Cześć Dziewczyny, Wpisalam się kilka dni temu po raz pierwszy, dzis wchodze a tu masa nowych postów! Az nie wiem od czego zacząć. Tak krótko o mojej samodzielnie stwierdzonej nerwicy. Pierwszy raz się pojawiło jakieś 8 lat temu. Spaliłam z koleżanka troszkę haszu i tak się zacząl tydzień leżenia w łózku, zero apetytu, wszechogarniający lęk dosłownie przed wszystkim, ale nie wiadomo dokładnie przed czym. Bałam się ruszyć, balam się iśc spać, bałam się wyjść sama do innego pokoju. Paranoja! mam wygoniła z łóżka i powoli sie jako tako ogarnełam. Ale potem ładnych parę lat męczarni, dni lepsze lub gorsze, jakieś leki, potem poprawa ale nie na 100 %, ciąża. potem znowu dół, pani psycholog stwierdza DDA i wysyła do poradni. Terapia pogłębiona...depresja nawraca...leki..jest poprawa...odstawiamy. Za jakiś czas znowu dół..leki...i tak w kółko generalnie. Od prawie roku asertin, obecnie 0,75, max miałam 1,50 i hydroksyzyna doraźnie. Kiedy juz wszystko było super, zeszłam ze 1,0 do 0,75 i znowu lęk. I wtedy znalazlam sie tutaj i z uczuciem delikatnego niepokoju sobie teraz funkcjonuję. Objawy? Niepokój, osłabienie, ból głowy, zimne dłonie i stopy, ospałość, ból brzucha, bezsenność, brak apetytu, zero koncentracji, zero skupienia uwagi, nerwowość no i oczywiście lęk. Po dluższej przerwie stwierdziłam, że wracam na terapię i w poniedziałek idę do psycholożki. Jak pani psychiatra wróci z urlopu to tez chcę o tej nerwicy pogadać bo jak wszystko jest w miarę w porządku to dlaczego przychodzi lęk? A po za tym to generalnie jakoś sobie chyba radzę. Czasami się po prostu przyzwyczajam do tego że takie stany mam i jesli nie sa zbyt silne to jakoś daję radę. Pozdrawiam Was dziewczynki gorąco.