Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Wilandra

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Wilandra

  1. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Dzisiaj znowu źle :-( Wczoraj byłam na mieście i dałam rade, nawet zakupy zrobiłam a dziś masakra :-( nie ma z kim pogadac, maz dopiero o 16 konczy prace i jeszcze musi zakupy zrobic, a ja z dzieckiem w domu.
  2. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Elisanka witaj, przykro mi z powodu twojej mamy. Bezeluszku chociaz u ciebie dobre wieści ciesze sie ze Ci sie wszystko układa, oby tak dalej :-D U mnie po staremu, nie odzywałam się bo mąz miał 2 tyg urlopu tacieżyńskiego a ja nieraz nie mam chwili bo musze córcią się zajmować. Zaczelismy z nią chodzić na basen, ja tam nie czuje się najlepiej ale czego się nie robi dla dziecka. szukam jakiegoś psychologa ale nie wychodzi mi to najlepiej ale musze sie w koncu ogarnać i wziaść do dzieła. Juytro musze poj na miasto sama załatwić sprawę już się boje ale może dam radę, muszę.
  3. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Teraz sie dopatrzyłam że to DZIUNIAN a chciała namiar na fb i że nie podałam maila bo raz mnie wylogowało jak chciałam wysłać odpowiedx i pewnie to wtedy było ale teraz podała więc jak macie ochotę podać namiar to piszcie :-D
  4. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Gracja co ztym namiaraem na fb podałam maila.Jakbyście chciały to podaje jescze raz maila anita_gap@tlen.pl na fb łatwiej pogadac bo bezpośrednio z czlowiekiem nie trzeba pisać w pustke i czekac na odpowiedź. Choc takie ogólne pisanie jeśli sie potrzebuje opini kilku osób jest ok. Dobrej nocki zyczę.
  5. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Cześć dziewczyny widze ze wam pogoda też doskwiera ja też słaba, masakra w weekend i nawet dziś to bym spała bez konca a jeszcze w sobote mielismy gości a w niedziele byliśmy u mamy mojej na obiadku a dziś babcia przyszla. A nie moge spać bo z córcia trzeba sie bawić, jak jest maż jest spoko ale jutro do pracy idzie i będe z córcia sama. Juz sie boję jak będzie. Nawet myślałam że ten stan to z niewyspania ale wczoraj o 22 poszłam spać a wstałam dziś o 7 rano to 9h spalam (moja córcia wybawiona przez dziadków spała jak aniołeczek, ani razu nie musielismy do niej wstaswać) a czułam sie jakbym wogóle nie spała. Niezły kołowrotek.
  6. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Z okulista kiepska sprawa teraz dzieci tak sa wychowane ze smieja sie zinnych jakby sami byli nieskazitelni tym trudniej wytłumaczyc dziecku ze to dla jego dobra i zdrowia. Człowiek rozumie to dopiero jak jest dorosły że zrobił bład bo trzeba było za młodu pewne rzeczy robić nie zwlekac to by problemów nie było. Pamiętam jak koleżanki w szkole chowały okulary a zakładaly przed wejsciem do domu. choć kiedyś chyba było lepiej a teraz masakra już sie boję co będzie za parę lat jak moja córcia pójdzie do szkoły. Musicie się z tym przespac spisać za i przeciw i podjąc jakąś decyzje córcia jest mała i potem do was będzie miała żal że jest tak a moglo być lepiej, dzieci dużo rozumieja ale wsyd bierze nad nimi góre i ie zdają sobie sprawy z konsekwencj. To rodzice są od tego zeby decydowac i podejmowac tak ważne decyzje. A w pracy jak to w pracy zawsze znajdzie się ktoś zazdrosny bo sam nie umie w inteligentny sposób sie wyjkazać wiec zachowuje się jak przedszkolak. nie załamuj sie bedzie ok wazne ze Twój mąż zna swoją wartośc i napewno inni to docenioą. Byłam kiedys w podobnej sytułacji i udało mi sie z tego wyjśc obronna ręka, Ja zostałam w pracy ta osoba mnie szkalująca została zwolniona bez uprzwedzenia w trybie natychmiastowym. Potem moze napisze lece bo sie moja córka obudziła i juz mnie wola. Pa
  7. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Magda moja córcia też jest Julia tyle ze 6 stycznia 7 miesiecy skończyła
  8. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Do DZIUNIAN i Anulka01 dziękuje za pocieszenie dziewczyny wiedzieć że też miałyście *jazdy* pociesza mnie, ze to tylko moja wyobraźnia i nie jestem sama. Jesli chodzi o leki to jak je bralam to w nocy nie mogłam spać a rano byłam nieprzytomna i nie moglam z łóżka wstać klopot był wielki nawet mąz zauwazył ze zachowuje sie inaczej niz zwykle. Wszystko mi bylo obojętne czy wstane, jak minie dzien, czy zjem sniadanie, Przy małym dziecku nie mogę sobie na to pozwolić musze byc aktywna od 7 rano do 7 wieczór bo szcześliwie moje dziecko noce przesypia (czasem się pokręci trzeba jej smoczek dać :-))a lęk nie mijał i tak same leki bez terapii odpowiedniej nie dają efektu. sylwestra wtedy spędzałam z mezem w domu i prawie sie przewrócilam podczas tanca taka byłam nietomna wytrwałam jakoś do północy i odleciałam. Chciałabym trafić na psychologa albo psychiatre który bedzie potrafił poprowadzić odpowiednią terapię, zrozumieć, pomóc a nie tylko leki wciskaći wmawiać ze to wszystko rozwiąże. Na prywatną terapie mnie nie stać. Gdyby było inaczej to dziś pewnie by mnie tu na tym forum nie było a panstwowa pomoc jest jak jest. Ja zeby zalatwić dziecku głupie skierowanie na usg ciemiaczka napociłam sie jak mysz, wysyłali mnie od sasa do lasa po tych wszystkich telefonach bylam mokra a moja cierpliwośc sięgneła zanitu. Papierek ważniejszy od czlowieka. U mnie dobre jest to ze umiem sobie wiele zeczy wytłumaczyć i jakoś leci ale czasami choroba bierze górę i wpadam w panikę, najczęściej piszę do brata smski albo do przyjaciółki (ona poszła do zakonu mieszka w innym mieście i mamy tylko kontakt telefoniczny i smskowy i przez fb ale wazne ze jest) te smski pomagaja mi bo piszemy o głupotach i wtedy na ogół czuje się lepiej bo nie myśle o tym co mi się w danym momencie dzieje. Wiem tez ze jakby co mój maż zwolni się z pracy. Ta świadomosć jest wazna i staram sie jak mogę żeby z tego nie korzystać. Udaje się ale wtedy odliczam godziny do jego powrotu. Jutro piątek musze jakoś przeżyć i weekend :-D a potem mąż znow do pracy dopiero od2 lutego będzie miał 2 tyg tacierzyńskiego jak nic się nie zmieni. Staram się myślec pozytywnie naprawde mi pomogłyście dziewczyny. Dzięki idę spać bo o 7 rano musze wstać dać córci mleczko potem obiadej jej i dla nas ugotować soczek wycisnać i dać radę i przeżyć do 16 do powrotu męża z pracy.
  9. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    MAGDA79 moge Ci podać ręke u mnie dokładnie to samo i ja tez 79
  10. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Jak mam sama wyjsc z domu to zawsze szukam wymowek bo wyjsc jak wyjsc ale potem trzeba wrocic a jak ide gdzies z mezek i corka to staram sie o tym nie myslec mysleć
  11. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Ogólnie ma czasem takie stany zdaje mi sie ze nie moge oddychac a przeciez oddycham i goraco mi duszno albo serce boli
  12. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Coś mi zjadło kawałek tekstu wiec odpisuje i przepraszam za ewentualne błędy w 2012 zaszłam w ciaże i teraz mam ukochana coreczke i wszystko wraca i jest do d.... i dlatego pisze do was bo wy mnie zrozumiecie mam nadzieje i moja historie a wsparcie osoby przezywającej podobną historie bezcenne
  13. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Od tej pory chodziłam do psychologa poleconego mi na forum to było w centrum terapi nie bede wymieniac nazwiska tej pani bo jesli komuś pomogla nie chce jej zaszkodzic ale stracilam wiare w pomoc. Obiecywala zlote gory ze będziemy analizowac i takie tam az w koncu kazała mi przyjsć prywatnie do swojego gabinetu po leki bo tam gdzie przyjmowala to byla darmowa pomoc doraźna i nie wolno jej bylo wypisywać recept. Poszłam oczywiscie okazalo sie ze po lekach jest gorzej ja nie potrzebuje leków tylko rozmowy i zrozumienia mojego problemu i jakiegos wyjscia, rozwiązania problemó, jak sobie z tym radzic. W sumie jak sie okazalo ze leki nie pomogły i wiecej prywatnie przychodzić nie bede skończyla sie analiza i pomoc ale byl brak czasu i wysylanie mnie od sasa do lasa. Przepraszam ale słuchanie jak ta pani śpiewa w chórze to nie jest dla mnie terapia. ciaże i teraz mam ukochana coreczke i wszystko wraca i jest do d.... i dlatego pisze do was bo wy mnie zrozumiecie mam nadzieje i moja chistorie a wsparcie osoby przezywającej podobną historie bezcenne
  14. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Powtóka z mojej historii Mam 32 lata (obecnie34) i dziwne stany lękowe. Nie wiem dokładnie kiedy to się zaczęło. Gdy kończyłam przedszkole zmarła moja ukochana babcia a w tedy raczej ie chodziło się z dzieckiem do psychologa. Nasilenie objawów nastąpiło jak zaczęłam chodzić do szkoły zasadniczej. W pierwszej klasie miało miejsce dość nieprzyjemne zdarzenie. Byłam ofiarą mobbingu. Nikomu nic nie powiedziałam (nie miałam komu się zwierzyć). Przestałam chodzić do szkoły i zwaliłam rok. Zaczęłam wszystko od nowa i niby było ok, ale w wakacje wracając od koleżanki do domu zrobiło mi się duszno, słabo, czułam się tak jakbym nie mogła oddychać. Z trudem doszłam do domu. Ręce mi zdrętwiały, czułam się coraz gorzej, nie mogłam ustać na nogach i mama wezwała pogotowie. Powiedzieli, że to na tle nerwowy o EKG niczego nie wykazało. Powiedzieli też, że powinnam iść do psychologa. Mama obiecała, ze mnie zawsze ale w rezultacie nic z tego nie wyszło. Chodziłam do lekarza pierwszego kontaktu przepisał mi masę leków ale nie pomogły. I tak żyłam (jeśli o można nazwać życiem), było raz lepiej raz gorzej. Tak przebrnęłam przez technikum. Gdy poszłam na studia poznałam przyjaciółkę, osobę, której mogłam się zwierzyć. Zaprowadziła mnie do psychologa. Chodziłam tam przez rok, ale te wizyty nic nie dały. Po prostu Pani psycholog choć bardzo miła nie potrafiła do mnie dotrzeć, a ja ni umiałam jej o tym powiedzieć. 4 lata temu spotkał mnie kolejny cios, zmarł mój dziadek. Byłam przy nim w szpitalu do ostatniej chwili, widziałam jak się dusił. I wszystko wróciło przez tydzień nie jadłam, chodziłam od lekarza do lekarza robiłam różne badania i nic. A ja ie mogłam nic przełknąć. Byłam wtedy z rodzicami bo mój obecny mąż (wtedy narzeczony) musiał wyjechać. Kiedy wrócił i zabrał mnie do domu, zaczęłam jeść jogurty i kefiry i pomału wracałam do równowag. Bardzo wtedy pomógł mi mój brat, był ze mną przy śmierci dziadka wiedział co przeżywam. Myślałam, że z czasem będzie lepiej, ale nie jest. Do tej pory gdy jestem sama w domu czuje się źle, nie mogę jeść. Mój mąż wie o wszystkim (wiedział jak tylko zaczęliśmy się spotykać, niczego przed nim nie ukrywałam) chciałby mi pomóc. Ale zdrowy człowiek nigdy nie zrozumie chorego. A ja staram się z tym walczyć, przecież nie mogę za każdym razem jak wydaje mi się, że coś mi jest wzywać pogotowia. A nie mogę normalnie funkcjonować. Sama już prawie nie wychodzę z domu. Mam nawet problem z pójściem do sklepu. Jestem załamana Chcemy starać się o dziecko ale jaki to ma sens z moimi lękami. Jakie będzie miało życie. Od 3 lat szukam pracy, ale nie wychodząc z domu to trudne. Wiem, że już dawno powinnam zacząć terapie ale nie mogę się zdobyć. Nie stać nie na prywatne leczenie. Boje się, że kolejny psycholog znów okaże się nie trafiony. Proszę o pomoc, o już nie wiem co robić. Mieszkam w Łodzi. Może ktoś zna dobrego psychologa, który mógł by mi pomóc. Lekarze uważają, że to wszystko wymysły, a ja oddałbym wszystko żeby normalnie przeżyć dzień, bez lęku.
  15. Wilandra

    Mamy z nerwicą

    Cześć. Na tym forum jestem nowa kiedyś opisywałam tu swoją historie ogólnie szukam wsparcia i pocieszenia bo mam małe dziecko 7 miesiecy córeczke i musze z nią być w domu sama bo mąż pracuje (z czegos trzeba zyć :-)) W ciazy i po było ok a teraz wszystko wraca :-(
  16. Była u lekarza wyniki mam dobre :-D W poniedziałek idę do psychologa :-D
  17. Dzięki na pewno skorzystam z którejś propozycji. Kusi mnie pomoc nieodpłatna. Wolałabym nie brać leków, czasem uzależniają. Zresztą pomagają tylko wtedy jak się je bierze a ja wolałabym żyć normalnie bez ich. W końcu to sprawa psychiki. Na razie byłam u lekarza pierwszego kontaktu żeby zrobić badania. Przyda mi się ostatnie badania robiłam 4 lata temu. Decyzja trudna ale w końcu mam jakąś iskierkę nadziei, że będzie w końcu ok.
  18. Myślałam nawet o hipnozie. Zresztą tonący brzytwy si,ę chwyta. Nie chce robić niczego co zamiast pomóc mogłoby zaszkodzić. Błaga pomóżcie.
  19. Mam 32 lata i dziwne stany lękowe. Nie wiem dokładnie kiedy to się zaczęło. Gdy kończyłam przedszkole zmarła moja ukochana babcia a w tedy raczej ie chodziło się z dzieckiem do psychologa. Nasilenie objawów nastąpiło jak zaczęłam chodzić do szkoły zasadniczej. W pierwszej klasie miało miejsce dość nieprzyjemne zdarzenie. Byłam ofiarą mobbingu. Nikomu nic nie powiedziałam (nie miałam komu się zwierzyć). Przestałam chodzić do szkoły i zwaliłam rok. Zaczęłam wszystko od nowa i niby było ok, ale w wakacje wracając od koleżanki do domu zrobiło mi się duszno, słabo, czułam się tak jakbym nie mogła oddychać. Z trudem doszłam do domu. Ręce mi zdrętwiały, czułam się coraz gorzej, nie mogłam ustać na nogach i mama wezwała pogotowie. Powiedzieli, że to na tle nerwowy o EKG niczego nie wykazało. Powiedzieli też, że powinnam iść do psychologa. Mama obiecała, ze mnie zawsze ale w rezultacie nic z tego nie wyszło. Chodziłam do lekarza pierwszego kontaktu przepisał mi masę leków ale nie pomogły. I tak żyłam (jeśli o można nazwać życiem), było raz lepiej raz gorzej. Tak przebrnęłam przez technikum. Gdy poszłam na studia poznałam przyjaciółkę, osobę, której mogłam się zwierzyć. Zaprowadziła mnie do psychologa. Chodziłam tam przez rok, ale te wizyty nic nie dały. Po prostu Pani psycholog choć bardzo miła nie potrafiła do mnie dotrzeć, a ja ni umiałam jej o tym powiedzieć. 4 lata temu spotkał mnie kolejny cios, zmarł mój dziadek. Byłam przy nim w szpitalu do ostatniej chwili, widziałam jak się dusił. I wszystko wróciło przez tydzień nie jadłam, chodziłam od lekarza do lekarza robiłam różne badania i nic. A ja ie mogłam nic przełknąć. Byłam wtedy z rodzicami bo mój obecny mąż (wtedy narzeczony) musiał wyjechać. Kiedy wrócił i zabrał mnie do domu, zaczęłam jeść jogurty i kefiry i pomału wracałam do równowag. Bardzo wtedy pomógł mi mój brat, był ze mną przy śmierci dziadka wiedział co przeżywam. Myślałam, że z czasem będzie lepiej, ale nie jest. Do tej pory gdy jestem sama w domu czuje się źle, nie mogę jeść. Mój mąż wie o wszystkim (wiedział jak tylko zaczęliśmy się spotykać, niczego przed nim nie ukrywałam) chciałby mi pomóc. Ale zdrowy człowiek nigdy nie zrozumie chorego. A ja staram się z tym walczyć, przecież nie mogę za każdym razem jak wydaje mi się, że coś mi jest wzywać pogotowia. A nie mogę normalnie funkcjonować. Sama już prawie nie wychodzę z domu. Mam nawet problem z pójściem do sklepu. Jestem załamana Chcemy starać się o dziecko ale jaki to ma sens z moimi lękami. Jakie będzie miało życie. Od 3 lat szukam pracy, ale nie wychodząc z domu to trudne. Wiem, że już dawno powinnam zacząć terapie ale nie mogę się zdobyć. Nie stać nie na prywatne leczenie. Boje się, że kolejny psycholog znów okaże się nie trafiony. Proszę o pomoc, o już nie wiem co robić. Mieszkam w Łodzi. Może ktoś zna dobrego psychologa, który mógł by mi pomóc. Lekarze uważają, że to wszystko wymysły, a ja oddałbym wszystko żeby normalnie przeżyć dzień, bez lęku.
×