Witam, założyłem wątek więc pozwolę sobie napisać, co u mnie od ostatnich wpisów oraz odnieść się do Waszych spostrzeżeń.
No więc od kiedy spadła na mnie informacja o tętniaku przez jakieś 3-4 miesiące chodziłem struty i wydawało mi się że zaraz *pęknę*... Dodam, że wcześniej byłem aktywny fizycznie (siłownia 3 razy w tyg. przez ok 7 lat) więc tym bardziej sprawa mnie dołowała. Temat skonsultowałem jeszcze z dwoma kardiologami, przemyślałem wiele rzeczy odnośnie tej przypadłości i obecnie funkcjonuję prawie zupełnie tak jak przed uzyskaniem tej świadomości. Prawie, bo siłownia obecnie już bez takich obciążeń jak wcześniej i raczej 2 razy w tygodniu. Oczywiście o siłowni wspominałem każdemu z lekarzy i żaden kategorycznie mi nie zabronił, a nawet zachęcali mnie do aktywności fizycznych (oczywiście w granicach rozsądku).
Z końcem czerwca byłem na badaniu (po 6 mies. od pierwszego), szczęśliwie nic się nie powiększyło. Kolejne za następne 6 mies. i nie ukrywam, że również liczę, że rozmiary się nie zmienią, no chyba że zmaleje ;).
Piszę to, aby te osoby, które ciężko znoszą brzemię swojej choroby (choć większość autorów wypowiedzi w wątku ma zdrowe podejście) starały się podchodzić do tego schorzenia w miarę normalnie, bez zamartwiania się wieczorami kiedy pęknie aorta lub czy operacja się uda. MY NIEWIELE MOŻEMY TUTAJ ZDZIAŁAĆ. Naturalnie rozsądek podczas wykonywania codziennych obowiązków musi być zachowany, ale też bez przesady bo można popaść w depresję.
A jeszcze dodam, że po przemyśleniach, biorąc pod uwagę różne aspekty operację będę miał (chciałbym mieć) najprawdopodobniej w Zabrzu.
Pozdrawiam serdecznie.