Niewiele potrafię opowiedzieć o ablacji. Miałam ablację trzy dni temu. Zaraz po zabiegu lekarz operujący Aleksander Maciąg w Instytucie na Spartańskiej w Warszawie powiedział, że zabieg się udał. Następnego dnia zrobili mi EKG i stwierdzili, że nie widać poprawy. Czekam na testy wysiłkowe. Niestety lekarz operujący nie miał czasu na rozmowę ani ze mną ani moim mężem. Ale pewnie to norma w publicznych szpitalach. Wiadomość o chorobie WPW spadła na mnie półtora tygodnia temu jak piorun. Nie spodziewałam się tego. Karetka zabrała mnie do szpitala z migotaniem przedsionków, preekscytacją i sama nie wiem czym jeszcze. Zostałam jako *pilna* skierowana na zabieg. Miałam tylko tydzień aby poczytać, popytać. Teraz większy problem mam z psychiką i znoszeniem tego wszystkiego niż samym sercem. Dlatego tak ważne są dla mnie Wasze opinie i to jak sobie radziliście po zabiegu. Nie potrafię pogodzić się z tym ponieważ nie miałam objawów o których piszecie. Miewałam tylko uczucie bólu lub ciśnięcia za mostkiem i pod łopatką. Wszyscy mówili mi (łącznie z lekarzami), że to stres ponieważ bardzo dużo pracuję w stresujących warunkach. Proszę, podzielcie się ze mną najlepszymi praktykami jak żyć po zabiegu i radzić sobie z tym wszystkim.