Witajcie, od dwóch lat zmagam się z czymś, z czym nie mogę sobie poradzić... Zaczęło się od tego, że dwa lata temu w lutym źle się czułam, trwało to kilka dni (takie uczucie szumu w głowie, odrealnienia), jakieś dwa tygodnie od tych objawów po kąpieli zaczęłam się cała trząść,drgawki, lekko podniesiona temperatura. Tak się wystraszyłam, że coś mi się stanie, że poprosiłam mamę o zawiezienie na pogotowie, po drodze bardzo się bałam, że zacznę się dusić... W szpitalu bardzo niemiły lekarz odmówił mi pomocy...wtedy zdałam sobie sprawę, że mogę umrzeć i nikt się tym nie przejmie. Do następnego dnia dziwne objawy minęły, ale zaczęło się poważne przeziębienie... Miałam szumy uszne i dużo mroczków przed oczami (niby przezroczyste niteczki). Mroczki częściowo ustąpiły, ale szumy uszne mam do dziś :( Okazało się, że miałam przewlekłe zapalenie zatok, zatoki wyleczyłam ale objawy nie minęły... Bardzo się bałam ,że mam guza mózgu, że zostawię chłopaka, umrę tak młodo. Cały czas się zamartwiałam. Modliłam się, żeby przeprowadzono mi fachowe badania. Myślałam, że wtedy będę spokojniejsza. I doczekałam się rezonansu magnetycznego głowy. Okazało się, że wszystko dobrze, szumy nie są powiązane z chorobą laryngologiczną. Niestety ta informacja uspokoiła mnie tylko na chwilę, lęk powrócił, że pewnie lekarze czegoś nie zauważyli, że to pewnie rzadki niebezpieczny wirus. Ostatnio pojawiły się kołatania serca, wizyta u kardiologa potwierdziła, że serce jest zdrowe. Ciągle boję się, że coś mi się stanie. Dodatkowo stopy i dłonie mam wiecznie zimne, czasem to okropne uczucie, że wariuję, że jestem wyrwana z tego świata, gdzieś obok, często płaczę z byle powodu. Z chorób potwierdzonych mam jedynie niedoczynność tarczycy na którą jednak biorę leki i wyniki są już dobre. Proszę o pomoc