Cześć jestem tu nowa i postanowiłam opowiedzieć Wam moją historię. Zachorowałam na nerwicę lękową w wieku 15 lat (mam obecnie prawie 18). Jednak od dziecka byłam nerwowaa, bardziej wrażliwa ale umiałam z tym żyć. Problemy zaczęły się po wakacjach w 2007 roku w szkole. Raz na lekcji zrobiło mi się słabo i to spowodowało (jak to moja lekarka nazwała) wylaniem się wody z pełnego wiadra. Wtedy zaczęłam rozmowy z psychiatrą i branie leków. Na początku jakoś dało się wytrzymać. Na szczęście dostałam domowe nauczanie. Ale z każdym dniem było coraz gorzej. Po roku nauki zrobiłam przerwę w nauce bo miałam nadzieję że po odpoczynku wróce do szkoły, ale tak się nie stało... Wiele się działo przez te 3 lata m.in. również depresje i próby samobójcze. Teraz jestem na okropnym etapie. Moja nerwica jest tak pogłębiona, że nie wychodzę z domu. Wielką przeszkodą jest to, że mieszkam w małym miasteczku. Zero tolerancji, zrozumienia i anonimowości. Nie mam szansy na psychoterapię bo nie wychodzę z domu a na pewno nie podróżuję. Każdego dnia staram się wyjść na spacer chociaż ale tylko wokół domu. Krokiem do przodu jest to że jeżdżę samochodem do sklepu i nawet często wchodzę do niego. Boję się co będzie dalej. Nie wiem już co mam robić... Mam nadzieję że tutaj znajdę choć trochę zrozumienia i otuchy. Chyba nikogo nie zanudziłam. Chętnie też porozmawiam na gg o chorobie i nie tylko. Pozdrawiam