Witam. U mnie wykryto arytmie podczas rutynowych badań lekarskich przed rozpoczęciem sezonu (trenowałem piłkę nożną do tego czasu), miałem wtedy jakieś 15lat. Akurat jestem z tego przypadku, który nie odczuwa zazwyczaj częstoskurczów, zdarzyło mi się to może z 2-3razy. Nigdy też nie miałem nieoczekiwanych wizyt na pogotowiu. Od czasy wykrycia arytmii przez następne dwa lata miałem kontrolne pobyty w szpitalu, każdy kończył się zwiększeniem dawki podawanego mi od samego początku leku - polfenonu. W listopadzie 2008roku (miałem wtedy 17lat), podczas zwykłej planowej kontroli u kardiologa, wykryto stałe trzepotanie przedsionków (rytm na poziomie 100-195/min) i od razu zgarnięto mnie na oddział, leczenie farmakologiczne nie dawało oczekiwanych efektów, więc zrobiono mi kardiowersję elektryczną, to też nie przerwało trzepotania przedsionków, lekarze zdecydowali na przewiezienie mnie ze szpitala dziecięcego w Ligocie na ten dla dorosłych na Ochojcu. Tam też zrobiono mi pierwszy zabieg ablacji - początek grudnia 2008. Do choroby jak i zabiegu podchodziłem na całkowitym luzie, w przeciwności do panów, którzy leżeli ze mną na sali ;D A co do pierwszego zabiegu to muszę przyznać, że były to najgorsze godziny w moim życiu. Cały zabieg trwał ponad 8godzin, no muszę przyznać, że ból był niewyobrażalny (a uważam się za twardego chłopaka), pod koniec łzy poszły, w ogóle wpadłem w jakiś amok, przez następne 2-3h po zabiegu nie potrafiłem wypowiedzieć ani słowa. Jak się potem okazało zabieg się nie udał, wypisano mnie i zapowiedziano (jeśli się tylko zgodzę) następną ablację za parę miesięcy, przez ten czas zażywałem jakiś tam lek zaczynający się na *bio*, w październiku 2009roku miałem drugi zabieg ablacji, trwał on tym razem 4h i gdy usłyszałem *kończymy* byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, bo owszem że nie były to 4h wypoczywania, ale dało się przeżyć, nie to co za pierwszym razem ;) Od tego czasu nie muszę brać już żadnych leków, arytmia jest prawie do końca wyleczona, co parę miesięcy mam kontrolne wizyty u kardiologa i tyle. Widziałem parę poprzednich stron i były osoby ,których zabiegi trwały tylko godzinę! to aż niemożliwe. Jak najbardziej zachęcam wszystkich do poddania się temu zabiegowi, ja nigdy nie przejmowałem się moją chorobą, ale skoro miałem okazję zaprzestać przyjmowania leków i bycia całkowicie zdrowym, to dla mnie tylko głupiec mógł jej nie wykorzystać. Lekarze bardzo mili, pielęgniarki średnie - nie było źle ale mogły być lepsze.