Cześć Wszystkim!
Jestem tu nowa,ale problem znam od prawie 5 lat.Najpierw myślałam,że przejdzie samo,potem słuchałam rad typu,,weź się w garść*,ale te słowa tak naprawdę uświadamiały mi że mam problem i nie dam sobie rady.Te słowa sprawiały,że chciało mi się wyć do księżyca.Wszystko bolało nawet myśli,noce zdawały być się nieskończenie długie jak z horroru.Uświadomiłam sobie żę coś jest ze mną nie tak...Pomógł mi brat i jego cudowna żona,mój mąż nie dorósł do mojej choroby,on jej nadal nie rozumie.Walczę
a raczej próbuje się z nerwicą zaprzyjaźnić SAMA.Nie mam już ochoty walczyć bo omija mnie to co jest w życiu najważniejsze rodzina,dom i dzieci.Próbuje nie myśleć o niej.To nie łatwe,ale z lekami które biorę plus cudowna terapeutka , którą mam od roku sprawiają że mój świat nabiera kolorów i po raz pierwszy od wielu lat mam marzenia,pragnienia i cele,które chce osiągnąć.To one zamazują mi chorobę.Wiem także,że wszystkie nerwusy
ja także to ,,wariaci*,bo kto ma szanse przetrwać w dzisiejszych czasach?Tylko my kochane nerwusy, ,,normalni *ludzie,bez problemów nie istnieją......