Witam.
Mój Tata (62 lata) miał rozległy zawał serca dwa dni temu. Pojechał do pracy, ktoś z przechodniów zauważył jak osuwa się przy aucie. Udało mi się ustalić, iż jakiś czas (odnalazłem świadków) był nieprzytomny i nie oddychał, do czasu przyjazdu karetki (ok. 15 min) był reanimowany przez *przechodnia* - wcześniej próbowano go ułożyć w pozycji ustalonej. Ratownik stwierdził, iż reanimacja nie była prowadzona prawidłowo, świadkowie twierdzą jednak, że Tata na początku był siny a pod wpływem akcji ratunkowej zaczął oddychać i wyglądać *normalnie*. W szpitalu od przyjazdu karetki znalazł się bardzo szybko ok 5 min.
Miał nie drożne dwie tętnice (niestety w nerwach nie zapamiętałem więcej), wiem że zostały udrożnione stentami, jest utrzymywany w śpiączce farmakologicznej (na pompie widziałem MIDAZOLAM), jest zaintubowany.
Był przez pierwszą dobę schładzany do temp. 34 stopni, nie do końca rozumiem po co, tutaj prośba o pierwsze wyjaśnienia.
Wczoraj wieczorem, próbowano Go wybudzić, miał silne drgawki, ma spuchniętą twarz, doszło też do krwotoku z nosa. Czy jest to objaw uszkodzonego mózgu?
Lekarze bardzo dobrze się Nim zajmują, jednak bardzo dawkują informacje, nie wiem na chwilę obecną jaki jest obraz neurologiczny, jednak wiem co oznacza niedotlenie dłuższe niż 4 minuty.
Proszę o opinie jakie mogą być rokowania w takim przypadku?
Czy drgawki mogą być reakcją na lek, czy też zimna od tego schładzania?
Dzisiejsza próba wybudzania nie powiodła się, drgawki bardzo się nasiliły, został ponownie wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej.
Informacje dodatkowe: miażdżyca nóg, dwa lata temu poważna operacja, pęknięcie tętniaka aorty brzusznej.