
elipsa5
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez elipsa5
-
Witajcie, jakiś czas temu pisałam na tym forum, ale mój stan zdrowia i psychiki uległ poprawie, więc staram się zaglądać tu jak najrzadziej. Myślałam, że będzie już tylko lepiej, że jestem silna, bo stawiam czoło lękom, chodzę do pracy, na uczelnię, jakoś funkcjonuję. Ale chyba nie do końca sobie radzę...Trzęsące się dłonie to dla mnie codzienność, problemy z pamięcią, koncentracją, apatia, senność, niepokój, takie dziwne uczucie w głowie, którego nie potrafię opisać, jakby spowolnienie reakcji, myślenia w sytuacji lęku czy coś w tym stylu...Czasem też rozmazuje mi się obraz, traci ostrość. Aj...trzeba z tym żyć. Ale wiecie co? Mamy już przewagę, bo wiemy z czym walczymy, potrafimy rozpoznać objawy i już tak łatwo się na nie nie nabieramy. I wiadomo, że trzeba odsuwać myśli od nich, skupić się na czymś innym.
-
Aga1789, jak ja Cię dobrze rozumiem! Jestem z Tobą... Mam tak samo. Trzeba chodzić do pracy, rozmawiać z ludźmi, a w głębi duszy nie ma się siły i udaje się, że wszystko w porządku:(. Też dziś się źle czułam w pracy, tylko wyczekiwałam jej końca. Słabe nogi, niepewny chód, zawroty głowy, odrealnienie i ogólnie złe samopoczucie. Do tego jeszcze serce mnie straszy, ciągle dokucza, kłuje. Ach...:(
-
Mi jest najgorzej kiedy jestem w pracy albo na uczelni. W domu jest lepiej, można się położyć, czł. jest spokojniejszy, czuje się pewniej, bo jest na *stabilnym gruncie*. A poza domem trzeba jakoś funkcjonować wśród ludzi, robi się słabo, pojawiają się myśli, że można zemdleć, że może się coś stać złego, a mimo to, trzeba robić swoje. Czasami jest lepiej, wtedy czuje się pewniejsza siebie, ale gorsze dni wracają i podcinają skrzydła... Boże, jakie to jest okropne... Wiem, że nie ma się co użalać, u mnie nerwica trawa pół roku, niektórzy męczą się z tym wiele lat, ale ja czuję się wew. martwa:(
-
Tylko Aniu skąd brać siłę, żeby wytrzymać ten proces...?
-
Magdzik23, codziennie odczuwam dolegliwości ze strony serca- kłucie, przeskakiwanie, trzepotanie, jakby dodatkowe skurcze. Miałam robione echo oraz ekg i wyniki ok. Dodatkowo (choć już dużo słabiej niż kiedyś) mam czasem *niepewny chód*, jakbym nie potrafiła utrzymać równowagi, bała się, że ją stracę i upadnę... Już i tak jest o wiele lepiej niż kiedyś (chyba przede wszystkim dzięki asentrze i w mniejszym stopniu - psychoterapii), ale wciąż mnie to denerwuje. Boże, czemu nam to robisz? Chcesz nas wykończyć????
-
Psycholog mnie zapewnia, że wyjdę z tego silniejsza. Ale im dłużej trwa ta choroba, tym bardziej się wypalam. To takie męczące każdego dnia odczuwać jakieś symptomy, wstawać rano i zastanawiać się czy sobie poradzę...:(((
-
Skąd się bierze to dziadostwo? Powiedzcie... Niby z konfliktu wew., ale ja u siebie go nie odnajduję. Może jedynie to, że czasem staram się robić dobrą minę do złej gry. Ale chyba każdy tak ma, że czasem mówi jedno, a w głębi myśli coś przeciwnego. Gombrowicz nazywał to *formą*, *pupą*. Na potrzeby chwili przybieramy pewne maski, nie zawsze niestety możemy być sobą... Ale czy tylko to mogłoby powodować nerwicę??? Stres omija naprawdę nielicznych ludzi, takie czasy. Tylko dlaczego tak długo trwa wychodzenie z tego???:(((
-
My- neurotycy o wiele bardziej przeżywamy różne zdarzenia, ponieważ cechuje nas duża wrażliwość. Czasem zazdroszczę ludziom, którzy nie przejmują się zbytnio, mają dystans do życia. Też bym tak chciała... Ta choroba uczy nas ogromnej pokory i cierpliwości. Każdy dzień jest wyzwaniem. Mam nadzieję, że wyjdziemy z nerwicy silniejsi.
-
Zuziu, mi nerwica zaczęła się pół roku po śmierci babci, bardzo ją kochałam i byłyśmy niesłychanie zżyte, to była moja bratnia dusza... Takie chwile są bardzo trudne, przykre i pogrążają w bólu. Jednak życie toczy się dalej i chcemy czy nie, musimy iść z jego rytmem. Ja wierzę, że po śmierci jest lepiej... i na pewno kiedyś się wszyscy spotkamy tam na górze... To prawda, że czas leczy rany... Zobaczysz Zuziu, że jeszcze się los do Ciebie uśmiechnie.
-
Agnieszkoficek, ja na początku chory cały czas czułam się słaba, nie miałam na nic siły, chciało mi się spać, zero energii i bo tego potwornie blada. To było okropne...:( Wtedy jeszcze podejrzewałam jakieś choroby, bo przecież jak nerwy mogą dawać takie objawy. Mysłałam, że czł. z nerwicą jest ciągle zaganiany, nadpobudliwy, nerwowy, rozpiera go energia. Jakże wtedy się myliłam... Zmieniamy się a nerwica razem z nami i podstępna podszywa się pod coraz to inne objawy. Ale my mamy dużą przewagę. Wiecie czemu? Bo na początku byliśmy przerażeni, nie wiedzieliśmy, co nam jest. Teraz już wiemy, że to nerwica i na jakiej zasadzie się do nas dobiera. Chcesz walczyć z wrogiem-poznaj go!:)
-
Witajcie Ja mam podobny problem z sercem. Odczuwam takie nieprzyjemne przeskakiwania, dodatkowe skurcze, czasem mnie kłuje... i właśnie serce jest moim słabym punktem, obawiam się czy jest zdrowe, mimo że miałam robione usg i ekg i wyniki były dobre. Ach, mamy przerąbane, mówiąc kolokwialnie:( PS Aga, trzymam kciuki!!!:)
-
Witajcie, Tak sobie myślę...ale by jesteśmy biedni... Niby jesteśmy fizycznie zdrowi, a kto z nas się czuje zdrów? Czy minie kiedyś obawa o życie swoje i najbliższych? Czy do końca życia mamy się zastanawiać czy *to* nie wróci, nie powtórzy się atak... Wszyscy nam radzą, że mamy żyć normalnie, zachowywać się jak dawniej, nie rezygnować z pasji, uprawiać sport... Ale ten, kto nie ma zaburzeń lękowych nie zrozumie nas, nie zrozumie jak to jest być zalęknionym, przestraszonym, drżeć na samą myśl, że coś się stanie. Wstawać rano i zastanawiać się czy dziś sobie poradzę, jak się będę czuć. I ta wątpliwość- nerwica, a może coś jeszcze albo coś innego? Pewnie chore serce albo kręgosłup, albo jeszcze coś innego. To nic, że wyniki ok. Może coś jeszcze warto zbadać, sprawdzić... A co, jeśli to nie nerwica...? Ile razy woleliśmy, żeby się okazało, że coś coś innego... coś, co łatwiej leczyć. Bo zmienić sposób myślenia, wydostać się z sideł lęku już niestety jest trudno.
-
Witajcie, Zuziu pocieszę Cię, że ja się dzisiaj czuję podobnie... A to dlatego, że miałam trudną noc - poty, duszności, kołatanie serca, niepokój. Pewnie dlatego, że byłam sama w domu i zawsze jak mój chłopak na służbę i nie ma go na noc, to jakbym podświadomie się bała i budzę się w nocy:( ach... Zuziu, każdy ma czasem gorszy dzień, ale my- nerwicowcy jeszcze bardziej go przeżywamy. Zwłaszcza wtedy, kiedy jest już lepiej, zyskujemy pewność siebie, bo choroba nam nie dokucza,a tu ni stąd ni zowąd powrót:( Ale ja mam nadzieję, że to tylko ostatni krzyk nerwicy, że ona się już wypala i to są jej ostatnie podrygi. Chcę tak wierzyć i Wy też nie traćcie nadziej. *Po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...* Pozdrawiam
-
Czy jest tu ktoś ze Szczecina?
-
Jak widać na każdego leki działają inaczej. Ja chwalę sobie asentrę, uważam że to był strzał w dziesiątkę. Chociaż miałam obawy, bo czytałam opinie, że dużo osób się na niej źle czuje. Ja czułam się źle tylko przez pierwsze dni, potem stopniowo, powolutku zaczęło odpuszczać:) Trzeba jak najmniej myśleć o nerwicy. Znamy już objawy, wiemy, że wiele osób czuje się podobnie i mimo złego samopoczucia nic nam nie grozi. Na początku panikowaliśmy, bo to było dla nas coś nowego, baliśmy się, że coś nam dolega, że coś się stanie. A czy stało się? Ile razy mdleliśmy???? Ja chyba z 1000 i jakoś nigdy nie straciłam przytomności. Mam do Was kochani pytanie- czy też dokucza wam takie jakby drżenie, trzepotanie klatki piersiowej? Ja mam tak rano, po przebudzeniu. Czuję, że moje ciało wewnątrz drży (klatka piersiowa, żołądek), coś w rodzaju dreszczy. Trwa to ok. 10 min. i mija...
-
Zobaczymy co bezie po odstawieniu asentry... Wtedy okaże się czy psychoterapia osiągnęła skutek...
-
Odruchy wymiotne i silny wstręt przed jedzeniem miałam na początku choroby (czyli pod koniec lutego), bardzo wtedy schudłam i zmizerniałam. Nie mogłam patrzeć na jedzenie, prawie nic nie jadłam. Do tego doszły jeszcze poranne biegunki. Na szczęście przeszło mi i po 2 tyg. wrócił apetyt. Asentra nie wpłynęła na łaknienie.
-
Witam, Desperat, ja biorę lek Asentra od połowy kwietnia. I tak jak ty przez 4 dni brałam po pół tabletki, a potem po 1 dziennie w dawce 0,50 mg na noc. Na początku też nie najlepiej się czułam, budziłam się w nocy zlana potem, serce mi waliło. Ale to normalne na początku stosowania leku. Mi neurolog zakazał czytania ulotki, bo powiedział, że neurotycy jak przeczytają o możliwych skutkach ubocznych, to oczywiście wszystkie potem u siebie znajdują:) Teraz czuje się dobrze, o wiele lepiej, a już nie miałam nadziei, czułam się okropnie. Zuzanno, te zawroty głowy są nam oczywiście znane. Nasilają się zwłaszcza wtedy, kiedy musimy dłużej stać, czyli np. w kolejkach, na przystanku, w kościele... Strasznie mi to dokuczało, bałam się, że upadnę, nogi stawały się dziwnie miękkie, czułam lęk...
-
Patynko, jeszcze nie uporałam się z tym, jest lepiej, ale niestety wychodzenie z tego jest długotrwałym procesem. Na początku było fatalnie, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, byłam przerażona. Ale z czasem, gdy coraz więcej czytałam o nerwicy, jej mechanizmach i sposobach zmagania się z nią, powoli, powoli zaczynało być lepiej. Biorę od miesiąca asentrę i myślę, że ten lek też ma wpływ na moją poprawę. Co tydzień chodzę na terapię. Nie wolno z tym walczyć! Trzeba to zaakceptować, zgodzić się. Inaczej lęk rośnie w siłę i karmi się naszą porażką... To bardzo trudne...Ale nie mamy innego wyjścia. Musimy zmienić swoje myślenie, negatywne myśli zastępować optymistycznymi. Odwracanie uwagi od problemu jest bardzo ważne, nie możemy ciągle o tym myśleć, bo zwariujemy. Życie toczy się dalej, trzeba iść z jego rytmem. Zobaczycie, że uda się nam, a nawet wyjdziemy z tego silniejsi. Pozdrawiam
-
Doradzam czytanie wątku *Z nerwicy się wychodzi*. Pani Jadwiga umieściła na nim wiele cennych wskazówek i opinię osób, którym się udało:)
-
Witaj Patynko, też na początku czułam się podobnie, cały czas mi było słabo, mogłam tylko spać, czułam, że mdleję, odpływam, drżenia, miękkie nogi, falująca podłoga (chodziłam jak pijana) drętwienie i mrowienie rąk towarzyszyło mi stale. Do tego jeszcze nierówne bicie serca, takie trzepotanie. I podobnie jak ty zastanawiałam się czy to nerwica, bo przecież czułam się źle cały czas, nie miałam ataków. Z czasem objawy traciły na sile albo zmieniały postać. Dziś jest już dużo lepiej, wkurza mnie tylko, że często jestem senna, brak mi energii i pojawia się takie dziwne uczucie w głowie, którego nie potrafię opisać...
-
Też się czasem zastanawiam czy to na pewno nerwica. Mimo kilku różnych badań, które miałam wciąż myślę, że coś jeszcze warto sprawdzić. Czytałam o tężyczce, tarczycy, kandydozie, niedoborze wit. B, że mogą dawać podobne objawy. Tylko nie wiem czy mam siłę, ochotę i pieniądze znów latać po lekarzach, robić badania i znów się stresować- aha, z tym jest w porządku, więc sprawdźmy jeszcze to...itd. itp. do zasranej śmierci....:(
-
Marta skąd ja to znam...głupie wyjście z domu: do sklepu, Kościoła, na uczelnie, do znajomych= nasilenie lęków:( Pocenie się rąk to dla mnie standard... zakłucie w sercu, nierówne bicie i już zaczyna się panika. Ach...skąd brać na to wszystko siły? Już nigdy nie będzie tak, jak dawniej. Czasami myślę, że dam sobie radę, że jest lepiej. Ale kiedy mam gorszy dzień, znów się załamuję i tak na okrągło...Ale co my mamy robić??? Mamy popełnić zbiorowe samobójstwo???? Rady typu: weź się w garść, nie myśl o tym, spróbuj się uspokoić, przecież nic ci się do tej pory nie stało, itd. nie działają na mnie. Nie dość, że objawy somatyczne są takie uciążliwe, to jeszcze spalam się wewnętrznie:(
-
Violunia są osoby, którym udało się z tego wyjść, poczytaj sobie wątek *Z nerwicy się wychodzi*. Ja wierzę, że nam się uda to pokonać!!! Jest to cholernie trudne i wymaga czasu, ale skoro nasze myślenie nas do tego doprowadziło, to ono właśnie może nas wyleczyć!
-
Markus, musisz wychodzić z domu, na siłę! Wiem, że to bardzo trudne, bo w domu czujemy się najbezpieczniej. Ja też na początku bałam się gdziekolwiek wychodzić, każdy dzień na uczelni był i nadal jest wyzwaniem, zrezygnowałam z pracy... Początki nerwicy były najgorszym okresem w moim życiu, jednym wielkim koszmarem:(. Odkąd biorę asentrę (2 tyg.) i chodzę na psychoterapię, czuję się lepiej, nabrałam większej pewności siebie. Chociaż nie jest całkiem dobrze (dopadają mnie czasem lęki, pocą się ręce, przeskakuje serce), rozważam możliwość propozycji pracy, jutro mam rozmowę i mimo wielu obaw chcę spróbować. Co ma być to będzie... Pozdrawiam Was serdecznie nerwuski, łączy nas nie tylko nerwica, ale także wrażliwość i dobre serce:)