Skocz do zawartości
kardiolo.pl

lambretta7

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez lambretta7

  1. Witajcie moi drodzy!!! znowu dawno nie pisałam, ale jak mi było źle to wchodziłam na forum i czytałam co tam u Was. Zastanawiam się teraz czy da się żyć z francą całkowicie bez żadnych lekarstw. Ja od pół roku nic nie biorę, bo psychiatra stwierdził, że to tak naprawde maskowanie problemu, a lepiej chodzic na psychoterapię. Chyba będę musiala to zrobic. Mnie franca dopada wtedy jak zostaję sama; tzn. mój facet wychodzi do pracy i wtedy jak tak siedzę i rozmyślam ( wyolbrzymiając wszystko co złe) to duszności, niekonczący sie ucisk w żołądku i napady paniki, gdzie mam wrażenie , ze umrę na siedząco prawie mnie nie odstępują. A bylo juz tak dobrze. Dodatkowo dowiedzialam sie, ze moj facet bedzie musial w najblizszym czasie wyjechac za granice na tydzien na szkolenie. Perspektywa tego, ze nie bedzie go przy mnie, ze kontakt bedzie bardzo ograniczony sprawia ze franca juz na dobre sie zadomowila i kazda blahostka sprawia, ze placzę; staram sie to sobie jakos przetlumaczyc na chlopski rozum, ale z marnym skutkiem. Czuje sie do niczego, na dodatek wciaz jestem na zasilku, dorywczo zajmując sie rocznym dzieckiem; o normalna prace ciezko; czuje sie bezuzyteczna i tak jakby zycie przeciekalo mi miedzy palcami. Mam gdzies tam chec by cos zrobic, ale franca skutecznie uniemozliwia mi normalne funkcjonowanie. Nawet nie wiem co powiedziec mojemu chlopakowi jak pyta czemu ciagle jestem smutna, placzę, skoro nie mam wiekszych problemow. Boje sie zostac sama z tym wszystkim. Jakby ktos chcial pogadac to moje gg 8308397. A moze zna ktos z Was jakiegos psychoterapeute z wroclawia, ale na NFZ, bo prywatnie mnie nie stać. Martwie sie tym bardziej, ze zastanawiam sie jak lzej byloby moim bliskim gdyby mnie nie bylo. Pozdrawiam i przepraszam, ze tak Wam tu nasmucilam...
  2. Witajcie moje drogie; nie pisałam dość długo; myślałam, że już wyszłam na prostą, a wczoraj znowu franca mnie dopadła; dziś jest jeszcze gorzej. Może to głupie to, co teraz opiszę, ale może ktoś z Was miał lub zna kogoś kto ma takie dziwne jazdy jak ja:( Jak wspominałam wcześniej; od ponad 3 m-cy jestem z fajnym, dobrym facetem; praktycznie mieszkamy ze sobą; przez ostatnie 3 tyg on był na długim zwolnieniu lekarskim i miałam go 24h na dobę; codziennie. Byłam szczęśliwa, że wszystko robimy razem; on też mówił,że cieszy się, że poznał taką dziewczynę, która lubi tak dużo przebywać razem. Wczoraj jednak już wrócił do pracy, a ja sama siedzę w domu przez tyle godzin i znowu chore myśli przychodzą mi do głowy, że się mną znudzi itp. Zauważylam, ze stalam sie bardziej zazdrosna, zaniepokojona,w każdej dziewczynie widze rywalkę; on mi mowi, ze po co mialby podrywac inne, skoro ma mnie, a one nie sa w stanie dac mu nic czego ja bym mu nie dawala; no, ale te inne maja ta przewagę-tak sobie myślę-ze sa nowe, nieznane, i w ten sposob atrakcyjne; obawiam sie, ze on dojdzie do wniosku, ze ile w koncu mozna uprawiac seks z ta sama osobą; ze bedzie chcial czegos nowego... nie wiem-moze mam go zapytac wprost czy mnie pod wplywem chwili nie zdradzi... Przez to wszystko znowu stracilam apetyt, boli mnie brzuch i franca za bardzo się rozhulała w moim jestestwie. Cieszę się , ze radzicie sobie jakos; fajnie poczytac wasze posty. milego dzionka!!!
  3. Witajcie moje drogie; u mnie w miare dobrze; pewnie dlatego, ze moj facet jest dla mnie taki dobry, czuly itp itd; Okazalo sie ze po prostu wczesniej byl zmęczony bo mial duzo pracy i kiepskie dni a ja sobie wkręcałam, ze juz mnie nie chce, ma mnie dosc i sie mna znudzil.Tymczasem jest wprost przeciwnie; no , ale wiem, ze wystarczy kolejna sytuacja, jakies nieporozumienie itp i bede sie obwiniala i obawiala, ze to juz koniec i jestem na straconej pozycji. Zabko, tak jak Ty ze sklepami, tak ja mialam i czasem mam ze srodkami komunikacji miejskiej; byl czas, ze ani pociągiem, ani autobusem, ani autem nie moglam podrozowac, bo myslalam, ze umrę; panika taka, chcialam uciec, a wiedziaoam ze nie moge, no bo co? Pojde do maszynisty i powiem ze ma zatrzymac pociąg w szczerym polu, bo zaraz oszaleję? Teraz juz jest znacznie lepiej, ale nosze przy sobie zawsze Tranxene zeby miec poczucie bezpieczenstwa:) staram sie skupic na czyms innym, byleby tylko nie dac sie sprowokowac; czytalam gdzies, ze jak nadchodzi ten *atak* to mozna sprobowac powtarzac w myslach jak mantrę niepowiązane ze soba słowa, np. widelec, trawa, kot, krzeslo; ponoc mózg musi sie wtedy napracowac z takimi niezwiązanymi w zaden sposob slowami i nie skupia sie wtedy na atakach paniki; raz sprobowalam i pomoglo:) poza tym to martwie sie tez tym, ze w pazdzierniku konczy mi sie zasilek i musze szukac pracy; kasa sie konczy, trzeba z czegos zyc, placic rachunki itp; wkręcam sobie oczywiscie, ze nic nie znajde, az niedobrze mi sie robi jak mam wysylac CV, lazic na rozmowy kwalifikacyjne itp. Mam nadzieje, ze jakos podołam. Udanego dnia!!!
  4. Kamila28 i Zabka 1983, dzieki za wsparcie; lżej mi sie zrobilo na sercu wiedząc, ze nie jestem sama z tym syfem:( Zazdroszcze wam, bo macie juz mężów :))) dziś juz troche lepiej ze mną, ale chyba tylko dlatego, ze moj facet napisal mi sam z siebie czułego smsa; chociaz w pewnym momencie pojawila mi sie mysl, czy aby na pewno ten sms byl do mnie. Moze mu sie pomylilo... Mam strasznie zanizone poczucie wlasnej wartosci; boje sie ze on sie mna naprawde znudzi; dzis powiedzial, ze jak wroci z pracy to zebysmy sobie gdzies poszli razem i ze on bedzie myslal gdzie i zebym ja tez pomyslala; a ja zaraz mam wrazenie, ze jak nic ciekawego nie wymysle, to on uzna, ze jestem nudna, beznadziejna i znajdzie sobie dziewczyne z zainteresowaniami, pomyslami itp. Kilka dni temu mowil mi, ze jestem swietna, bo mozna ze mna i pograc w szachy i w gry komputerowe i jakies sporty itp, ale mi sie wydaje, ze jego zachwyt pewnie byl chwilowy; nie wiem czemu mam takie myslenie; tzn. wiem czemu, ale jak sie od tego uwolnic; a najgorsze jest, ze boje sie np. spotkac z kolezanka jak on ma wolne z obawy, ze moze pod moja nieobecnosc np. gadac na gg z jakimis kolezankami i dostrzec ze np. one sa bardziej interesujace niz ja... Masakra, wiem, ze mam chore myslenie, ale musialam to napisac :(((
  5. A28aga28, moja sprawa, owszem, ale ciezko tak robic dobrą mine do zlej gry; zwlaszcza, ze czasem ten podly nastro dopada mnie przy nim. I on sie pyta co sie dzieje. I co? mam mu powiedziec-*mam chore mysli i schizy typu, ze mnie zostawisz, ze Ci sie znudze itp*? Faceci pewnie nie potrzebuja tak skomplikowanych psychicznie kobiet....:(
  6. Witajcie, jestem tu nowa i nie wiem czy we wlasciwym miejscu pisze to, co chcę napisać. Mam 27 lat i od 15 roku zycia z większym lub mniejszym powodzeniem zmuszona jestem radzić sobie z nerwicą. Miesiąc temu zakonczylam 2-miesięczny pobyt na oddziale dziennym. Od 2 miesięcy nie biorę żadnych leków, bo jak stwierdził mój lekarz prowadzący, maskowaly one jedynie problem. Teraz wiem, ze mial rację. Największym moim problemem jest lęk przed odrzuceniem; od 3 miesięcy mam dobrego partnera, co prawda on nie zna tych moich wszystkich schiz, natrętnych mysli itp; nie chcę go dolowac, boję się, ze wlasnie przez to moze mnie zostawic. Aktualnie nie pracuję; jak mój facet wychodzi do pracy, to natrętne mysli, czarne scenariusze zaczynaja przychodzic mi do glowy; dodatkowo męcza mnie objawy somatyczne takie jak: biegunka, bol brzucha, kolatanie serca, dusznosci, brak apetytu, brak koncentracji, uczucie jakbym miala zemdlec, zimne dłonie, no i nieustający, uporczywy, irracjonalny lęk, niepokój, podminowanie usytuowane w klatce piersiowej i brzuchu; jest to tak potwornie męczące, ze dzis praktycznie caly czas płaczę; wszystko to się wzmaga gdy, podaje najpopularniejszy w moi wypadku przyklad, napisze do niego smsa, a on przez dluzszy czas ( godzine lub wiecej) nie odpisuje. Wtedy te objawy, ktore opisalam powyzej są juz tak intensywne, ze nie chce mi się zyc. Jak dostanę smsa zwrotnego, wszystko odchodzi jak za pomoca czarodziejskiej różdżki. I ta ulga trwa moze 2 godziny i nastepuja kolejne mysli typu, ze jestem tak beznadziejna, ze to tylko kwestia czasu, ze on mnie zostawi, ze zostane sama, ze sobie nie poradzę, nie będę wiedziala co ze soba począć. Kazda chwila, ktora spędzamy osobno powoduje u mnie lęk. Jak jestesmy razem i on ma gorszy nastroj-obwiniam o to siebie i wszystkie objawy nerwicowe wracają; czuję sie uposledzona faktem, ze nie potrafie istniec i byc szczesliwa sama ze soba, tylko potrzebuje do tego faceta i jego bezgranicznej milosci; chcialabym byc najlepsza pod kazdym względem zeby wyeliminowac potencjalna konkurencję; jednoczesnie czuję sie bezwartosciowa i nie widzę w sobie zadnych głębszych pozytywow, ktore moglyby sprawic ze jestem atrakcyjna jako osoba. Moze na początku znajomosci tak bylo, ale teraz gdy znamy sie juz dobrze( mieszkamy praktycznie ze sobą) wydaje mi sie, ze nie mam juz nic do zaoferowania by zatrzymac go przy sobie na dluzej. Nie wiem jak zmienic swoje myslenie; jest mi cięzko i psychicznie i fizycznie, bo objawy somatyczne stają sie coraz bardziej wyniszczające. Czy jest ktos kto ma moze podbną sytuację? Pozdrawiam i przepraszam, jesli pisalam nie na temat.
  7. *...potrzebujesz miłości innych ludzi? Czy stajesz się niewolnikiem ich aprobaty? Czy prowadzisz sztuczne życie, ponieważ nie potrafisz znieść myśli, że możesz zostać odrzucony? Czy starasz się odgadnąć ich oczekiwania, a później usiłujesz je spełnić?*- jakbym czytała sama o sobie. Aż się popłakałam, ponieważ dokładnie jest tak w mojej sytuacji. Lęk przed odrzuceniem jest tak ogromny, że nie chce mi się żyć.
×