Witajcie kochani:)
Logowałam się na wielu forach ale widzę ze tu jest bardzo miło więc postanowiłam z wami podzielic sie moimi przezyciami związanymi z tą okropna nerwicą...mam nadzieję że nie zostawicie mnie samej i pomożecie:)ja wam również pomogę metodami jakimi sama stosuje:)
Otóz...mam dopiero 20 lat zachorowałam na to okropieństwo 2 lata temu w wakacje...zaczeło sie od żoładka, schudlam nic nie jadlam nie wiedzialam co sie dzieje. nie spałam...poszłam do psychologa ale to dalo mi sily na nastepne 10 minut...;/ pozniej bylam u psychiatry dala mi seronil...leki nie dostosowaly sie do mnie bylo jeszcze gorzej wiec je odstawilam. uczeszczalam na terapie która mi duzo dala, pozniej mialam opieke ze strony pedagoga szkolnego, no i wszystko minęlo zdalam mature, zrobilam prawo jazdy poszlam do pracy. Wyjechalam do Warszawy, zakochalam sie moglam góry przenosic o wszystkim zapomnialam... No ale pzoniej bylo pasmo nie powodzen, chłopak którego tak pokochalam jak nikogo zostawil mnie, musialam wrocic z Wawy...W te wakacje wyjechalam do pracy w Niemczech, tam tez byl stres ale nie zwracalam na to uwagi. Dopiero po powrocie cos zaczelo sie ze mna dziac...zaczęły sie problemy ze snem, z dusznosciami, zaczełam studia no i koszmar, wszystko wrócilo. Zabiło mnie to bo nie sadziłam że to może wrocic, ostatnie dni mam tragiczne. Lęk mnie zjada, nie umiem sama spac-oczywiście bez tabletek nasennych sie nie obejdzie, biore sympramol. musi ze mna ktos spac bo budze sie w strasznym lęku, nie umiem sama zostawac w domu bo panicznie sie boje...czekam z minuty na minute az dzień minie:( Boje sie że to już depresja:( wiem że powinnam się leczyc ale wizyty sa strasznie drogie, boje sie leków ze znowu sie nie dopasują...Jednak biorę się w garśc i stypendium przeznacze własnie chyba na leczenie. Kochani napiszcie czy macie podobnie i czy kazzdy z was sie leczy, ja mam nadzieje że to znowu mini i juz nie dam się temu, bo przecież raz z tego wyszłam...pozdrawiam was gorąco