych z pracy na przykład do głowy by nie przyszło, że się z czymś borykam. Trzeba trzymać fason, także i dla siebie. No i może faktycznie nie piszcie, kto na co zmarł - bardzo łatwo dopasować do siebie różne objawy, po co nam dodatkowy stres. Kala, ja też bym chciała, żeby mój synek miał zdrową mamę. A przynajmniej się nie martwił, że mamie dzieje się coś złego. I to jest najlepsza motywacja, żeby ten fason trzymać, no nie? pozdrawiam wszystkich
-
Kala, to , że trzęsie Cię z zimna, to dość typowy objaw, u mnie były także takie, jak bóle kończyn, drętwienia, wrażenie, że puchnę.... jak sobie dałam trochę na luz i przestałam się tak tego bać, bóle i drętwienia ustąpiły (znakiem tego nerwowe były chyba), a uczucie zimna - wiele ludzi z zaburzeniami rytmu ma takie sensacje. Czasem Cię trzęsie, czasem masz uderzenia gorąca (to znaczy ja mam). Serducho funduje różne artakcje ;-). Jakubpiotr, moim zdaniem powinieneś jak najszybciej udać się do lekarza po jakiś antydepresant. Wydaje mi się, ze Ciebie bardziej wykańcza stres, niż dodatkowe, oczywiście wiem, że skurcze potrafią być straszne i człowiekowi chce się wyć i ma myśli samobójcze, ale spójrz na to z innej strony - żyjesz z nimi 10 lat,jeśli dobrze pamiętam, no i żyjesz, czyli może być tak, że jednak z ich powodu nie zejdziesz z tego padołu, skoro tak długo się udało. Może jak dostaniesz jakiś antydepresyjny lek, to okaże się, że jest Ci łatwiej i da się jednak żyć, może z czasem będzie lepiej. Trzeba próbować, nie wolno się poddać. Z Twojego postu można wyczytać taki żal, że ludzie nie rozumieją, co przeżywasz. No bo nie rozumieją i nie będą rozumieć. Bo na oko pewnie jesteś okazem zdrowia, a nikt nie wie, co przeżywasz. Rozumieją to tylko tacy jak my, którzy się z tym borykamy. Nie licz, że ktoś inny się ulituje. Musisz się ulitować sam nad sobą i zechcieć sobie pomóc. Nie rozważaj, kto Cię będzie żałował jak Cię nie będzie. Pewnie znajdzie się parę osób. Idź po pomoc, niekoniecznie do kardiologa, ale do psychologa lub psychiatry. To żaden wstyd, a Ty chłopie jesteś po prostu załamany. Jak się podbudujesz psychicznie może być tak, że serce trochę odpuści. A co robisz w życiu? Może trzeba pomyśleć o jakichś zmianach - inny tryb życia, inna praca? To może nie rozwiąże problemu, ale może ułatwi życie? Pewnie zrzędzę i opowiadam frazesy, ale to naprawdę straszne, kiedy się czyta, że komuś odechciewa się żyć. A co do ablacji, to lekarze różnie mówią - mój na przykład twierdzi, że ablacja, to jedna z metod leczenia, tak samo, jak leki i nie ma ograniczeń do jej stosowania, szczególne, jeśli pacjent jej potrzebuje - także ze względu na stan psychiczny. Oczywiście jeśli ma dwa skurcze rocznie... wiadomo, ale generalnie selekcja jego zdaniem to tylko wymóg spowodowany tym, że kolejki są bardzo długie.... na zachodzie ponoć całkiem inaczej podchodzi się do ablacji i znacznie częściej ją wykonuje. Może pogadaj z jakimś innym kardiologiem, co o tym myśli? Trzymaj się, tak jak ja się staram, bo siedzę przy tym kompie i czuję, że do trzeci skurcz mam dodatkowy. I tak będzie pewnie przez całą noc. Ale zyję, może jutro poczuję się lepiej?
-
Hej! Nie piszę ostatnio zbyt wiele, ale Was podczytuję jak znajdę chwilę i przeczytałam coś, co mnie zaskoczyło - piszecie, że betablokery mogą czasem nasilać skurcze? To jakby się zgadzało, ja dostałam betabloker właściwie na napady częstoskurczów, częstoskurcze zniknęły, natomiast pojawiła się arytmia, jakoś tak kojarzę jej nasilenie z tym, że było to mniej więcej od czasu, kiedy zaczęłam brać betaloc. Pytałam lekarza, ale on twierdzi, że nie, i że gdyby nie betaloc, to czułabym się jeszcze gorzej... ale z lekarzami różnie bywa, już się zdążyłam przekonać, że często bywa tak, że co lekarz to inna teoria... Co to tematu - dodatkowe a praca - to powiem Wam, że odkąd mam skurcze stałam się dużo bardziej aktywną osobą. Pracuję oczywiście, a poza tym robię wiele innych rzeczy, których nie robiłam, jak byłam zdrowa. W pracy na początku bywało różnie, ale generalnie teraz, kiedy już mniej więcej radzę sobie z chorobą, praca trochę mnie ratuje, jak mam zajęcie, nie myślę że źle się czuję. Więcej - jak wiem, że muszę się wziąć w garść bo mam coś do zrobienia, to się biorę - okazuje się, że to możliwe, no może nie zawsze, ale jednak najczęściej daję radę. I w ogóle, jak zaczęłam chorować, borykać się z różnymi lękami, to uświadomiłam sobie też, jakie to życie krótkie, kruche i tak dalej... znacie to , prawda? No i stwierdziłam, że szkoda czasu na marnowanie go, warto coś robić zanim się człowiek przekręci, cokolwiek by się miało do tego przyczynić :-). Jak widać nawet z choroby można wyciągnąć coś pozytywnego. W każdym razie trzeba próbować wyjść z domu, trzeba wierzyć, że damy radę w pracy i w różnych innych sytuacjach, żeby potem nie żałować, że ze strachu coś straciliśmy. Ja też kiedyś bałam się wyjść z domu. Ale w będąc w domu tez się bałam. W końcu stwierdziłam, że dosyć tego, jak mam paść, to przynajmniej robiąc coś fajnego. Jedno jest pewne - jak siedzę i nic nie robię, zaczynam myśleć o chorobie, a jak zaczynam o niej myśleć, to zaczynam świrować...... znaczy czasami nie należy myśleć za dużo :-). Pozdrawiam wszystkich cieplutko, spokojnego wieczoru bez skurczaków.
-
Kejthi, ja też często tak mam, często jest tak, że dopóki chodzę, ruszam się, to nawet nie bardzo zwracam uwagę na skurcze, ale jak się położę, to się zaczyna... czasem bywa tak, że po jakimś czasie wszystko się stabilizuje, jakby serducho przyzwyczajało się do nowej pozycji i skurcze się wyciszają, ale często hulają całą noc.... Co do lekarzy, to większość to niedowiarki. Jak poszłam ostatnim razem na echo, to mówię lekarzowi, że mam dodatkowe. On jeszcze zanim mnie zbadał to stwierdził, że wiele ludzi tak twierdzi, a potem się okazuje, że wcale ich nie mają i że tylko im się tak wydaje. Jak zaczął mi robić echo, to się zdziwił - ojej, faktycznie ma pani te skurcze..... no kurdę, co ja dziecko jestem, że nie wiem, co gadam, jak mówię, ze mam, to mam..... a pierwsza zasada lekarzy brzmi - pacjent na pewno przesadza i przyszedł do mnie niepotrzebnie, bo to hipochondryk.
-
Awierone, z tymi sprawami żołądkowymi coś może być na rzeczy, bo mi kiedyś przy okazji pobytu w szpitalu zrobili rentgen i lekarz stwierdził, że coś żołądek dziwnie wygląda i żeby się zainteresować, bo czasem arytmia może mieć związek z problemami żołądkowymi. U mnie akurat okazało się, że to nie jest źródłem, a internista stwierdził, że bardzo rzadko się zdarza, aby żołądek dawał takie efekty, ale zdarza się. Dość powiedzieć, że przy refluksie ludzie mają takie bóle w klatce, jak przy zawale i lekarze często leczą ich na serce, zamiast na żołądek. No ale arytmia to trochę co innego. Nie zaszkodzi jednak zainteresować się bliżej, a nuż Ty jesteś tym rzadkim przypadkiem i jak wyleczysz żołądek to Twoje kłopoty miną, kto wie, warto pogadać z lekarzem.
-
Załamana - a jak jest u Ciebie z tym wypadaniem płatka, stwierdzili jakąś falę zwrotną, czy tylko śladową? Bo ja też mam wypadanie płatka, ale minimalne, no i do tego dodatkowe skurcze komorowe. Może u Ciebie jest jakaś większa niedomykalność i to w połączeniu z dodatkowymi skurczami daje taki efekt? A poza tym na jakiej podstawie stwierdzono, że nie jest to spowodowane nerwicą? Jeśli masz myśli samobójcze, to sorry, ale trudno mówić, że nerwy masz w porządku.Ja rozumiem, że te myśli są wynikiem Twoich sensacji,a nie odwrotnie, co nie zmienia jednak faktu, że nerwy też robią swoje. Ja bym się zajęła nie tylko sercem. Czy nie próbowałaś brać czegoś na ukojenie nerwów? Z tego, co obserwuję u siebie i innych z podobnymi problemami, nie można o nas powiedzieć, że nerwy trzymamy na wodzy. Jedno z drugim się wiążę, chcemy, czy nie.... To, co musisz przeżywać jest straszne, wyobrażam sobie, jak ciężko z tym żyć.... Idź koniecznie do innego lekarza, a ja się Tobą odpowiednio nie zajmie, to do jeszcze innego. A jak im mówisz, że masz myśli samobójcze, to ich to nie rusza??? Niesamowite. Może tak jak kejthi - do lekarzy z anina? pozdrawiam
-
Kejthi, super wiadomości:-). Słyszałam, że pan profesor to oaza życzliwości, choć czytałam też wypowiedzi krytyczne i byłam ciekawa, jakie będą Twoje wrażenia. Taka rozmowa musi naprawdę podnosić na duchu! Ale zastanowiła mnie ta borelioza - mi kiedyś jakiś lekarz napomknął, że można by zrobić takie badanie, ale jak przyszło do wypisania skierowania, to usłyszałam, że eee..... to pewnie nie to..... i tak się zastanawiam, chciałam robić prywatnie, ale mnie zniechęcili, że to dosyć drogie badanie... zaczynam się teraz od nowa zastanawiać, czy jednak go nie zrobić, bo ostatnie parę lat mieszkałam w *zagłębiu* kleszczowym, więc prawdopodobieństwo istnieje.... pozdrowionka
-
Zuzanna78, przez Ciebie mało się nie popłakałam, jesteś dzielna dziewczyna, naprawdę podziwiam Twój optymizm i radość życia, to niesamowite, Twoje posty naprawdę potrafią ustawić człowieka *frontem do przodu*. Miron, ja wiem, że przemowy typu *weź się w garść* tylko wkurzają, zamiast pomagać, bo przecież byś się wziął, gdybyś mógł.... może na początek spróbuj zacząć dzień nie od myśli, że dziś znów na pewno Cię napadnie, ale od tego, że dziś na pewno będzie lepiej. Jak się zacznie, to nie myśl, że o rany, zmów się zaczyna, spróbuj pomyśleć - trochę mnie pomęczy, ale w końcu przejdzie. Ja też miałam różne dziwne myśli w związku ze skurczami kiedyś. Ale wiem z doświadczenia, że im mniej się nimi przejmuję, tym mniej je odczuwam. Kiedy się zaczynają, szukam sobie jakiegoś absorbującego zajęcia, aplikuję sobie jakiś ruch albo zwyczajnie zaczynam sobie planować jakieś przyjemności na niedaleką przyszłość. Skupiam się na tym, żeby myśleć o czymś fajnym albo robić coś fajnego a nie na tym, że mi coś dokucza. A jak mnie już powali tak, że muszę swoje odleżeć na kanapie, to myślę sobie - przecież w końcu mi przejdzie i znów będzie jakiś czas spokój, trzeba tylko to przeczekać.... Piszesz, że przez skurcze nie możesz tworzyć. A co tworzysz, jeśli można zapytać? Jeśli zajmujesz się sztuką na przykład, to czy ona nie może być odskocznią od złych myśli?
-
Kejti, daj koniecznie znać w poniedziałek, co Ci powiedział profesor. Bardzo jestem ciekawa, to niewątpliwa sława, choć czytałam różne opinie o nim i ciekawa jestem Twojej. Jeśli jesteś na fejsie to chętnie podam Ci namiary, można by od czas udo czasu wymienić poglądy na czacie:-). awiersone, współczuję, ale jakoś to tak jest, że często dodatkowe nasilają się w nocy, ktoś to nawet tutaj tłumaczył naukowo, musiałbyś poczytać wczerśniejsze wypowiedzi. Ja często tak mam, że w dzień jest o.k., a jak się położę wieczorem, to zaczyna się szkopka. A jak bierzesz beto? Bo to nie jest lek do brania doraźnego, trzeba go brać regularnie i nie można też nagle odstawiać, jeśli się już zaczęło. pozdrowionka
-
Takaja, masz chyba rację ,coś popieprzyłam z liczbami, to faktycznie niemożliwe, sorki. Nie mam teraz przed sobą holtera. W każdym razie miewam same bigeminie i trigeminie przez parę ładnych godzin w ciągu doby, nie licząc dodatkowych co 5 - 6 uderzenie, więc i tak wychodzi niezły wynik, lekarz był mocno zdziwiony, jak zobaczył, ile tego jest no i na ablację mówi, że pisze skierowanie kiedy tylko będę chciała.... kejti, ja mieszkam na Grochowie, do kardiologa chodzę w przychodni Formedica na Berezyńskiej (dr Karpus, kiedyś pracował w szpitalu na Wołoskiej). Jestem na facebooku, na nk już nie. A Ty gdzie mieszkasz w W-wie?. Tunika, ja też biorę betaloc co dziennie - 25rano i połówkę tego wieczorem. Nie pijam jakichś strasznych ilości alkoholu, ale nie widzę żadnych działań niepożądanych w związku z tym, że biorę leki i czasem coś wypiję. Po prostu czasem alkohol mi służy, czasem czuję się gorzej, ale to raczej nie kwestia leków. Ostanio wypiłam trzy piwa i czułam się świetnie. Najbardziej służy mi jednak whyski z colą ;-) A tak wogóle, jak się czujecie przez ostatnie tygodnie? Ja jakoś (odpukać) dobrze, po tym jak mnie męczyło od września do grudnie praktycznie bez przerwy, teraz nastąpił niespodziewany spokój - od wigilii miałam dodatkowe tylko niecały tydzień, jak mi ciśnienie skakało. No żyć, nie umierać :-)))! Może to zimowy klimat taki zdrowy, ciekawa jestem, czy Wy też czujecie się lepiej, czy to tylko ja jestem taki pozytywny przypadek. pozdrawiam cieplutko
-
P.S. oczywiście wiem, że choroba pisze się przez *ch*, jak szybko piszę to mi czasem litery uciekają :-)
-
Cieszę się ,że Was trochę podniosłam na duchu :-). Ja zwyczajnie jakiś czas temu doszłam do wniosku, że szkoda tracić życia na zamartwianie się czymś, czego, przynajmniej w tej chwili, nie mogę zmienić, więc muszę się do tego przyzwyczaić, skoro mi to śmiercią nie grozi. No i od tej pory staram się tak robić i z takim podejściem znacznie lepiej radzę sobie z horobą. Tunika, to prawda, że choroby żołądka mogą też dawać różne sensacje podobne do sercowych, może warto zrobić badania pod tym kątem. Jeśli masz takie krótkotrwałe dolegliwości, to trudno je będzie złapać na ekg, chyba, że holter, ale i z tym różne bywa ( na ogół jak masz holtera założonego to czujesz się świetnie i nic Ci nie dolega:-)). Chyba że jakiś kardiofon, wiem, że niektórzy korzystają, ja nie miałam do czynienie z tym urządzeniem, ale jest i coś takiego. Ale na początek warto sprawdzić, czy to nie żołądek lub coś innego, bo może się okazać, że nie było powodu do zmartwień. pozdrwiam
-
Kejti, odkąd biorę betaloc, czyli od jakichś 3 lat puls mam w normie, ale przedtem, właściwie od wczesnego dzieciństwa zawsze miałam raczej szybki, a potem miałam napadową tachykardię, to znaczy raz na jakiś czas nagle puls skakał mi do 120 -140. W końcu jakiś lekarz wpadł na genialny pomysł, ze nie ma co serca męczyć i zapisał mi betaloc. Przy okazji niby to ma pomagać na arytmię. Jeśli chodzi o puls - lek pomógł, jeśli chodzi o skurcze - jak wiadomo, nie ma idealnego leku.... Awierone, to co czujesz i to, że się boisz, to normalne, szczególnie na początku. Człowiek się zastanawia, co jest, co będzie dalej, jak z tym żyć i czy w ogóle się da... no i to pytanie - czy nie umrę, to wcale nie jest śmieszne, dodatkowe skurcze powodują stany lękowe, człowiek ma autentycznie wrażenie, że coś się zaraz stanie, że zaraz umrze. To normalne przy dodatkowych skurczach, po prostu taka reakcja organizmu. Jak sobie to uświadomisz i wiesz, że to tylko takie odczucie, które mija jak mijają skurcze, jest łatwiej i można sobie z tym poradzić. Tak na prawdę nie umierasz i nie umrzesz. Wiem co mówię, ja miewam na prawdę dużo więcej dodatkowych - w ostatnim holterze wyszło mi ponad 108 tysięcy, a miałam wtedy lepszy dzień ;-). Od tego się nie umiera - dodatkowe skurcze mogą być niebezpieczne dla ludzi, którzy mają chore serce - jakąś wadę lub inną chorobę.Jeśli echo serca wyszło ci o.k., to jest w porządku. Początki są trudne, człowiek nie wie, co się z nim dzieje, doszukuje się różnych chorób, wsłuchuje się w swój organizm i wydaje mu się, że coś z nim nie tak, to strasznie męczące i frustrujące. Po jakimś czasem człowiek zżywa się trochę z chorobą , uspokaja się, przestaje świrować i zaczyna wierzyć, że da się z tym żyć. I zaczyna rozumieć, że te wszystkie wyimaginowane dolegliwości, których się doszukuje, to tylko nerwy, które płatają figle. Ja miałam różne jazdy - wysypki, opuchliznę i takie tam, które występowały naprawdę, ale nie były objawem żadnej innej choroby, tylko nerwów, które płatały takie figle. Trzeba wziąć głęboki oddech. I trzymać pion. To trudne, ale się da