Dzidzka. Ja też bardzo długo nie mogłam uwierzyć w diagnozę *nerwica lękowa*, a żyję z nią już ponad 10 lat, jak nie dłużej. Nawet nie pamiętam jak się to wszystko zaczęło. Doszłam to takiego stanu, że bałam się wszystkiego. Każde wyjście z domu było dla mnie koszmarem. Ataki paniki *łapały* mnie wszędzie - w sklepie, w kościele, w pracy, w autobusie. Im częściej o tym myślałam tym częściej mnie dopadały. Koło się zamknęło. Sama nie byłam w stanie już sobie pomóc. Lekarze oczwiście przepisywali mi leki uspokajające, potem psychotropy i jakoś było. Jedna Pani doktor, której do tej pory jestem bardzo wdzięczna skierowała mnie na psychoterapię. Tam uświadomiłam sobie co tak naprawdę mi jest. Ze wszystkie dolegliwości, a miałam ich całe mnóstwo, począwszy od kołatań serca, skoków ciśnienia, oblewania potami, trzęsień rąk, uczucia zmęczenia, przygnębienia, wrażenia że zaraz umrę to tylko, albo aż nerwica. Na kilka lat miałam spokój, ale większy stres znowu spowodował u mnie powtórkę z *rozrywki*. Próbuje walczyć teraz sama, ale wspomagam się lekami, bo zaczęło się jeszcze przytykanie przy oddychaniu. Zyczę Wszystkim zdrowia i pokonania tej choroby. Pozdrowionka!