Skocz do zawartości
kardiolo.pl

malamika

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia malamika

0

Reputacja

  1. Tak poza tym to żegnam to forum. Niektóre osoby tutaj zamiast CZYTAĆ ZE ZROZUMIENIEM snują głupie domysły. Czasami aż odechciewa się tutaj wchodzić. Powodzenia i szczęścia.
  2. Oj dziewczyny, ale mój narzeczony mnie rozumie i nie słucha swoich rodziców. Ja tylko napisałam, że jego rodzice mnie drażnią i to wszystko. Narzeczony zawsze staje po mojej stronie i broni mnie jak może, ale rozkłada czasami ręce, co rozumiem, bo jego rodzicom trudno cokolwiek wytłumaczyć. Nie wiedzą, co mi jest, więc krytykują... I On biedny nic nie może na to poradzić, walczy jak może, ale cóż. Naszego związku nie rozwalą, jest zbyt mocny. ;) I wiążę się tylko z nim. Poza tym on sam chce mieszkać daleko od swoich rodziców. Podobno za 3 lata mamy wyprowadzić się do Norwegii na stałe, sami we dwójkę, więc teściów miałabym z głowy. :P Tylko... Jak przetrwać teraz ich ciągłe wypytywanie i dziwne zachowywanie się wobec mnie?
  3. Tylko najgorsze jest to, że mam 21 lat, nie uczę się, nie pracuję, przyszli teściowie nie wiedzą, że choruję i ciągle się zastanawiają, dlaczego zrezygnowałam ze studiów, dlaczego nie pracuję... Strasznie źle się czuję u nich w domu, mam dość kręcenia, a nie chce im powiedzieć o mojej chorobie, bo w ich rodzinie (partnerka brata mojego narzeczonego) już jest osoba chora na coś podobnego i oni ją krytykują, źle o niej gadają, psioczą, że ale sobie dziewczynę znalazł, w ogóle nie rozumieją, że ktoś może mieć takie problemy (sami nie są zdrowi, ale to już nieważne, na siebie nie popatrzą, ale innych to krytykować umieją, że chorzy psychicznie to debile ==), no i wiem, że jakbym im powiedziała to już by naszego ślubu nie było... :/ Ani grosza by się nie dołożyli... No i tak się staram ich unikać, ciągle wymyślam coś innego, dlaczego nie pracuję, że niby pracy nie ma... Porażka. Mam dosyć. :( Jeszcze jakbym dziecko miała... (A my dzieci nie chcemy mieć nigdy.) Wtedy miałabym chociaż powód do siedzenia w domu. A tak? Wychodzę na idiotkę i utrzymankę ich syna w ich oczach, przez co dziwnie mnie traktują... Zresztą, co chwile nawet moi rodzice pytają, czy na studia wracam w tym roku, czy do pracy pójdę, czy jej szukam... Zwariować można, po prostu nie daję sobie rady... Ciągle mi tylko łzy lecą z tej bezradności. Bo co z tego, że wychodzę na zakupy, jak komunikacją miejską nie pojadę, do dentysty mam się zapisać to panikuję (mimo, że brat nim jest, ale u niego leczyć nie będę, bo stanowczo za daleko, żebym sama tam pojechała, a narzeczony w tych godzinach pracuje i nie może mnie zawieźć), bo sama będę musiała do niego iść. Boję się, że mu ze stresu tam zemdleję albo jak już wyjdę z gabinetu. :( W ogóle wszystko jest do bani...
  4. Cześć wszystkim. :( Echhhh, ale mam dziś straszny humor... :( Jak sobie pomyślę, że nie pracuję i nigdzie nie mogę znaleźć pracy, bo tak jak dzisiaj usłyszałam od potencjalnego pracodawcy, że nie mam doświadczenia, więc nie dostanę tej pracy, to żyć mi się odechciewa... W dodatku nie studiuję i boję się trzeci raz zaryzykować iść na zaoczne (pierwszy raz na dziennych, a drugi na zaocznych), bo rodzice mi za nie płacą, a jak znowu nie dam psychicznie rady to będą się na mnie wyżywać... Jakby tego było mało to mieszkam z narzeczonym i jestem na jego utrzymaniu, co mnie strasznie denerwuje... Czasami wymiękam i nie chce mi się żyć... Ten stan trwa od roku...
  5. To chyba ta pogoda nam sprzyja. :) I oby tak dalej! Ja dziś poszłam na zakupy jak gdyby nigdy nic. Zero nudności i lęków, aż mi lepiej. :D
  6. Cześć dziewczyny. Byłam przed wczoraj na rowerze, przejechaliśmy ok. 10km, nie bałam się ani chwili. Wczoraj byliśmy na długim spacerze, a dzisiaj rano się pokłóciliśmy, więc wyszłam na godzinę na spacer. Zero lęków. Narzeczony nie rozumie, że takie wyjścia na spacery, czy rower mi pomagają. Wczoraj obiecał, że dziś pójdziemy gdzieś albo pojedziemy to oczywiście mu się nie chce. Kompletnie nie rozumie... Jak się zdenerwuję to zaraz sama pojadę nad tą wodę autobusem albo zabiorę mu samochód. :/
  7. Cześć dziewczyny! :) No to ja się muszę Wam pochwalić swoimi małymi osiągnięciami. :) W niedzielę poszłam na bardzo długi spacer z koleżanką (pojechałam na kilka dni do rodziców, bo miałam parę spraw tam do załatwienia), trwał około 4h! Na początku się denerwowałam, ale później mi minęło. W poniedziałek odwołali mi wizytę u pulmonologa, więc żeby nie siedzieć w domu poszłam do kuzynki na 2h, pobawiłam się z jej psiakiem i szczurem. :D Odwiedziłam też babcię, posiedziałam z nią na ławce pod blokiem - zero lęków. :) Wieczorem poszłam na długi spacer z kuzynką, na około 3h, biegałyśmy z jej psem po polach, spacerowałyśmy baaardzo daleko od mojego domu. Troszkę się *pobałam* orientując się, że jestem tak daleko, ale ataku paniki nie dostałam. :) We wtorek poszłam z kuzynką na miasto, też kawałek drogi. Załatwiłam wizytę w urzędzie pracy, kolejna dopiero w sierpniu. :) Później pospacerowałyśmy po mieście z dobre 2h, zaliczyłyśmy Rossmanna, sklepy odzieżowe, optyka i zoologiczny. Też denerwowałam się jedynie z początku spaceru, ale ataku paniki zero. :) Wieczorem przyjechał po mnie narzeczony i wróciłam do siebie. :) W środę poszłam na miasto w poszukiwaniu szpilek. Kupiłam sobie jedne w CCC. :) Początkowo jak szłam w stronę miasta biłam się w myślach: żeby mi tylko nie było niedobrze. Ale później przeszło, słuchałam sobie MP4, weszłam do CCC, przymierzałam buty i było już ok aż do powrotu do domu. Wracałam taka dumna z siebie! Dzisiaj byłam na krótkim spacerze z moim TŻem, poszliśmy się przejść do Biedronki, która jest troszkę dalej niż ta najbliższa naszego mieszkania. W ogóle się nie bałam. :) Czuję, że się poprawia! Jest coraz lepiej. :) Jutro jedziemy napompować rowerki na stację benzynową, w weekend się wybierzemy w jakąś przejażdżkę rowerową. :) Co do pieska to podjęliśmy decyzję: kupimy maleńkiego Maltańczyka z hodowli na święta Bożego Narodzenia albo po Nowym Roku. :) Cierpliwie poczekam. Podjęłam też decyzję pójścia w tym roku na studia zaoczne, na inżynierię biomedyczną na politechnikę śląską. Obym wytrzymała w tym postanowieniu i nie bała się na zajęciach. Muszę wyjść z tego cholerstwa! :) I cieszę się, że u Was lepiej Kochane! To chyba też ta sprawka wiosny i słoneczka, łatwiej się wychodzi z domku. Oby nam wszystkim przeszło do jesieni! :)
  8. Agatko, to jest mój mail Napisz to Ci wszystko opowiem. :)
  9. JULIO - faktycznie, Yorki to świetne pieski. Może któraś jest ze Śląska i mogłaby załatwić takiego? Na razie z hodowli za najniższą cenę znalazłam pieska za 500zł. AGATO - Myślę, że powinnaś rozważyć branie leków, jeśli nie jesteś w stanie sama wychodzić na spacery. No chyba, że czujesz się na siłach, aby zaryzykować walkę z tym sam na sam. Ja nie byłam w stanie, a leki mi bardzo pomogły. Biorę je dopiero czwarty miesiąc, a już odstawiam stopniowo (biorę coraz mniejsze dawki), nie czuję się uzależniona. No... Może ciut psychicznie, w tym sensie, że boję się, że jak je odstawię to wszystko wróci. Ale już zeszłam z dawki 3 tabletki na dzień do 1 tabletka na dzień, a wychodzę częściej niż wcześniej (rzadko sama, ale bardzo często z narzeczonym i to dość daleko), więc chyba nawet mi się polepsza. :) Poza tym Agatko, jak napisałam wyżej, jestem ze Śląska (okolice Katowic), do Dolnośląskiego nie tak daleko. W wakacje można by się spotkać. :) Poza tym gratuluję ślubu, który zbliża się wielkimi krokami. :) Jedyną technikę relaksacyjną, którą stosuję jest słuchanie muzyki lub ćwiczenia (np. hula hop). Zajmuje to moje myśli. :)
  10. Hey Agatko :) Widzę, że jesteś tylko o 4 lata starsza ode mnie, więc jest mi troszkę raźniej, bo jestem tu chyba najmłodsza. ;) Dlaczego do tej pory nie wzięłaś leków? Może by Ci pomogły? Jakie lekarz Ci przepisał? Ja biorę Sulpiryd i Afobam od grudnia i czuję się NIEBO lepiej! Teraz odstawiam Afobam (na lęk uogólniony), Sulpiryd odstawię niedługo. Agatko napisz coś jeszcze o sobie. Studiujesz, pracujesz, masz dzieci? Czym się zajmujesz, interesujesz? Co do pieska to podjęliśmy decyzję - kupimy z hodowli Yorka, takiego 2-miesięcznego, którego sama wychowam od podstaw. ;) Poczekamy z tym jednak do końca roku, na razie musimy kupić samochód, a jak wiadomo Yorki są w cenach od 500 do nawet 1500zł. Yorków akurat się nigdy nie bałam, bo miałam z nimi kontakt i nie wywoływały u mnie żadnego lęku. :)
  11. Ja Ewo boję się szczekających psów, stąd wynika problem. Nie mogę wziąć żadnego rozbrykanego, bo zwyczajnie panicznie się takich psów boję. Jedyne co nam pozostaje to adoptować zupełnego szczeniaczka, takiego do miesiąca, którego od podstaw wychowamy sami - takiego bać się nie będę. Tu nie chodzi o to, że chcę wziąć wychowanego i wytresowanego psa, to na pewno nie. Czegoś nie zrozumiałaś.
  12. Byliśmy w schronisku dla zwierząt. Spodobał nam się miniaturowy psiaczek, wiek tak do roku. Niby wszystko pięknie, tulił się i łasił, ale smyczy bał się wręcz panicznie, obcych ludzi tak samo, najlepiej by ich zaszczekał. A ja niestety... Boję się takich niepewnych psów, które na wszystko szczekają. Z jednej strony chciał być u mnie na rękach i się łasił, ale też miał to drugie oblicze. Ja się chyba nie nadaję na właścicielkę psa... Kocham je wszystkie, ale boję się, że np. podczas czesania albo przy gwałtownych ruchach mnie dziabnie i tyle z tego będzie - a ja zacznę się bać psa i co wtedy? Chyba odpuścimy sobie adopcję... Echhh... :( Widocznie nadaję się tylko do posiadania gryzoni, ich nie boję się w ogóle. :( No i pozostaje mi nadal tkwić samej w domu, jak narzeczony jest w pracy. Znacie jakiś sposób na nudę poza komputerem, sprzątaniem i gotowaniem? W ogóle jeszcze męczy mnie fakt tego, że nienawidzę być sama w domu, ciągle wydaje mi się, że coś słyszę w kuchni, bardzo boję się być sama w domu, a już zwłaszcza, jak jest ciemno na dworze. Jak narzeczony wychodzi do pracy o 5:30 to już nie zasnę za żadne skarby sama w mieszkaniu i tylko leżę godzinę aż się rozjaśni. W dodatku w dzień niemalże nie ruszam się z zamkniętego na zamek pokoju. Muszę znaleźć pracę, bo nie potrafię tak sama tutaj siedzieć. :(( Dodam, że nigdy w życiu nie zostałam na noc sama w mieszkaniu...
  13. Bo tak bardzo chciałabym ocalić jedno maleństwo, dać mu domek i swoją miłość... :)
  14. Dziękuję Kasiu. :) No niestety tamten psiak to nie był taki mały bąbel, to był duży szczeniak dużego psa. Jutro jadę do schroniska zobaczyć 6-miesięczną miniaturkę, takiego kundelka, który już nie urośnie, a jest na prawdę miniaturowy jak shih tzu. Zobaczymy. Na pierwszego psa powinnam wziąć małego, żeby samej się oswoić z lękiem i strachem. Pani w schronisku przez telefon mi powiedziała, że ten piesek nawet nie ma tyle siły, żeby ugryźć. Się jutro okaże w schronisku, wezmę go na dwie godziny się pobawić i ocenię, czy nie będę się go bać.
  15. Teraz jest mi cały czas przykro i smutno, jestem strasznie przybita... Tak bardzo chciałam mieć psa. :((( A tu okazuje się, że boję się, jak piesek gryzie, wręcz panicznie się boję.... :((( Może nie każdy piesek tak będzie robił?
×