Witam,
Mam 30 lat - od paru lat sporadycznie odczuwam dodatkowe częstoskurcze tyle, że zdarzają się rzadko (raz na jedne lub dwa miesiące) - ale za to jak się zdarzają to trwają długo - do kilku godzin. Z reguły udawało się je zahamować ćwiczeniami oddechowymi. Ostatnio jednak nie udało się ich powstrzymać i po 12 godzinach i zgłosiłam się do szpitala. Tam po podaniu Betaloc-u dożylnie (5mg) straciłam przytomność i w ogóle akcja serca ustała. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło ponieważ byłam na oddziale ratunkowym i w pobliżu był lekarz, który szybko mi pomógł. Dodam, że do tej pory nie leczyłam się w żaden sposób - mało tego nawet nie wiedziałam, że taka przypadłość jest tak *popularna* ;-)
Oczywiście po tym zdarzeniu zalecono mi różne dodatkowe badania, których wyniki są w porządku (hormony tarczycy, Holter 24h, Echo i EKG spoczynkowe). Lekarz, z którym rozmawiałam powiedział mi, że nie spotkał się nigdy wcześniej z taką reakcją na beta-blocker. Ponieważ leczenie farmakologiczne po takim zdarzeniu raczej nie jest wskazane zalecany jest zabieg ablacji.
Na wypisie ze szpitala wpisane jest rozpoznanie: *Napadowy częstoskurcz-nadkomorowy. Polekowe zaburzenia przewodzenia pod postacią bloku przedsionkowo-komorowego III*.
Nie znalazłam nigdzie na forum opisu podobnego do mojej reakcji na Bataloc - lekarz też nie bardzo umie wyjaśnić to zdarzenie. Panie Oskarze - czy spotkał się Pan w swojej pracy z podobnym *ewenementem*?