Dziękuję za cenne rady. Rzeczywiście nie leczyłam się w żaden inny sposób oprócz leków. Wiem, że są różnego rodzaju psychoterapie, ale jakoś trudno mi się do nich przekonać, po prostu nie wierzę, że przynoszą one zadowalające efekty. Od dzisiaj zaczęłam parzyć sobie melisę i naprawdę to działa, jestem o wiele spokojniejsza. Przynajmiej nie trzęsą mi się już ręce... i wszystko jakoś łatwiej mi przychodzi. A może to dlatego, że znalazłam to forum i przekonałam się, że z tą chorobą można żyć. Dzięki temu forum dowiedziałam się, jak wiele osób dręczy ta cholerna choroba. Zawsze zadawałam sobie pytanie, dlaczego to właśnie ja? Teraz widzę, że nie jestem z tym sama...Szkoda mi tylko moich dzieci, że muszą mnie czasem oglądać w kiepskim stanie. Boję się też, że któreś znich może po mnie odziedziczyć to paskudztwo. Nie wie ktoś z was czy to może być dziedziczne?