Bezmiar tego wszystkiego wylałam w blogu , i książce . I dosłownie udało mi się w czasie choroby Mamci zachować *pion* bo gdybym ja rozpadła się psychicznie no to byłaby bieda straszna .
To co dzieje się z opiekunem doskonale widać w książce , właściwie napisałam ją dla wszystkich i trochę w imieniu opiekunów - bo to wszystko co doświadczyłam doświadczają inni ... Co prawda nie jest dostępna w tradycyjnej formie (z oczywistych powodów - nie stać mnie wydanie jej) lecz udostępniłam ja na inter. To trochę mi pomogło bo nie dusiłam tego wszystkiego w sobie tylko przelewałam na książkę , blog no i forum alz. .
Tak jakoś ułożyło mi się w głowie że jeśli choć jedna osoba odważy się nazwać rzeczy po imieniu - to może inni nie będą tak bardzo zagubieni w tym temacie .
Mam niesamowitą frajdę z tego że mogę nadal innym podpowiadać w tej materii i że inni korzystają z tego ...
Lecz doskonale wiem że utknęłam w miejscu ..muszę zacząć żyć własnym życiem , wrócić do pracy , do normalności i nie mam pojęcia jak to zrobić ....
Wyłapuję u siebie różne debilizmy, to bardzo przeszkadza w funkcjonowaniu takim normalnym ..
Podpowiedzi innym są bardzo dobre (w temacie Alzh.) ale przecież poza Alz jest jeszcze cały Świat.. ! Nie mogę czekać na mannę z nieba .. jak ja czegoś nie zrobię to nikt tego za mnie nie zrobi a nie chcę żeby Alz. zabrał mi moje życie ....życie duchowe ..
O tyle wyszłam na prostą : spacery pomogły bo cieszą się oczy z tego co za oknem , cieszy mnie gdy wyczaruję coś nowego na szydełku , fajna książka czy muzyka działa cuda . Najgorzej jest gdy ktoś obcy zaczepia mnie na ulicy , czy ja muszę coś załatwić sama . Najgorzej jest gdy właśnie mam rozmowę kwalifikacyjną - zachowałam się jakby od tego zależało całe moje życie .... czyli rozjechałam się - to mi dało do myślenia ,że coś jest na rzeczy , coś trzeba z tym zrobić bo to dopiero początek *nowego życia *